Relacja

BERLINALE 2015: Grzechy Kościoła, grzechy artysty

Filmweb / autor: , /
https://www.filmweb.pl/article/BERLINALE+2015%3A+Grzechy+Ko%C5%9Bcio%C5%82a%2C+grzechy+artysty-109722
"El Club" Pablo Larraina to jedna z ciekawszych propozycji tegorocznego konkursu Berlinale. Szanse na Złotego Niedźwiedzia ma spore. W walce o laury nie weźmie natomiast udziału Wim Wenders. Jego najnowsza produkcja "Every Thing Will Be Fine" - wbrew optymistycznemu tytułowi - niezbyt się udała.

Zakonnicy w przebraniu ("El Club", reż. Pablo Larrain)

"El Club" otwiera cytat z Księgi Rodzaju: "Bóg widząc, że światłość jest dobra, oddzielił ją od ciemności". W filmie Pablo Larraina tego podziału nie widać. Kamera Sergia Armstronga wycelowana jest prosto w słońce tak, że zarówno twarze bohaterów, jak i ich brudne sekrety, giną w mroku. Świat ma tu tonację ponurego chiaroscuro, jest wyblakły, prześwietlony, niewyraźny - jakby w ślad za sprzeniewierzonymi wartościami. Wilki kryją się w owczych skórach, a sprawiedliwość, jeśli w ogóle triumfuje, to w sposób co najmniej dwuznaczny.  



Przez pierwsze kilka, kilkanaście minut oglądamy szereg scenek rodzajowych. Czworo starszych mężczyzn w towarzystwie jednej kobiety przechadza się skrajem morza, śledzi przebieg psiej gonitwy, spędza spokojne chwile w jakimś domostwie. Telewizja, ciepłe kapcie, gazetka. Reżyser bardzo powoli odkrywa przed nami prawdziwą naturę tego, na co patrzymy. Choć mężczyźni nie modlą się, noszą zwyczajne ubrania, nie wykazują żadnych przejawów duchowości, okazują się być księżmi. A dom w miasteczku na chilijskiej prowincji, w którym mieszkają pod okiem pewnej zakonnicy, to miejsce zesłania. Niepozorna codzienność stanowi jedynie przykrywkę, dywan, pod który zamieciono brudy. Lecz kiedy w progu staje nowy lokator, status quo zostaje zaburzone. W ślad za skazanym na banicję księdzem do mieściny przybywa bowiem jego były wychowanek. Oskarża on duchownego o seksualne wykorzystywanie i zaczyna zagrażać obłudnej społeczności.

Całą recenzję Jakuba Popieleckiego przeczytacie TUTAJ


Wypadek przy pracy ("Every Thing Will Be Fine", reż. Wim Wenders)

W ciągu ostatnich czterech lat Wim Wenders nakręcił dwa zachwycające dokumenty. "Sól ziemi" z 2014 roku, opowiadająca o życiu, pracy i podróżach fotografa Sebastião Salgado, była świadectwem ogromnej wizualnej wrażliwości. Zjawiskowa "Pina" udowodniła, że technologia 3D nie musi służyć wyłącznie urozmaicaniu spektakularnych widowisk, ale sprawdza się także jako narzędzie skromnej, artystycznej ekspresji. Ostatnim dobrym filmem fabularnym, jaki Wenders podpisał swoim nazwiskiem było "Nie wracaj w te strony" nakręcone dziesięć lat temu. "Every Thing Will Be Fine" - przy całym szacunku dla dorobku reżysera - ogląda się jak dzieło nowicjusza, który ma w głowie same banały i nie dostrzega fałszywych emocji wymalowanych na twarzach aktorów.


   
Pierwsze sekwencje filmu nie zapowiadają jeszcze katastrofy (klimatem przypominają trochę "Słodkie jutro" Atoma Egoyana. Przed oczami głównego bohatera (James Franco), którego nie znamy jeszcze ani z imienia, ani z nazwiska, rozciągają się zaśnieżone kanadyjskie pejzaże. Wenders wciąga nas w jego życie znienacka, towarzyszy temu niepokój; wrażenie, że stało lub stanie się coś złego. Dopełnieniem intrygującego wprowadzenia jest mistrzowsko zainscenizowany wypadek. Pod kołami samochodu mężczyzny ginie mały chłopiec. Trudno uwolnić się od poczucia, że owo wydarzenie, choć owocuje samobójczą próbą mężczyzny, w istocie nie niesie jednak żadnych konsekwencji. Bohaterowi kolejnej historii o tym, że "wszystko będzie w porządku" udaje się uciekać przed odpowiedzialnością, a zwroty akcji nic nie znaczą, niewiele zmieniają. "Czy ciebie absolutnie nic nie rusza?" - pyta jedna z jego partnerek chwilę po wykolejeniu się karuzeli w wesołym miasteczku. Słyszy w odpowiedzi, że emocje można przeżywać na różne sposoby.

Całą recenzję Anny Bielak przeczytacie TUTAJ

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones