Relacja

30. WFF: Serce, głupiec i miłość

https://www.filmweb.pl/article/30.+WFF%3A+Serce%2C+g%C5%82upiec+i+mi%C5%82o%C5%9B%C4%87-107826
Kolejnego dnia trwającego od piątku w stolicy 30. Warszawskiego Festiwalu Filmowego obejrzeliśmy najnowszy film Jana Jakuba Kolskiego "Serce, serduszko i wyprawa na koniec świata", "Głupca" zapowiadającego się zdaniem naszego recenzenta na jednego z największych rosyjskich reżyserów Jurija Bykowa i francuską "Miłość od pierwszego wejrzenia".

***

Dwa serca, dwa smutki
(rec. filmu "Serce, serduszko i wyprawa na koniec świata")

Gdy ostatnim razem twórca "Jancia Wodnika" próbował sił w kinie gatunkowym,  jego film nie mógł znaleźć dystrybutora przez blisko dwa lata. Kolejna próba oczarowania masowego widza ma znacznie większe szanse na powodzenie. "Serce, serduszko" to porządnie zrealizowany familijny utwór drogi z ulubionym przez Kolskiego typem bohatera – nadwrażliwą duszą, która "trzecim okiem" widzi więcej od innych. Do tego reżyser funduje nam najlepszy od lat  w polskim kinie dziecięcy debiut, a także odkrywa nieznane do tej pory oblicze Marcina Dorocińskiego. Pakujcie plecaki, warto zabrać się w tę podróż.



11-letnia Maszeńka tańczy w balecie, rysuje w brulionie filmy animowane i podbija serce każdego, kto znajdzie się w jej pobliżu. Wystarczy zobaczyć, jak kręci piruety z "Jeziora łabędziego", zaprzęgając do pomocy zachwycone korpulentne kucharki. Przedstawienie podgląda z ukrycia Kordula – zagorzała wielbicielka death metalu i tatuaży oraz nowa pracownica bieszczadzkiego domu dziecka, w którym mieszka Maszeńka. Splot okoliczności sprawi, że bohaterki wyruszą razem w podróż do Gdańska na egzamin do szkoły baletowej. W pogoń za nimi wyruszy nie tylko zaalarmowana przez dyrekcję sierocińca policja, ale też uzależniony od alkoholu ojciec dziewczynki, gotowy zawalczyć ponownie o jej miłość i szacunek.

Twórca nie mocuje się z wysłużoną konwencją. Pokonywanie kolejnych kilometrów jest  w "Sercu, serduszku" równie istotne co przezwyciężanie ukrytych głęboko demonów, a wędrówka przez miasteczka i wsie odbywa się równolegle z wewnętrzną podróżą trójki bohaterów. Kolski-scenarzysta obudował ekranową wędrówkę łańcuszkiem epizodów,  w których z ironią, ale bez jadu przygląda się polskiej prowincji bądź... cytuje kinowe przeboje. Świetny jest wątek z wytatuowanym wizerunkami Matki Boskiej księdzem (Borys Szyc) freestylującym dla wiernych na wideoblogu. Z kolei taneczny pojedynek Maszeńki z małym mistrzem breakdance'u z Kazimierza Dolnego przypomina popisy ze "StreetDance 3D"

Całą recenzję Łukasza Muszyńskiego przeczytacie TUTAJ.


Nie ma chętnych do zbawienia (rec. filmu "Głupiec")

Jurij Bykow wyraźnie rozwija się jako reżyser. Jeśli dalej będzie podążał tą samą drogą, ma realną szansę stać się największą gwiazdą rosyjskiego kina. Musi jednak rozwinąć paletę tematów, o których chce opowiadać historie.



Akcja "Głupca" rozgrywa się w niewielkim miasteczku. W jednym z bloków, gdzie mieszka robotnicza biedota, rodzinna awantura zostaje przerwana pęknięciem rury. Na miejsce przyjeżdża ekipa hydraulików, w tym młody Dima Nikitin. Jego koledzy z powodzeniem ignorują okoliczności towarzyszące awarii – tego nie obejmuje zakres ich obowiązków. Dima jednak orientuje się, że pęknięta rura jest tylko drobnostką wobec tragedii, która już wkrótce może tu mieć miejsce. Młody hydraulik jest przekonany, że cały budynek zawali się w ciągu następnych 24 godzin. Jeśli nie zostanie przeprowadzona akcja ewakuacyjna, zginą wszyscy mieszkańcy, a jest ich grubo ponad ośmiuset. Postanawia więc zaalarmować władze i wymusić na nich stosowne działania. Ignoruje przy tym fakty na rzecz tego, co – w jego mniemaniu – jest słuszne.

Jeśli ktoś widział poprzedni film Bykowa pt. "Major", ten może doznać bardzo silnego wrażenia deja vu. Oba obrazy mają niemal identyczną fabułę. W obu bohaterem jest osamotniony mężczyzna, który wbrew zdrowemu rozsądkowi i instynktowi samozachowawczemu postanawia postąpić właściwie. Zarówno Siergiej, jak i Dima mają rys tragicznego Don Kichota walczącego z wiatrakami, którymi okazują się nie tylko skorumpowani rządzący, ale też ci, których bohater "Głupca" chce uratować. Jednak wymowa nowego filmu Bykowa jest jeszcze bardziej ponura od tej, jaką miał "Major". Tam spirala tragedii została nakręcona przez miłosierdzie głównego bohatera. Gdyby zachował się tak, jak wszyscy inni, większości z wydarzeń udałoby się uniknąć. Tu jest jednak inaczej. Do tragedii i tak dojdzie. Dima jest zaś lokalnym zbawicielem. Jeśli tylko ludzie wysłuchają jego ostrzeżeń, wszyscy będą żyć dalej. Jednak Bykow pokazuje, że dziś nikt nie pragnie zbawienia, nawet jeśli głośno domaga się pomocy. Nie zależy na nim władzy, która mogłaby odpokutować winę korupcji, ani też tym, którzy najwięcej stracą na tragedii. W jednej ze scen Dima z wyrzutem powie, że ludzie są zwierzętami. Ale bardziej pasuje tutaj porównanie do dzieci. Tak jak one wszyscy bohaterowie "Głupca" (z wyjątkiem Dimy i być może jego ojca) żyją w wiecznym teraz. W ich rzeczywistości nie ma miejsca na rozmyślanie o konsekwencjach, liczy się tylko obecna korzyść, nawet jeśli polega ona na wypiciu setnego kieliszka wódki.

Całą recenzję Marcina Pietrzyka przeczytacie TUTAJ.


Serce pod ostrzałem
(rec. filmu "Miłość od pierwszego wejrzenia")

Zanim posypią się iskry, mamy całkiem niewinne zapasy. Ona kładzie go na łopatki, on odpłaca pięknym za nadobne, zatapiając zęby w jej ciele. Niech Was nie zwiedzie polski tytuł i anglosasko brzmiące nazwisko reżysera. "Miłość od pierwszego wejrzenia" (czy w zgodzie z francuskim oryginałem "Les combattants") to film nicujący schematy rządzące komedią romantyczną i zaprzęgający wojenną metaforykę w służbę przewrotnej, miłosnej historii. Przewrotnej o tyle, że sprowadzającej liryczne frazy o "sercu jako polu bitwy" na zaskakująco dosłowny poziom.



Arnaud (Kevin Azais) jest spokojny, skryty i ostatnim miejscem, w którym go sobie wyobrażamy, jest wojskowy poligon. Madeleine (Adele Haenel) odwrotnie – przypomina posępną, nakręcaną zabawkę, wyrzucającą z siebie opryskliwe uwagi i sarkastyczne komentarze. Chłopak odziedziczył po ojcu tartak i zostaje zatrudniony do budowy szopy u rodziców Madeleine. Dziewczyna w tym czasie nieustannie hartuje swoje ciało, chce przeżyć resztę życia w mundurze. Oboje spotkają się na dwutygodniowym treningu przygotowującym do wojskowej służby. Słowem, frazes o pójściu za kimś w ogień staje się ekranowym ciałem.

Reżyser, Thomas Cailley, widzi w rozkwitającym między parą bohaterów uczuciu podskórną, ale w gruncie rzeczy bezpardonową, grę o dominację. Ustawia ich w sytuacjach, które pozwalają ten wątek wyeksponować: zabawnych i balansujących na granicy czarnego humoru sekwencjach szkolenia, ale również w chwilach, gdy Madeleine kruszy mury oddzielające ją od świata i otwiera się na Arnauda. Solidnie napisana i przeprowadzona ewolucja tych postaci ma zresztą odbicie w gatunkowej fakturze filmu: obraz zaczyna się jak przyprawiony sarkazmem dramat, by następnie przejść w rejony naszpikowanej tragikomicznymi miniaturami farsy (ze świetną rolą Nicolasa Wanczyckiego w roli absurdalnie cierpliwego porucznika Schlieffera), a następnie podążyć szlakiem konwencjonalnego melodramatu i zakończyć bieg w absolutnie nieprzewidywalnym stylu.

Całą recenzję filmu Michała Walkiewicza znajdziecie TUTAJ.

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones