Artykuł

Prawo a sprawiedliwość

Filmweb / autor: /
https://www.filmweb.pl/article/Prawo+a+sprawiedliwo%C5%9B%C4%87-80493
Okazuje się, że odświeżenie formuły serialu o prawnikach wymagało kilku radykalnych, a zarazem prostych kroków. Wystarczyło zatrzeć nieco granicę między szlachetnymi obrońcami prawa a złymi przestępcami, serię kolejnych spraw sądowych zastąpić jedną rozgałęzioną z wieloma postaciami dramatu, a klasyczną logikę śledztwa pokawałkowaną narracją.

W "Układach" zaglądamy do wąsko zdefiniowanego świata, ale w zupełnie inny sposób niż w takich serialach, jak "Deadwood" czy "Mad men", w których dekonstrukcja pewnego mitu dokonuje się na równych prawach co rozkoszowanie się lokalnym kolorytem. "Układy" to dekonstrukcja permanentna, nie ma tu miejsca na życiową codzienność serialowych postaci czy wydarzeń nadających zdarzeniom cechy realizmu. Pełna znaczeń sieć zależności jest niezwykle gęsta – każdy dialog ma swój ciężar, a każda scena zmienia nieznacznie rozmieszczenie pionków na szachownicy brudnej rozgrywki. Całkiem udany polski tytuł serii nie dorównuje mimo wszystko oryginalnemu; lapidarne określenie "damages" trafia w sedno spraw, w których trudno odróżnić "odszkodowania" od "uszkodzeń".

Kosiarze umysłów

Nie wiem, czy kognitywiści oglądają seriale, ale gdyby oglądali, "Układy" znalazłyby się niewątpliwie wysoko w ich rankingu ulubionych telewizyjnych pozycji. Główny koncept  w poetyce tej serii opiera się na pokazywaniu zdarzeń raz z końca historii, raz z początku. Fabuła rozwija się dzięki temu w dwóch kierunkach jednocześnie, aż do punktu, gdy dwie perspektywy się spotkają. Siła tego zabiegu nie wyczerpuje się jednak w walorach wyłącznie rozrywkowych i podkręcaniu napięcia (choć oczywiście to ważne w serialu); służy ona też innym celom. Wpływ, jaki ma na widza taki sposób prezentowania zdarzeń, przypomina nieco sytuację pacjenta po rozczepienia mózgu. Zabieg zwany kallotomią wykonywano kiedyś u osób z ciężką epilepsją. Przecięcie spoidła wielkiego, ograniczające przepływ impulsów z jednej półkuli mózgowej do drugiej, zmniejszał liczbę niebezpiecznych dla zdrowia ataków. Później okazało się, że zabieg ten ma niepokojące skutki uboczne – obie półkule pracowały niezależnie, a wiadomo, że holistyczne poczucie jaźni ma kluczowe znaczenie dla życia człowieka. Mimo że półkule są rozdzielone, nadal muszą pracować, aby utrzymać organizm, dlatego po operacji ta współpraca wygląda dość zabawnie – prawa półkula odbiera impulsy, ale nie potrafi ich artykułować, musi to zrobić lewa półkula, która jednak nie jest do końca świadoma, co zostało jej przekazane. Efekt jest taki jak w zabawie w głuchy telefon – osoba, która chce coś zakomunikować, musi uzupełniać niepełne dane, często racjonalizując i wykrzywiając rzeczywistość.



W podobnym położeniu stawiają widza twórcy "Układów" – podsuwając mu epizody zakończenia historii i zestawiając je z bieżącymi zdarzeniami, zostawiają go ze sporą luką, którą zaciekawiony obserwator mniej lub bardziej świadomie zapełnia, wymyślając przeróżne interpretacje. Ta manipulacja rozpoczyna się od pierwszych minut pilota serialu. Najpierw przy akompaniamencie patetycznej muzyki widzimy kilka pocztówek z Nowego Jorku – powiewającą flagę, żółtą taksówkę, uliczny korek... Kolejna scena burzy już tę statykę – oto zakrwawiona, półnaga dziewczyna biegnie w biały dzień zatłoczoną ulicą metropolii. Następnie oglądamy bohaterkę w nienagannym biurowym stroju, w starannym uczesaniu i makijażu. W błyskawicznym tempie nasze poczucie bezpieczeństwa zostaje zachwiane – zdezorientowani dostajemy wyraźny impuls, że zdarzy się coś złego, ale nie mamy najmniejszej wskazówki, co to może być. Oprócz oczywistego zainteresowania, które zatrzymuje nas w fotelu na następne odcinki, rodzi się w nas pewnego rodzaju frustracja, że otrzymujemy istotne informacje, z których w żaden sposób nie możemy skorzystać. To poczucie maleje w miarę przybywania kolejnych kawałków układanki na obu planach czasowych i tu robi się miejsce na kolejną manipulację – im bliżej końca, tym pewniejsi jesteśmy swojej interpretacji zdarzeń, dopiero zakończenie pokazuje, że nasz triumf był przedwczesny. Twórcy "Układów" doskonale wykorzystują serialową formę; taka zabawa nie byłaby możliwa w filmie. Kolejne odcinki są jak kolejne etapy procesu sądowego – wiemy już, co się wydarzy, że wyrok nieuchronnie zapadnie, ale musimy jeszcze uzasadnić, dlaczego zdarzyło się właśnie to i przede wszystkim – kto jest odpowiedzialny i kto poniesie karę.

W stronę teorii spiskowych

Każdy sezon kończy się podwójną woltą. Najpierw nasze pierwotne przypuszczenia, jak podszewka perfekcyjnie uszytej kreacji, zostają wywinięte na drugą stronę. Dwa zdarzenia, których styczność sugerował sprytny montaż, okazują się nie być ze sobą w żaden sposób powiązane. Gdy wszystko zaczyna układać się w całość i z lubością zadomawiamy się w tej wersji zdarzeń, przychodzi czas na drugą woltę – okazuje się, że nasze przypuszczenia były jednak prawdziwe – podejrzany okazał się kanalią, ale z zupełnie innych powodów, niż to wcześniej było zasugerowane. Zabieg ten nie byłby może niczym niezwykłym – w końcu przywykliśmy już do różnego rodzaju serialowych i filmowych suspensów – gdyby nie fakt, że naśladuje on w pewnym sensie zmagania pracowników prestiżowej kancelarii. W pracy prawnika prawda niewiele znaczy, z nagich faktów można wyciągnąć wiele różnych teorii, nie mówiąc już o tym, że sama "nagość" faktów jest już mocno problematyczna. Przecież każde zdarzenie jest powiązane z wieloma innymi, zbieranie dowodów, które można przedstawić w sądzie, to pokazanie, że pewne zdarzenia są ze sobą związane w sposób konieczny. To, że coś się ze sobą zgadza i układa w całość, rodzi przede wszystkim teorie spiskowe. Widz serialu "Układy" przez jeden sezon tworzy takich teorii przynajmniej kilka, a nieprowadzony przez scenarzystę i reżysera za rękę czasem gubi się w nadmiarze faktów. Pocięta narracja pokazuje, że sposób, w jaki fakty są prezentowane, wpływa znacząco na ich interpretację;  ich zbieranie i klasyfikowanie to dopiero początek drogi. Prawdziwym wirtuozem w prawniczym świecie jest ten, kto potrafi nimi odpowiednio manipulować.  Poetyka serialu umożliwia prowadzenie odbiorcy swojej własnej "sprawy" – szukania podejrzanych, formułowania hipotez i ich obalania, jednej po drugiej...

Alicja w Krainie Obrzydliwości

Prezentowane zdarzenia są raczej mało prawdopodobne, dlatego potrzebują  elementów uwiarygodniających. Najważniejszym  z nich jest staranność w prowadzeniu bohaterów. Postacie Ellen Parsons i Patty Hewes to kobiece toposy  – dziewica i kobieta-demon, które później, sprzężone ze sobą, ulegają pewnym transformacjom. Pierwsza to jeszcze niewinna prawniczka, stawiającą pierwsze kroki w zawodzie. Jej dziewczęca twarz, spontaniczny uśmiech i stroje grzecznej uczennicy przynoszą na myśl nieco zagubioną postać Alicji z powieści Lewisa Carrolla. Patrząc na nią, trudno uwierzyć, że potrafiłaby być bezwzględna. Bohaterka grana przez Glenn Close to z kolei charyzmatyczna, nieznosząca sprzeciwu tyranka, koło której lepiej chodzić na paluszkach ze spuszczonym skromnie wzrokiem. Nastrój niepokoju, jaki wokół siebie roztacza, godny jest Królowej Kier, która najmniejsze przewinienie karze ścięciem głowy.

 

Bohaterki łączy szczególny rodzaj więzi. Ellen ma do Patty stosunek ambiwalentny – podziwia ją jako nauczycielkę, ale przeraża ją ona jako człowiek. Dziewczyna toczy ciągła walkę, chce być skuteczna, ale też pragnie pozostać sobą. Po półrocznej pracy z Patty powie: "Nie wierzę już w prawo, ale nadal wierzę w sprawiedliwość". Patty początkowo gardzi Ellen i cynicznie ją wykorzystuje, z czasem jednak odkrywa w niej siebie sprzed laty, zanim podjęła kilka złych decyzji i zaczęła wykorzystywać procedury sądowe do własnych celów. Dla niej prawo jest nie tylko uzależnieniem, jedyną życiową motywacją, ale też rodzajem władzy, którą nie chce z nikim dzielić. W swoich sprawach nie tyle dąży do zniszczenia przeciwnika, co owinięcia go sobie wokół palca; ugoda niosąca ze sobą miliony dolarów i splendor z nią związany jest dla niej większym triumfem niż zamknięcie przestępcy w więzieniu. Ellen to jedyna osoba, przed którą przesiąknięta sztucznością prawniczka może zdjąć na chwilę maskę. Obcowanie z Ellen jest dla niej jak sentymentalna podróż w przeszłość, podczas której może oddawać się żalowi za dawnym "ja".  Patty jest także lustrem dla Ellen, dzięki niej widzi, że niewinność też jest pewnego rodzaju formą, którą można się skutecznie posłużyć w akcie zemsty. Jako wzorowa uczennica staje się niebezpieczna dla swojej nauczycielki. W kolejnych sezonach rozdzielone role stają się coraz mniej oczywiste.

Neverending story

"Układy" to jednak dramat rozpisany nie tylko na dwóch aktorów. Z podobną starannością rysuje się tu sylwetki oskarżonych o ciężkie przestępstwa, a także prawników wrogiego obozu. W dalekich od jednoznaczności portretach widzimy postaci uwięzione w systemach, które wyniosły ich na szczyt, by następnie obrócić się przeciwko beneficjentom splendoru. Ich życiowe perypetie nie znikają z pola widzenia wraz z zakończeniem postępowania sądowego, ich echa słychać jeszcze długo po zapadnięciu wyroku i opuszczeniu sali przez ławę przysięgłych. Pisarz Salman Rushdie stwierdził niedawno, że serial telewizyjny to nowa powieść – daje autorom kontrolę nad postaciami i przedstawionym światem, o jakiej filmowi twórcy mogą tylko pomarzyć. W "Układach" widać to chociażby w na pozór mało istotnym elemencie, który stanowi przedmiot wielokrotnie przewijający się w fabule sezonu. Reżyser filmowy zawsze styka się z dylematem, jak nie popadając w banał, wprowadzić symbol, który byłby jednocześnie czytelny i wieloznaczny.

 

Każdy sezon "Układów" ma swoisty emblemat, którego znaczenie stopniowo się zmienia. Miniatura Statui Wolności z narzędzia zbrodni awansuje do rangi znaku poświęcenia, ale też staje się ponurym zaprzeczeniem obrazu Nowego Jorku jako miasta nieskończonych możliwości. Pistolet, z którego Ellen w finale drugiego sezonu celuje w stronę swego interlokutora, to potencjalne narzędzie zbrodni będące jedynie metaforą władzy nad przeciwnikiem. Złoty medalion w kształcie czaszki wskazuje na wtajemniczenie nieosiągalne dla zwykłych śmiertelników nie mających pojęcia, że gdzieś na świecie pod hasłem dążenia do demokracji dokonuje się rzezi. Te symbole to oczywiście kolejna manipulacja uwagą widza, rodzaj primingu ustawiający odbiór zdarzeń. Ale są one również elementami wskazującymi na szerszy kontekst, przypominają, że "Układy" to nie tylko zaglądanie przez dziurkę od klucza do niedostępnego nam świata, ale uniwersalna opowieść o prawdzie trudnej do zdobycia, zaufaniu łatwym do stracenia, życiu łatwym do zmarnowania.

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones