Wywiad

Filmweb rozmawia z reżyserem "Surogatów" i "Terminatora"

Filmweb / autor: /
https://www.filmweb.pl/article/Filmweb+rozmawia+z+re%C5%BCyserem+%22Surogat%C3%B3w%22+i+%22Terminatora%22-57679
Zapraszamy Was do przeczytania rozmowy z Jonathanem Mostowem, twórcą takich przebojów kina akcji jak "U-571" i "Terminator 3: Bunt Maszyn". Jego najnowszy film - rozgrywający się w zdominowanym przez maszyny świecie przyszłości "Surogaci" - zadebiutował właśnie na DVD i Blu-rayu. Hollywoodzki reżyser opowiada m.in. o uzależnieniu od komputera, efektach specjalnych oraz pracy z aktorami grającymi cyborgi. Nie boisz się, że przyszłość, którą pokazujesz w swoim filmie, może pewnego dnia stać się rzeczywistością? Cóż, w pewnym sensie to, co widzimy na ekranie, dzieje się naprawdę. Owszem, nie mamy jeszcze sterowanych zdalnie robotów. Żyjemy jednak w czasach, gdy można normalnie funkcjonować bez wychodzenia z domu - można robić zakupy, odwiedzać przyjaciół, wiedzieć, co się dzieje na świecie, a nawet pracować. Taki sposób na życie ma, oczywiście, swoje zalety, ale należy też pamiętać o wadach. Technologie izolują ludzi. To jest właśnie główny temat mojego filmu: jaką cenę musimy zapłacić za wszystkie udogodnienia, które zapewnia nam technika.   Nasz świat jest uzależniony od technologii. Myślisz, że to plaga? Czy powinniśmy to w jakiś sposób kontrolować? Ciekawe pytanie – i mówi to ktoś, kto sam jest uzależniony od najnowszych technologii. Zdaję sobie sprawę, że w każdym momencie, gdy siedzę przed komputerem, nie znajduję się w rzeczywistym świecie z rodziną i przyjaciółmi. Nie zauważam wówczas wielu rzeczy. Nie potrafię określić, jak wysoką ponoszę za to cenę. Dręczy mnie jednak następujące pytanie: jak zachować równowagę między przynoszącym nam wiele przyjemności światem wirtualnym a rzeczywistością. Sądzę, że wszyscy próbujemy znaleźć odpowiedź. Mnie, jak na razie, nie udało się.  Wciąż znajdujemy się w powijakach, jeżeli chodzi o rewolucję technologiczną. Za kilkaset lat historycy będą uznawać czasy, w których żyjemy (1990-2010), za przełomowy moment w dziejach rodzaju ludzkiego. Czy to plaga? Nie. To fenomen, który musimy zrozumieć, zanim zostaniemy przez niego całkowicie wchłonięci.  Nie chciałbym, żeby ktoś teraz pomyślał, iż próbuję nadać swojemu filmowi dodatkową głębię. "Surogaci" mają być przede wszystkim rozrywką. Sądzę jednak, że filmy mogą brać udział w społecznych debatach na ważne tematy. Jak sądzisz, czy Twój film przyczyni się do tego, że widownia zacznie myśleć nieco inaczej o pewnych aspektach swojego życia? Mam taką nadzieję. Oczywiście, jak już mówiłem, przede wszystkim chodzi o rozrywkę. Możemy w nią jednak wpleść tematy do przemyśleń. Wiem, że wiele osób cieszyło się z powodu dyskusji, którą ten film zapoczątkował. Przy realizacji filmu science-fiction postęp techniczny jest błogosławieństwem czy klątwą? Współczesna widownia, która widziała już niejedno, łaknie przecież zupełnie nowych doznań. Z praktycznego punktu widzenia technologie są, oczywiście, błogosławieństwem. Rewolucja w dziedzinie efektów komputerowych sprawiła, iż na ekranie możemy pokazać wszystko, co tylko sobie wymarzymy. Wymaga to jednak olbrzymiej kreatywności – twój umysł musi stworzyć rzeczy, jakich dotąd nikt nie widział. Zabawna sprawa – kręcenie filmów polega zazwyczaj na główkowaniu, jak przezwyciężyć ograniczenia techniczne. Wraz z ich zniknięciem znikają również wszystkie wyzwania, które kiedyś przed tobą stały. Wolisz "oldskulowe", ręcznie wykonywane efekty specjalne czy raczej animację komputerową? Większość reżyserów (w tym i ja) traktuje kręcenie filmów jak zabawę olbrzymią kolejką elektryczną. Część mnie zawsze będzie więc preferowała "ręczną" robotę. Z drugiej strony,  komputery dają niesamowite efekty na polu, gdzie tradycyjne FX składa broń. Legenda branży, Stan Winston, głosił, iż trzeba mieszać i dopasowywać do siebie obie techniki, gdzie tylko się da. Filmowiec nie może pozwolić na to, by w trakcie seansu widownia była stuprocentowo pewna, że ogląda na ekranie efekt pracy komputera.  "Surogaci" są ekranizacją komiksu. W jakim stopniu udało Ci się zachować wierność z oryginałem? Komiks zebrał świetne opinie wśród fanów gatunku, ale nigdy nie przedostał się do świadomości masowego odbiorcy. Oznacza to, że nie byliśmy zobowiązani do ścisłego trzymania się wydarzeń przedstawionych na kartach albumów, tak jak miałoby to miejsce przy adaptacji powszechnie znanej literatury. Nawet autor "Surogatów" twierdził, iż konieczne są zmiany, jeśli chcemy z powodzeniem przenieść jego dzieło na ekran.  Staraliśmy się jednak zachować równowagę. Wierzę, że ocaliliśmy główne pytanie z komiksu – jak uratować człowieczeństwo w świecie zdominowanym przez technikę? Tytułowi surogaci – androidy będące ulepszonymi wersjami ludzi – wyglądają w filmie perfekcyjnie... Przyznam, iż stworzenie ich było dla nas wielkim wyzwaniem. Aby wykreować iluzję, że aktorzy są robotami, musieliśmy usunąć ich wszystkie fizyczne skazy: trądzik, worki pod oczami itd.  W rezultacie niemal każda scena w filmie zawiera jakiś efekt wizualny.    W jaki sposób reżyserowałeś swoich aktorów, aby osiągnąć efekt "surogatu"? Jakich wskazówek im udzielałeś? Kręcąc "Terminatora 3", nauczyłem się sporo na temat tego, jak prowadzić aktorów, aby zachowywali się jak roboty. Zauważyłem wówczas, że jeśli  ktoś próbuje grać robota, ryzykuje popadnięciem w mechaniczność, która jest dla widza mało interesująca. Starałem się więc "wymazać" z aktorów ich wszystkie cechy charakterystyczne – postawę, mimikę twarzy czy chód. Na planie nawet statyści korzystali z porad mistrza pantomimy, który pomagał im wyćwiczyć oddychanie oraz techniki poruszania się.    Jakimi filmami science-fiction inspirowałeś się, kręcąc "Surogatów"? Sporo pomysłów wpadło mi do głowy podczas oglądania czarno-białych produkcji z lat 60., m.in. wczesnych dzieł Johna Frankenheimera. Do tego muszę dodać oryginalną wersję serialu telewizyjnego "Strefa mroku". Inspiracje miały pomóc w stworzeniu frapującej wizji, która poruszyłaby publikę. Masz receptę na udany film akcji? Chciałbym, żeby takowa istniała! Moje życie byłoby wówczas dużo prostsze. Niestety, nikt nie napisał dotąd poradnika ze wskazówkami, jak kręcić kino akcji. Jedyną bronią reżysera jest jego instynkt. Ponadto musi się zastanowić, co sam chciałby zobaczyć na ekranie. Najważniejsza jest historia. Jeśli widz nie czuje się zaangażowany, nie ma większego znaczenia, jak olśniewający spektakl zgotowali filmowcy. Wychodzę z założenia, że ludzie chodzą na filmy, żeby zobaczyć dobrą opowieść, a nie same wybuchy.   Czego nauczyła Cię praca nad "Surogatami"? Z pewnością uświadomiłem sobie, jak dużo czasu przesiaduję przed komputerem. Zanim nakręciłem "Surogatów", potrafiłem spędzać w Internecie mnóstwo godzin, nie zdając sobie sprawy, ile czasu upłynęło. Teraz po dziesięciu minutach od włączenia laptopa, zaczynam się obawiać, że zaniedbuję bliskich.

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones