Relacja

29. WFF: O miłosierdziu, światowej inwigilacji i dachowaniu w Strefie Gazy

Filmweb / autor: , , /
https://www.filmweb.pl/article/29.+WFF%3A+O+mi%C5%82osierdziu%2C+%C5%9Bwiatowej+inwigilacji+i+dachowaniu+w+Strefie+Gazy-99673
Kolejnego dnia trwającego w stolicy 29. Warszawskiego Festiwalu Filmowego obejrzeliśmy rosyjski kryminał "Major", chińską przypowieść pod tytułem "Ulica pułapka" i francusko-izraelski dramat "Rock The Casbah". Poniżej znajdziecie ich recenzje.


"Rock The Casbah"


Miłosierdzie – grzech śmiertelny
(recenzja "Major")

Życie nie jest dla słabeuszy i tych, którzy litują się nad innymi. Dobrymi intencjami wybrukowane jest nie tylko piekło, ale i ziemia. O czym bardzo boleśnie przekonają się Siergiej i Pasza, dwóch policjantów na rosyjskiej prowincji, główni bohaterowie filmu "Major".

Dla Siergieja miał to być najszczęśliwszy dzień w jego życiu, oto bowiem rodzi mu się syn. Jednak ten doświadczony oficer policji popełni trzy śmiertelne grzechy, przez co zginie wiele niewinnych osób. Pierwszą ofiarą będzie 7-letni chłopiec, którego przejedzie na drodze. Wypadek będzie skutkiem pierwszego grzechu Siergieja – pośpiechu. Dwie kolejne osoby zginą w wyniku drugiego grzechu policjanta, który obudził system ochrony swoich. I wreszcie grzech trzeci: wyrzuty sumienia. To one sprawią, że sytuacja wyrwie się spod kontroli, że kumple staną się wrogami, a ludzie w sumie porządni przemienią się w morderców.



"Major" Jurija Bykowa to znakomita fabuła i słaby film. Reżyser, scenarzysta i odtwórca jednej z głównych ról przygotował fantastyczną historię, zarazem prostą i mocną. Świetnie ukazał korupcyjny mechanizm wewnętrznej lojalności, która prowadzi do ochrony członków własnej organizacji wszelkimi dostępnymi sposobami. Doskonale uchwycił też, jak mało istotny staje się człowiek, kiedy machina ruszy z miejsca. Perypetie Siergieja przypominają trochę losy Don Kichota mierzącego się z wiatrakami. Świat "Majora" to miejsce ponure, gdzie ludzkie odruchy, empatia są słabościami prowadzącymi do śmierci. Choć jest to świat cywilizowany, rządzą tu okrutne zasady darwinizmu: zabij albo zostań zabitym. Nie ma żadnych szarości, żadnego kompromisu, żadnego wyjścia. U Bykowa życie ma barwę przelanej krwi.

Skoro Jurij Bykow stworzył tak świetny materiał, dlaczego "Major" nie jest kinematograficznym arcydziełem? Przede wszystkim dlatego, że nie jest filmem. W swojej istocie jest bowiem przedstawieniem teatralnym z grą aktorską mocno podkreślającą umowność całej sytuacji.

Resztę recenzji Marcina Pietrzyka znajdziecie TUTAJ.


Permanentna inwigilacja (recenzja "Ulica pułapka")

Kontrowersje związane z ograniczeniami cenzury, blokowanie Google’a i tym podobne ekscesy czynią z Chińczyków idealny naród do opowiadania o paranoi rodzącej się w atmosferze permanentnej inwigilacji. "Ulica pułapka" nie jest jednak krytyczno-politycznym manifestem o minusach życia w Państwie Środka. Debiutująca reżyserka Vivian Qu celuje raczej w uniwersalną anegdotę o niebezpieczeństwach, na jakie wystawiona jest dziś nasza prywatność. Ta ostrożność – a może chęć bycia zrozumianym pod każdą szerokością geograficzną – siłą rzeczy wpisuje jednak autorkę do filmowego towarzystwa, w którym jej propozycja wypada dość blado.



Li Quiming (Lu Yulai) zajmuje się fotografowaniem miejskich ulic na potrzeby cyfrowych map. Pewnego dnia od kartograficznej dokumentacji odciąga go widok przechadzającej się ulicą dziewczyny. Próbując ustalić tożsamość kobiety i zaprosić ją na randkę, chłopak zaczyna wikłać się w zagadkową sytuację. Zamiast dziewczyny z bohaterem kontaktuje się jej szef; okazuje się też, że miejsce, gdzie para spotkała się po raz pierwszy, nie istnieje na mapie. Gdy wreszcie Li umawia się z tajemniczą nieznajomą, ta pozostaje nieprzenikniona, tajemnicza.

Li to oczywiście bohater-metafora, postać, która na własnej skórze odkryje, że – zgodnie ze słynną sentencją Alfreda Korzyńskiego – mapa niekoniecznie pokrywa się z terytorium. Stąd też tytułowa "ulica pułapka", czyli określenie na niezgodność między kartograficznym zapisem a rzeczywistością. Tematyczne analogie idą jednak dalej. Bohater wraz z kolegą prowadzi mały biznes czerpiący z ludzkiej chęci podglądania. Młodzieńcy oferują usługi w zakresie technologii szpiegowskich (żeby nie powiedzieć: podglądackich) – sprzedają i instalują ukryte kamerki albo zajmują się wyszukiwaniem podsłuchów. Gdy ciekawość Li nie spodoba się pewnym osobom, podmiot voyeurystycznej relacji stanie się niespodziewanie przedmiotem. Żerujący na paranoi swoich klientów Li sam zacznie wątpić w to, że może być gdziekolwiek bezpieczny przed czujnym spojrzeniem Innego.

Resztę recenzji Jakuba Popieleckiego znajdziecie TUTAJ.


Dach i mrok (recenzja "Rock the Casbah")

Jest rok 1989, trwa pierwsza infitada. Izraelscy żołnierze tańczą do brytyjskiej klasyki rocka, z głośników płyną dźwięki kawałków The Who i The Clash. Żołdacy się stroszą, szykują karabiny, ładują magazynki z gumowymi kulami, ale w pogotowiu trzymają również te z ostrymi – na wypadek, gdyby miejscowi posunęli się za daleko. Owa demonstracja siły szybko zamienia się w świadectwo słabości. Gdy od zrzuconej z dachu pralki ginie jeden z żołnierzy, reszta oddziału dostaje rozkaz prowadzenia obserwacji z dachu pobliskiego domostwa. W tej spalonej słońcem betonowej pułapce upłynie im reszta dnia, weekendu, tygodnia. Nie będzie kogo straszyć i do kogo strzelać – choćby gumowymi kulami.



"Strefa Gazy jest nam potrzebna jak druga dziura w dupie" – podsumowuje kąśliwie sytuację kapitan, po czym zdejmuje mundur i biegnie wykąpać się w Morzu Śródziemnym. Prawda, ale w końcu rozkaz to rozkaz. Kolejne dni upływają "dachowemu komandu" na pilnowaniu własnego cienia i wypatrywaniu Palestyńczyka, który zrzucił pralkę. Ktoś przynosi radio, ktoś inny przygarnia bezpańskiego psa, jeden z bohaterów idzie za potrzebą, drugi bawi się w zabijanego z synem gospodarzy. Reżyser podpuszcza widza dynamicznie zmontowaną sceną krwawego starcia z bojówkami OWP, by za chwilę ukazać wojnę w jej prawdziwym, nieefektownym obliczu, a prowadzących ją żołnierzy – w sytuacji najtrudniejszej: gdy zostają sami ze sobą i muszą mierzyć się z prywatnymi lękami i demonami, zmagać z własnym charakterem.

Stojący za kamerą Yariv Horowitz służył w wojskowym oddziale edukacyjnym. Ma też na koncie wideoklipy, reklamy telewizyjne i filmy dokumentalne. "Rock the Casbah" to jego fabularny debiut i widać w nim, jak doskonale reżyser czuje krótkie formy: obyczajowe mikroscenki, zakończone niespodziewaną puentą anegdoty, wybijające się z narracyjnej tkanki filmu interludia. To z nich zbudowany jest zresztą centralny konflikt filmu, klincz naznaczonej piętnem zdrajców rodziny oraz okupujących jej dach żołnierzy.

Resztę recenzji Michała Walkiewicza przeczytacie TUTAJ.

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones