Artykuł

Krwawe karaoke

Filmweb / autor: /
https://www.filmweb.pl/article/Krwawe+karaoke-101906
Seriale to literatura epicka naszych czasów. Podczas gdy kino często zatrzymuje się w pół kroku, one idą coraz dalej i wciąż przesuwają granicę tego, co w głównym nurcie dozwolone. Bywa, że sami boimy się tego, co czeka na nas w następnym odcinku.  

Chodzące, robotyczne ryby zombie. Ekscentryczny włochacz gotów ocalić świat przed złowieszczymi golarzami. Dobry duszek Pan Kupa… Tak, jesteśmy na innej planecie.  Japońska popkultura nie zna umiaru w międzykontynentalnych pożyczkach, nie  ma oporu przed kompulsywnym łączeniem elementów pasujących do siebie jak sushi do bigosu. Czasem jednak z tych szalonych eksperymentów wychodzi rzadkiej piękności hybryda – jak w serialu "Attack on Titan".


Pan Kupa


Olbrzym o pustym, bezmyślnym spojrzeniu unosi do ust kobietę i na oczach jej dzieci z rozkoszą ściera ją zębami na miazgę. Tryskająca krew, deszczem spadająca z nieba, po chwili przybiera kształt ławicy czerwonych cząsteczek –  niczym rozproszone płytki krwi widziane pod mikroskopem. Bezsilność. Przerażenie. Śmierć. Ta lirycznie okrutna scena jest esencjonalna dla całej serii "Attack on Titan", opowieści o beznadziejnej walce wstającego z kolan człowieka z wrogą, niezrozumiałą siłą natury. Wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują, że serial ma szansę powtórzyć światowy sukces klasyków japońskiej anime jak "Akira", "Berserk", "Ghost in the Shell" czy "Spirited Away".

Wróg u bram

W niedookreślonej czasoprzestrzeni cywilizacja skurczyła się do warownego państwa-miasta, złożonego z trzech pierścieni. Wysoki na 50 metrów mur ma chronić ludzkość przed atakiem Tytanów – człekokształtnych, obojnaczych i pozbawionych inteligencji gigantów, których jedynym atutem jest siła fizyczna, a jedyną motywacją – pochłanianie ludzkiego mięsa. Miasto wyglądające z zewnątrz jak średniowieczna francuska warownia, a od wewnątrz jak bawarska wioska, jest domem dla silnie ustrukturyzowanej społeczności. W wewnętrznym pierścieniu za murem "Sina" żyje król ze swoją świtą i najbogatsi mieszkańcy, w środkowym "Rosa" – wyższa klasa średnia, zaś najbiedniejsze warstwy od przerażającego postapokaliptycznego świata oddziela ostatni mur – "Maria". Na obrzeżach każdego segmentu zbudowano przyczółki dla klas aspirujących, które nie zmieściły się już w bezpieczniejszym pierścieniu. Nie z litości najbogatszych jednak żyją w tym w miarę bezpiecznym getcie, ale pełnią funkcję przynęty – oni pierwsi staną się obiektem ataku wygłodniałych Tytanów, tym samym kupią trochę czasu, niezbędnego do obrony pozostałym. Jednak od ponad wieku żaden olbrzym nie zjawił się u bram miasta, mieszkańcy żyją w spokoju, dawno zapomniawszy, że gdzieś za murami istnieje życie, rządzące się innymi prawami.


"Attack on Titan"


W większości apokaliptycznych powieści, filmów i seriali rozwarstwienie społeczne nie występuje – ludzie zgodnie angażują się w walkę przeciwko wspólnemu wrogowi.  Idea wspólnoty staje się konieczną regułą przetrwania. W bardziej ponurych wizjach występuje solidarność a rebour – mimowolne przystanie na reguły wojny każdego z każdym o ostatnią kryjówkę i kończące się zapasy jedzenia. "Attack on Titan" łączy obie strategie kreowania społecznych realiów. Z jednej strony klasowość  podtrzymuje złudzenie bezpieczeństwa – wszystko ma tu swoje miejsce i instrukcję obsługi. Uprzywilejowani obywatele nie chcą myśleć o zagrożeniu, chętnie zrzucają odpowiedzialność na władzę i wojsko. Niziny społeczne nie protestują, bo egzystencja w getcie wydaje się sielanką wobec perspektywy arcykrótkiego życia poza murami. Kryzys następuje wraz z pojawieniem się u bram miasta nowego typu Tytana – większego i potężniejszego od pozostałych, który przebija się przez mur, otwierając drogę do inwazji tym mniejszym. Zniszczenie muru nie staje się jednak katalizatorem zjednoczenia, wciąż niewielu zdaje sobie sprawę z tego, że wróg stał się na tyle silny, że żadne pieniądze ani przywileje już nikomu nie zapewnią bezpieczeństwa. Z drugiej strony istnieje silna frakcja zwolenników walki za wszelką cenę, wzniesiona na świadomości, że nawet najlepsza twierdza nie przetrwa, opierając się tylko na akcydentalnej defensywie.

Tkanie pajęczyny

To, co odróżnia "Attack on Titan" od większości apokaliptycznych opowieści, to fakt, że kryzys nie staje się od razu punktem zwrotnym, a na horyzoncie nie pojawia się nagle bohater ochoczo przystępujący do walki. Zasilenie armii młodymi rekrutami wynika przede wszystkim z braku perspektyw i bezlitosnych statystyk (60-80% rekrutów umiera w ciągu pierwszych kilku miesięcy służby) – upadek pierwszego muru powoduje przeludnienie w kolejnym pierścieniu, zaciąg do wojska staje się jedynym remedium na głód dla większości niedobitków. Tylko nieliczni zdradzają buntownicze zapędy – to przede wszystkim ludzie, którzy stracili swoje rodziny. Trudno jednak mówić tu o jakimkolwiek entuzjazmie – rozpacz i wściekłość to jedyne, co  zagrzewa ich do walki. Zaciągnięcie się do armii dla wielu paradoksalnie staje się szansą na bezpieczniejsze życie – zgodnie z wojskową strukturą najlepsi kadeci trafiają do straży królewskiej, trwoniąc swój talent na handlu kontrabandą i piciu wina za najwyższym z murów.


"Attack on Titan"


Absurd sytuacji udziela się widzowi. Patrząc na dziwaczne uzbrojenie armii – dwa nagie miecze i uprząż napędzaną sprężonym powietrzem, trudno uwierzyć, że wojna wypowiedziana Tytanom może być sensownym przedsięwzięciem. Twórcy mangi, na której opiera się animacja, postarali się jednak  o maksymalne uwiarygodnienie fantastycznego świata. Stopniowo dowiadujemy się, jak działa dziwna uprząż i dlaczego jest skuteczniejszą bronią w walce z Tytanami od potężnych dział rozstawionych wzdłuż murów. Co jakiś czas akcję przerywa plansza objaśniającą zasady działania broni, strategii wojskowej i metod szkolenia. Choć o żadnym realizmie nie ma tu mowy, dzięki tym szczegółom  przedstawiona czasoprzestrzeń staje się dla widza bardziej namacalna i spójna. Przemyślany w drobnych szczegółach świat wspiera równie staranna narracja. "Attack on Titan" nie wpada w schemat, często prześladujący  social science fiction – reguły rządzące wykreowaną rzeczywistością nie zostają podane w prologu po to tylko, aby wprowadzić fabularną maszynę  w ruch, zostawiając miejsce już tylko na akcję. Przeciwnie – kolejne informacje o świecie, w którym się poruszamy, pojawiają się bardzo powoli, na równych prawach z rozwijaną intrygą. Rezygnacja z tradycyjnego podziału na introdukcję, akcję właściwą i zakończenie sprawia, że wątki nie kumulują się, doprowadzając do rozwiązania tajemnicy i efektownego finału, ale coraz bardziej się rozgałęziają.

Mięso armatnie

Do świata krwawej gigantomachii – walki straceńczych rekrutów przeciwko przerażająco pięknym Gigantom zostajemy wprowadzeni przez troje bohaterów: porywczego, pałającego rządzą zemsty Erena Jaegera, jego przyrodnią siostrę, zimnokrwistą i wycofaną Mikasę, i ich fajtłapowatego przyjaciela, Armina. Jednak w miarę rozwoju akcji na scenie pojawia się tak  dużo innych postaci, że kwestia tego, kto jest tak naprawdę głównym bohaterem, schodzi na dalszy plan. Każdy ma swoje pięć minut – choć nie dowiadujemy się zbyt wiele, w typowy dla japońskiej mangi sposób, zyskujemy pewność, że nawet za drugoplanową postacią stoi dłuższa historia.


"Attack on Titan"


Niestety, niczym w "Grze o tron", gdy tylko kolejne postaci zaczynają nas emocjonalnie angażować, padają jak muchy. Ten mechanizm, choć jest źródłem powracającej frustracji widza, uzależnia: nikt nie jest bezpieczny. W obliczu makabrycznej śmierci wszyscy są równi. Przedstawicielkom płci pięknej daleko do stereotypu japońskiej eye-candy – ich uniformy nie mają dekoltów i obcisłych gorsetów, a ich śmierci się nie estetyzuje, wręcz przeciwnie, umierają bezceremonialnie i w równie brutalnych okolicznościach jak mężczyźni. Silna reprezentacja kobiet w armii ma swoje uzasadnienie – skuteczne korzystanie z uprzęży wymaga nie tyle siły fizycznej, co precyzji i finezji. Fetyszyzacja militariów przejawia się w "Attack on Titan" także w starannym różnicowaniu żołnierzy –  styl walki nowych rekrutów, którym stale towarzyszy strach, różni się znacznie od stylu zawodowców, którym doświadczenie pozwala zredukować współczynnik improwizacji – w ich walce widać rutynę, ale też radosną dezynwolturę. Podstawowa różnica dzieląca żółtodziobów i elitarnych żołnierzy ostatecznie  sprowadza się jednak do procentów w statystykach średniej umieralności na polu bitwy: lepsi żołnierze unikają śmierci nieco dłużej.  W obliczu beznadziei i znikomej liczby sukcesów największym heroizmem jest pokonanie własnego lęku i bezsilności. Dla podkreślenia kluczowych  momentów twórcy nie boją się kontrapunktować zawrotnego tempa walki scenami, którymi rządzi, nazwijmy to "reguła trzech R" – retardacji, retrospekcji i repetycji. Retardację, czyli maksymalne opóźnienie akcji, znamy świetnie z anime "Kapitan Jastrząb", w której pojedynek jeden na jeden Tsubasy z Kojirou zajmował nierzadko cały odcinek. Retrospekcja – w tym przypadku sięganie do epizodów z dzieciństwa, służy ujawnieniu motywacji do walki poszczególnych postaci. Repetycja, czyli wielokrotne przetwarzanie tych samych wydarzeń i towarzyszących im refleksji, dookreśla bohaterów, pokazując, jak wydarzenia odbijają się na ich psychice. Rozwój postaci odbywa się przez powracanie do kluczowych w ich życiu momentów, poddawanych ciągłej reinterepetacji.

Rozwojowi fabuły towarzyszą dwa rodzaje suspensu. Pierwszy, tradycyjny, następuje wtedy, gdy zaskakują nas niespodziewane zwroty akcji. Drugi ma charakter emocjonalny – niektórych przyczyn zdarzeń widz domyśla się szybciej niż bohaterowie. Nie jest to jednak realizatorska nieudolność, ale zamierzona strategia przemiany widza z bezstronnego obserwatora zdarzeń w towarzysza postaci na polu walki. To ich reakcje mają być dla widza ważne, bo bardziej w ich umysłach niż czynach wyraża się heroizm, który zapowiada romantyczno-pompatyczna czołówka. Droga do transgresji nigdy nie odbywa się na skróty – każdy pozorny przełom w wojnie, okupiony setkami zmasakrowanych ciał, prowadzi do kolejnych intryg i podziałów. Inaczej niż w gatunkowym kinie amerykańskim, nadzieja, której figurą staje się pospiesznie naznaczony mesjasz, równie szybko zostaje zinterpretowana przez elity jako zarzewie rewolucji i dodatkowo napotyka silną opozycję w postaci religijnej grupy, wierzącej, że mury są darem od boga, a los wojny zależy wyłącznie od jego łaski.


"Attack on Titan"


Po pierwszym sezonie serialu wszystko wskazuje na to, że "Attack on Titan" to jeden z najdojrzalszych owoców japońskiej popkultury ostatnich kilku lat. Niepohamowana skłonność Japończyków do karkołomnego łączenia odległych od siebie motywów, gatunków i stylizacji tym razem się opłaciła. Jest krwawo, podniośle, czasem śmiesznie, a jednak ta eklektyczna mięsna  bajaderka jest wyjątkowo smakowita.

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones