Artykuł

"Wojna Restrepo": Chłopaki w afgańskiej klatce

Filmweb / autor: /
https://www.filmweb.pl/article/%22Wojna+Restrepo%22%3A+Ch%C5%82opaki+w+afga%C5%84skiej+klatce-70664
Fotoreporterzy przez lata przyzwyczajali czytelników prasy do wizerunku wojny jako dramatycznego, efektownego spektaklu, a twórcy kina wojennego szli z nimi ramię w ramię. W "Wojnie Restrepo" Tim Hetherington, jeden z najbardziej znanych współczesnych fotoreporterów, zrywa z tym wizerunkiem konfliktu.

"Wojna Restrepo" jest tylko elementem obszerniejszej historii o amerykańskich żołnierzach w afgańskiej dolinie Korengal, którą na przełomie 2007 i 2008 roku odwiedzili fotoreporter Tim Hetherington i dziennikarz Sebastian Junger, obaj związani z magazynem "Vanity Fair". Owocem ich wyjazdu był nie tylko film, ale także wspólny reportaż w "Vanity Fair". Poza tym każdy wydał własne publikacje. Junger –  książkę "War", a Hetherington – fotoalbum "Infidel". To nie wszystko, bowiem Hetherington przygotował jeszcze doskonały cykl "Sleeping Soliders", który w postaci videoinstalacji został zaprezentowany w 2009 roku w czasie New York Photo Festiwal i cieszył się sporym zainteresowaniem widzów oraz krytyki.



Tym samym z jednego miejsca powstało kilka relacji, niekoniecznie podobnych, chociażby z racji zastosowania różnych mediów. Złośliwcy mogliby powiedzieć, że Junger i Hetherington postanowili podczas jednego wyjazdu (w końcu Korengal to śmiertelnie niebezpieczne miejsce) zarobić tyle, ile się da. Zwłaszcza, że widoczny od wielu lat kryzys tradycyjnego dziennikarstwa i reportażu prasowego stawia profesjonalistów w trudnej sytuacji finansowej.  Na przykładzie ostatnich zamieszek w Iranie mogliśmy chyba najłatwiej zauważyć, że fachowców zastąpili lokalni bloggerzy, a fotoreporterów tanie cyfrówki i telefony komórkowe irańczyków. W końcu Internet nie wymaga aż tak dobrych zdjęć jak druk. Zresztą nawet zawodowcy coraz częściej odchodzą od profesjonalnego drogiego sprzętu. Znany włoski fotoreporter Alex Majoli od lat chwali się, że wiele ze swoich zdjęć zrobił przy pomocy "małpek" Olympusa, a w zeszłym roku na okładce "Tygodnika Powszechnego" mogliśmy zobaczyć zdjęcie zrobione Iphone'em, autorstwa polskiego laureata World Press Photo Rafała Milacha.

Wielokrotny sukces

Na szczęście dla Jungera i Hetheringtona, wieśniacy z Korengal nie są ani bloggerami, ani (jeszcze?) nie mają telefonów komórkowych z aparatami fotograficznymi. Autorzy "Wojny Restrepo" swoje metody pracy tłumaczą wprawdzie kryzysem fotodziennikarstwa i prasy, ale punktem wyjścia nie był dla nich czynnik ekonomiczny. W wywiadzie dla "New York Timesa" Hetherington podziela pogląd wielu swoich kolegów z branży, że idea klasycznego fotoreportażu jest nieaktualna. Dziś ludzie korzystają z tak wielu różnorodnych mediów i istnieje tak wiele obiegów informacji, że autorzy filmu musieli zastosować równie wiele form, by ze swoim przekazem dotrzeć do jak najszerszego grona odbiorców. Oczywiście, realizowanie tych szczytnych skądinąd celów, nie odbije się negatywnie na stanie reżyserskich funduszy. Trzeba przyznać, że plan Hetheringtona i Jungera się powiódł. "Sleeping Soldiers" zyskał uznanie w obiegu galeryjnym, książka "War" dobrze się sprzedaje, "Wojna Restrepo" dostała nagrodę na festiwalu w Sundance, a zdjęcia Hetheringtona zrobiły takie wrażenie w dziennikarskim świecie, że jedno z nich zdobyło główną nagrodę na World Press Photo w 2007 roku. Jury stwierdziło wtedy, że nagrodzona klatka jest metaforą zmęczenia i wyczerpania Ameryki i ma uniwersalny wymiar. Fotografia, na której widzimy samotnego żołnierza u kresu sił, odpoczywającego w bunkrze, pochodzi właśnie z doliny Korengal.



Gdy patrzymy na tę fotografię, od razu przychodzą na myśl prace Philipa Jonesa Griffthsa z cyklu "Vietnam Inc.", który w trakcie swojej podróży po ogarniętym wojną Wietnamie często pokazywał jankeskich żołnierzy w mało bohaterskich sytuacjach oraz to, co dzieje się poza linią frontu: chwile rezygnacji, zniechęcenia, a także dość powszechne na wietnamskim froncie ćpanie. Autorzy "Wojny Restrepo" poszli właśnie tym, przetartym przez Griffithsa, szlakiem. Choć trzeba przyznać, że żołnierze z Restrepo w porównaniu z marines sfotografowanymi przez Griffithsa to grzeczne i porządne chłopaki, które nie mają dostępu nawet do piwa.

Bezsensowne cele

Bohaterowie filmu dokumentalnego Jungera i Hetheringtona znajdują się w absurdalnej sytuacji. Grupa młodych, wyszkolonych żołnierzy, z których część nie skończyła jeszcze 21 lat, zostaje wrzucona do najbardziej niebezpiecznej części Afganistanu. Mają zdobyć przyczółek w odciętej od świata i cywilizacji dolinie Korengal, żeby Amerykanie mogli zbudować drogę, która połączy Korengal z resztą kraju. Miejsce, nietknięte jeszcze jankeskim butem, jest kompletnie wrogie. Żołnierzom udaje się wprawdzie przesunąć o kilka mil w głąb doliny, zbudować okopy i prowizoryczną bazę, ale dookoła mają tylko góry i wioski, z których co chwilę afgańscy rebelianci prowadzą ostrzał. Baza Restrepo jest więc otoczona i samotna (wsparcie i zaopatrzenie tylko z powietrza), a wróg kompletnie niewidzialny. Zatem wizerunek "tych złych" nie istnieje, nie ma na czym go zbudować. A przecież obraz "złego" to nieodłączny obraz konwencji kinowej wojny. Widz (film oglądamy z perspektywy marines) nawet przez chwilę nie zobaczy przeciwnika. Wie tylko, kiedy ten strzela, bo właśnie w tym momencie kamerzysta schyla głowę. Nie uświadczymy tu żadnych spektakularnych akcji, natarć i odwrotów. Wojenna rzeczywistość, w przeciwieństwie do filmowych fabuł, to kompletna nuda i rutyna, a czas dzieli się na chwile przed ostrzałem (zdecydowanie dominujące) oraz sam ostrzał. Działania żołnierzy nie mają tu większego sensu, nie układają się w żaden plan. Większa część produkcji przedstawia żołnierzy w czasie wolnym od walk, którego mają w nadmiarze. A czas ten jakoś trzeba zabić, by nie oszaleć z napięcia i samotności. Relacja z okopu przeplatana jest wspomnieniami żołnierzy nagranymi po powrocie do domu. Jak nietrudno się spodziewać, świadomość polityczna młodych żołnierzy nie stoi na wysokim poziomie, a część z nich, jadąc na wojnę, zachowuje się, jakby chodziło o kolejny etap w grze video. Sposób traktowania miejscowych również wzbudza wiele wątpliwości. Amerykanie traktują Afgańczyków w "kolonialny" sposób, jak prostych głupców, którzy są jednak o wiele sprytniejsi, niż się Amerykanom zdaje.



Ślady i rytuały

W bazie Restrepo, nazwanej na cześć zastrzelonego kolegi, bywa również zabawnie, co także nie mieści się w kanonicznym obrazie filmowej wojny. Poczucie humoru staje się doskonałą receptą na strach, wyczuwalny w każdej minucie. Podobnym remedium są coraz trwalsze i silniejsze więzi między żołnierzami. Jakoś przecież trzeba się oswoić z widmem śmierci i dojmującą samotnością. W najbardziej rozbrajającej scenie, bohaterowie tańczą przy dyskotekowym hicie Samanty Fox "Touch me", a żart balansuje na granicy homoerotyzmu. Panowie muszę też jakoś odreagować agresję, uprawiają więc zapasy i przeprowadzają wojskowy rytuał "pink belly" (bolesne "klapsy" aż do powstania ran).


Sebastian Junger i Tim Hetherington

To oswajanie otoczenia jeszcze lepiej niż na filmie widoczne jest na zdjęciach Hetheringtona "Infidel", gdzie w obiektywie uchwycił on rzeczy, które w medialnym wizerunku wojny są mało istotne. Reporter kieruje swój aparat na wojskowe graffiti, tatuaże, napisy na nabojach granatników (np. pocisk z napisem "for mom") czy hełm jednego z żołnierzy, wewnątrz którego umieścił on portret żony. Dopełnieniem tej metody jest cykl "Sleeping soldiers" – sen to w końcu jeden z najbardziej intymnych momentów, a także jedyna sytuacja, w której żołnierz jest całkowicie bezbronny. Choć "Wojna Restrepo" z pewnością koncentruje się na ludzkich odruchach żołnierzy, ich prywatności i emocjach, pozostaje jednocześnie filmem antywojennym. Dzięki oryginalnej perspektywie dobrze pokazuje absurd prowadzenia wojny w afgańskich warunkach i uzmysławia skalę dramatu żołnierzy zmanipulowanych przez rządową propagandę.

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones