Relacja

5. AFF: Seksualne inicjacje i horrory

autor: /
https://www.filmweb.pl/article/5.+AFF%3A+Seksualne+inicjacje+i+horrory-108003
We Wrocławiu obejrzeliśmy najnowszy film Gregga Arakiego z Shailene Woodley i Evą Green, "Biały ptak w zamieci", oraz świetny horror "Coś za mną chodzi".

Baśń inicjacyjna


Gregg Araki uspokaja się coraz bardziej. Poprzedni film reżysera – "Kaboom" – stanowił co prawda rodzaj gry z wybuchową konwencją jego wczesnych filmów. Ale stylistyczny eksces i plątanina układów seksualnych nie miały tam już – jak kiedyś - wymiaru politycznego manifestu. Były raczej czystą zabawą. W "Białym ptaku w zamieci" Araki kontynuuje zaś ścieżkę wysmakowanego stylu i poważniejszej tematyki wyznaczoną przez "Zły dotyk". Znów opowiada o inicjacji na przedmieściach, znów jest tajemniczy.



"Biały ptak w zamieci" przypomina zresztą baśń – jest to w końcu opowieść o dziewczynce wkraczającej w mroczny świat dorosłych. Podobnie jak w "Złym dotyku" fabuła jest tu zogniskowana wokół zagadki. Tam chodziło o sekret z przeszłości bohaterów, tutaj o tajemnicze zniknięcie matki głównej bohaterki. Nastolatka u progu dojrzałości, Kat Connor (Shailene Woodley), stopniowo dokonuje kolejnych przekroczeń. A Araki nie byłby Arakim, gdyby wszystko nie kręciło się wokół seksualnej frustracji. Dom Connorów przesiąknięty jest więc atmosferą niespełnienia. Eve, matka Kat (Eva Green), więdnie w złotej klatce gospodyni domowej; kobieta o urodzie gwiazdy filmowej uwięziona w związku z pospolitym, nieciekawym mężczyzną. Ojciec dziewczyny (Christopher Meloni), wycofany, niepotrafiący przebić się przez ścianę goryczy, jaka otoczyła się Eve, wyładowuje się w piwnicy, gdzie pod kłódką ukrywa stosik czasopism pornograficznych. Kat również odczuwa już przypływ pożądania. Pikantne rozmowy z parą przyjaciół, nagabywanie chłopaka (Shiloh Fernandez) o "nocne wizyty", wreszcie romans ze starszym mężczyzną. To, że matka z dnia na dzień niemal bez śladu rozpływa się w powietrzu, wydaje się być rezultatem tego buzowania seksualnej energii. Czy miała romans i postanowiła uciec z nieznajomym? A może to jakiś kochanek zabił ją w przypływie zazdrości? W historii Arakiego mamy Czerwonego Kapturka wchodzącego do paszczy wilka, ale nie wszystko jest tu tak oczywiste, jak wydaje się na pierwszy rzut oka. Niektóre wilki kryją się pod owczą skórą, a inne mają dusze łagodne jak baranki.
 
Akcja "Białego ptaka…" rozgrywa się na przełomie lat 80. oraz 90. i Araki zatapia swoją opowieść w estetyce tamtych czasów. W pochodzie zapomnianych gadżetów - ubrań, sprzętów domowych czy gier komputerowych – najważniejsza jest jednak muzyka. Z koszulek noszonych przez Kat, plakatów oblepiających jej ściany i słuchawek jej walkmana atakują nas Cocteau Twins, This Mortal Coil, Depeche Mode czy The Cure. Mechaniczne rytmy, syntezatorowe plamy i romantyczna, egzaltowana melancholia wprowadzają odrealniony nastrój zadumy i tajemnicy. Niedaleko stąd do klimatu serialowego Twin Peaks (w filmie występuje zresztą sama Laura Palmer – Sheryl Lee), gdzie w scenerii smutnej amerykańskiej prowincji rozbrzmiewały smutne wokalizy Julee Cruise skąpane w eterycznym akompaniamencie Angelo Badalamentiego. Wybrany przez reżysera moment historyczny i jego nieodłączny muzyczny krajobraz nadaje zresztą jego opowieści dodatkowego wymiaru. Kat przekracza bowiem granicę dorosłości niemal dokładnie w chwili, gdy zmieniają się dekady i następuje zmiana muzycznej warty. To właśnie na początku lat 90. rozkrzyczane grunge’owe gitary wykopują z nastoletnich głów uwielbienie dla gotyckiego, upozowanego spleenu lat 80. Podobna rewolucja zachodzi w życiu bohaterki: skąpany w pastelowych barwach komfort dzieciństwa przegrywa z niebezpieczeństwami hormonalnych burz i kryminalnych zagadek - czyli de facto z seksem i przemocą. Osoba Arakiego wprowadza zresztą jeszcze jeden kontekst: to wraz z nową dekadą amerykańskie kino poznało ostry smak New Queer. Ciemna, nurtu, którego jednym z przedstawicieli był właśnie twórca "The Living End". CZYTAJ DALEJ


Jakiś potwór tu nadchodzi

Jednym z głównych tematów horrorów – obok wszystkich psychopatów, klątw i innych straszydeł – jest oczywiście seks. Nie odkryje Ameryki, kto zauważy, że purytańskie dziedzictwo USA pozostaje silnie obecne w moralizatorskiej podszewce kolejnych opowieści z dreszczykiem, gdzie stosunek płciowy zazwyczaj równa się niebezpieczeństwu. Nie bez powodu jako pierwsze z ręki kolejnych zamaskowanych szaleńców giną zawsze największe rozpustnice, a tylko dziewice cudem uchodzą z życiem z krwawej jatki. W "Coś za mną chodzi" metafora seksu jako zagrożenia nie mogłaby by być bardziej dosadna: bohaterowie padają bowiem ofiarą klątwy przenoszonej drogą płciową. Ale film Davida Roberta Mitchella, choć gładko wpisuje się w horrorową tradycję, pozostaje niezwykle świeżą propozycją.



Reżyser w zasadzie łączy tu dwa zwyczajowe tropy z opowieści z dreszczykiem. Jeden to oczywiście śmiertelny margines seksualności, tanatyczne piętno erosa. Drugi: motyw przeklętego łańcuszka, którego nie sposób zerwać. Niczym w "Kręgu" Hideo Nakaty klątwa przyjmuje formę upiornego głuchego telefonu, gorącego ziemniaka: można ją jedynie odsunąć, podać dalej - nigdy uwolnić się od niej na dobre. Nastoletnia Jay (Maika Monroe) znajduje się w takiej właśnie sytuacji. Okazuje się, że pewien przystojniak, z którym spędziła noc, zostawił po sobie coś więcej niż tylko miłe wspomnienie. Skutkiem ubocznym miłosnych uniesień jest pojawienie się w jej życiu tajemniczej zjawy, która – niewidoczna dla osób postronnych – będzie prześladować dziewczynę do skutku – oczywiście śmiertelnego. Chyba, że Jay zdecyduje się przekazać pałeczkę kolejnemu nieszczęśnikowi.

"Coś za mną chodzi"
nie jest jednak kolejną zawoalowaną moralizatorską pogadanką – w tym przypadku na temat zagrożenia chorobami wenerycznymi. Fakt, seks ma tu swój niebezpieczny margines. Ale u Mitchella jest to raczej wypadkowa faktu, że nastolatki wydają się być całkowicie pozostawione sobie samym. Rodzice, dorośli, nauczyciele majaczą jedynie gdzieś na krawędzi kadru, ich obecność zbywana jest machnięciem ręki, lekceważeniem. Samotność dziecięcych bohaterów oznacza też samodzielność w poznawaniu reguł i zakazów życia płciowego. Jedyna edukacja seksualna, jaka jest im dostępna, to oglądanie ukradkiem czasopism pornograficznych i szeptane pod kołdrą pikantne opowiastki. Nie ma tu żadnego moralnego autorytetu, drogowskazu. Jest tylko (nad)naturalna siła, która prześladuje tych, którzy mieli tego pecha, że trafili w łóżku na kogoś "zarażonego". Mogące przyjąć wygląd kogokolwiek monstrum nieraz zjawia się co prawda pod postacią upiornie zseksualizowanych matek i ojców swoich ofiar. Śmierć z ręki demona przypomina wówczas symboliczną karę, ale zarazem stanowi akt złamania tabu, zbrodnię kazirodztwa. Moralny dylemat bohaterów nie polega na tym, czy uprawiać seks czy nie. Rozchodzi się tu raczej o wiedzę seksualną, samoświadomość ciała, etykę daru seksu. Czy wiedząc, że się "wpadło", można przekazać dalej klątwę, żeby ocalić siebie? CZYTAJ DALEJ

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones