Relacja

DWA BRZEGI 2014: Dobrzy ludzie, zła historia

autor: , /
https://www.filmweb.pl/article/DWA+BRZEGI+2014%3A+Dobrzy+ludzie%2C+z%C5%82a+historia-106592
W pierwszych dniach festiwalu mogliśmy zobaczyć nowe filmy mistrzów europejskiego kina: "Dyplomację" Volkera Schlöndorffa oraz "Klub Jimmy'ego" Kena Loacha.

Warto rozmawiać (rec. filmu "Dyplomacja")

Na wieść o tym, że alianci zbliżają się do ogarniętego powstaniem Paryża, 23 sierpnia 1944 roku Hitler zarządził umieszczenie ładunków wybuchowych w kluczowych punktach miasta. Z powierzchni ziemi miały zniknąć m.in. wieża Eiffla, Łuk Triumfalny, Luwr i katedra Notre Damme. Führer uczynił nadzorcą małego armagedonu wiernego generała Wehrmachtu, Dietricha von Choltitza. Ten w decydującym momencie odwołał jednak rozkaz i dobrowolnie oddał się w ręce przeciwnika. Co nim kierowało? Dlaczego odważył sprzeciwić się woli dyktatora? Odpowiedzi poszukał Volker Schlöndorff.



Rozgrywająca się w ciągu zaledwie kilkunastu godzin "Dyplomacja" to zapis emocjonujących psychologicznych zapasów między Choltitzem a wysłannikiem francuskiego ruchu oporu, konsulem Raoulem Nordlingiem. Areną zmagań jest apartament hotelu Meurice, z którego okien rozciąga się imponująca panorama Paryża. Nordling to wyśmienity negocjator – zarzuca adwersarza argumentami, jakby posyłał w jego stronę serie ze schmeissera. Sięga po historiozofię (Nasze czyny za życia będą brzmieć echem w wieczności – jak powiedziałby bohater "Gladiatora"), szuka analogii w starotestamentowej opowieści o Abrahamie i Izaaku, próbuje wzbudzić wyrzuty sumienia, wreszcie odwołuje się do najwyższej instancji – generalskiego honoru. Forsowanie mentalnego muru idzie jednak opornie, żołnierze kończą instalację bomb, a w foyer hotelu zniecierpliwieni wysłannicy Hitlera czekają na wybuchowy spektakl.



W "Dyplomacji" teatr telewizji idzie pod rękę z thrillerem. Choć od początku wiadomo, jaki będzie finał zmagań Choltitza i Nordlinga, reżyserowi udało się wsączyć w tę opowieść porządną dawkę suspensu. Dialogi (zaczerpnięte ze sztuki teatralnej Cyrila Gely'ego) brzmią zazwyczaj jak wymiana ognia, a dopisane na potrzeby filmu poboczne wątki przypominają, że jesteśmy na wojnie, a nie panelu dyskusyjnym.

Resztę recenzji Łukasza Muszyńskiego przeczytacie TUTAJ.


Dorwać Jimmy'ego (rec. filmu "Klub Jimmy'ego")

Ken Loach otwiera swój nowy (i jeśli wierzyć plotkom – ostatni) film montażową sklejką, archiwalnymi zdjęciami robotników z Nowego Jorku lat dwudziestych. Zanim jednak zdążycie powiedzieć "placek z jagodami", a przez myśl przejdzie Wam, że czołowy społecznik brytyjskiego kina wybrał się z kamerą za wielką wodę, znów jesteśmy na zielonych polach Irlandii. Po dziesięcioletnim pobycie w USA, do kraju wraca właśnie Jimmy Gralton (Barry Ward). Mężczyzna na własnej skórze doświadczył skutków kryzysu ekonomicznego, a teraz chce na powrót osiedlić się w hrabstwie Leitrim i pomóc matce w prowadzeniu gospodarstwa. Przy okazji postanawia reaktywować tytułowy przybytek, miejsce, w którym dzieci będą się uczyć, dorośli – politykować, a wszyscy bez względu na wiek – tańczyć. Skutki jego działań będą jednak opłakane; dość powiedzieć, że Gratlon to jedyny w historii Irlandczyk, który został deportowany z rodzinnego kraju.



Loach lubi takich bohaterów jak Jimmy: uwikłanych w wielką historię, nie kłaniających się kulom, gotowych do działania, liczących się z konsekwencjami (za ich portret w "Wietrze buszującym w jęczmieniu" zgarnął zresztą Złotą Palmę). Inicjatywa Graltona szybko staje się solą w oku lokalnego księdza, Ojca Sheridana (Jim Norton). Pomijając komunistyczne sympatie aktywisty, kler boi się utraty wpływów na okolicznych terenach i złamania monopolu na działania edukacyjne. Starcie jest nieuniknione, podobnie jak nieco stronniczy ton, którym reżyser będzie opowiadał o zderzeniu światopoglądów i politycznych modeli.

Jest coś rozczulającego i imponującego w sposobie, w jaki twórca "Riff-Raff" i "Życia rodzinnego" portretuje swoich bohaterów, określa ich rolę w społeczeństwie, wpycha na ideologiczny ring. Loach nie toleruje ironii, naczelną cnotą jego kina jest powaga. Na jej gruncie rozkwitają jednak narracyjna subtelność oraz empatia wobec bohaterów. Reżyser wystrzega się demonizowania kleru pod wodzą Sheridana. Jego film jest stonowany, a karty rozdano sprawiedliwie.

Resztę recenzji Michała Walkiewicza przeczytacie TUTAJ.

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones