Relacja

BERLINALE cz. III: GO FOR IT, ASGHAR!

Filmweb / autor: /
https://www.filmweb.pl/article/BERLINALE+cz.+III%3A+GO+FOR+IT%2C+ASGHAR-70547
Kiedy w mroźny, lutowy wieczór Irańczyk Asghar Farhadi wychodził odebrać Złotego Niedźwiedzia za "Jodaeiye Nader az Simin", owacjom nie było końca. Gdy umilkły oklaski, Farhadi spojrzał na publiczność i rzekł: "widać, tak było pisane". A potem poszedł pić.

Okej, żartowałem. I wiem, to żart zabawny jak niemiecka komedia. Mamy dopiero piątek, więc nikt jeszcze niczego nie odebrał, a los nie postawił kropki nad i. Festiwalowa publiczność wciąż dzielnie uczęszcza na pokazy, zaś alkohol dla triumfatorów chłodzi się w hotelowych kuchniach. Jeśli jednak sobotnia ceremonia będzie miała inny scenariusz, skład jurorski powinien zostać oddelegowany do obsługi radaru na Kamczatce.

Chyba nikt, kto był na pokazie filmu Farhadiego, nie ma wątpliwości co do tego, że Irańczyk idzie w cuglach po Złotego Niedźwiedzia. Oczywiście, jeśli artysta zostanie ponownie nagrodzony w Berlinie (dwa lata temu zgarnął statuetkę za reżyserię "Co wiesz o Elly?"), to nie dlatego, że jego film jest wybitny (a bez dwóch zdań jest!). I nie dlatego, że nie ma absolutnie żadnej konkurencji w tegorocznym konkursie (a bez dwóch zdań nie ma!). Zostanie nagrodzony, ponieważ jurorom nie umknie polityczny wymiar całej opowieści i nie zapomną o uziemionym reżyserze Jafarze Panahim, rodaku Farhadiego, którego przygody w kraju urodzenia przypominają remake Księgi Hioba. Walczący z władzą za pomocą kamery Panahi ma w stolicy Niemiec swoją retrospektywę – oby szefującej jury Isabelli Rosselini to nie wystarczyło. No, chyba że stanie się światłość, a jurorzy nagle dojdą do, słusznego skądinąd, wniosku, że Asghar Farhadi to jeden ze największych, współczesnych mistrzów kina.

W poprzednim filmie reżysera, dystrybuowanym również w Polsce "Co wiesz o Elly?", jedna egoistyczna decyzja nakręcała spiralę kłamstw, niedomówień i przemocy. Tym razem jest podobnie – katastrofę zwiastuje pojedyncza chwila słabości. Po rozstaniu ze swoją żoną Simin, honorowy i zapracowany Nader zatrudnia "na czarno" opiekunkę dla swojego chorego ojca. Wkrótce dochodzi do dramatu – wypchnięta (dosłownie!) przez drzwi za niedopilnowanie patriarchy kobieta traci dziecko, które od czterech miesięcy nosiła w łonie. Jej zapalczywy mąż oskarża Nadera o morderstwo. Pojawiają się pytania: Nader wiedział o ciąży czy nie? Pchnął kobietę na tyle mocno, by ta spadła ze schodów, czy może jej poronienie było spowodowane czym innym?

W reżyserskiej optyce nie ma miejsca na forowanie którejkolwiek ze stron konfliktu, przyznawanie i odbieranie racji, klepanie widza po plecach i wskazywanie mu palcem ludzi dobrych i złych, szczerych i kłamliwych, uciskanych i uciskających. Farhadi obserwuje swoich bohaterów z dystansu, ale nie spogląda na nich okiem biologa, nie podgląda ich przez szkło powiększające i nie traktuje jak pomocy naukowej na wykładzie z behawioryzmu. Stać go na empatię, która nie kończy się jednak emocjonalnym szantażem. Jest bezstronny wobec swoich bohaterów i uczciwy wobec widza. Oczywiście całą historię zamyka we wspaniałej, inspirowanej amerykańską tradycją gatunkową formie. Swoje filmy, zakorzenione w irańskiej kulturze tragedie, konstruuje na wzór thrillerów, nie obce mu są chwyty zarezerwowane dla kina z dreszczykiem (znak firmowy: fantastycznie wykorzystane elipsy, reorganizujące zgromadzone przez widza informacje). Na tle arthouse’owych filmowców, którzy wciąż zbyt często pytają w swoich filmach o to, kto czerpie więcej energii z kosmosu – pasterz czy jego koza? – Farhadi wyrasta na wielką gwiazdę.

W konfrontacji z kinem podobnego formatu, blado wypadają nawet produkcje, które z czystym sumieniem można uznać za udane. W "Wer wenn nicht wir" Andresa Veiela, emocjonalnym rewersie "Baader-Meinhof" Ulego Edela, poznajemy młodą Gudrun Ensslin. Ta zahukana studentka za kilka lat stanie się jedną z liderek RAF-u. U Edela akcenty były przesunięte na polityczny wymiar działań ultralewicowej bojówki. W filmie Veiela, swoistym historycznym prequelu "Baader-Meinhof", obserwujemy związek Ensslin z Bernwardem Vesperem (synem opiewającego nazistów pisarza Willa Vespera) oraz emocjonalne burze, które pchnęły ją w ramiona ideologicznego fanatyzmu. Podobnie jak fenomenalna "Agora" Alejandro Amenabara, "Wer wenn nicht wir" pokazuje, jak często fanatyzm kiełkuje z niespełnienia w innych dziedzinach życia i jak chętnie pożera tych, dla których kompulsywne działanie "dla dobra ogółu" jest reakcją na porażki w związkach międzyludzkich.

Reszta jest milczeniem. Zarówno cynicznie eksploatująca motyw związku "sympatycznych freaków" Miranda July ("The Future"), jak i torturujący widzów formalizmem Yoon Ki-lee ("Come Rain, Come Shine") oraz próbujący zawoalować myślową pustkę ważkim tematem Michal Aviad ("Invisible") nie popisali się w swoich nowych filmach.

Ciąg dalszy na pewno nastąpi, a my już teraz zapraszamy na wywiad z Asgharem Farhadim, który pojawi się wkrótce na stronach Filmwebu.

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones