Artykuł

Przyszłość współczesna

Filmweb / autor: /
https://www.filmweb.pl/article/Przysz%C5%82o%C5%9B%C4%87+wsp%C3%B3%C5%82czesna-96876
Gdzie przebiega granica między traktowanym wyrozumiale "retro" a odporną na zmarszczki klasyką? Kiedy zaczyna się epoka współczesna kina science fiction?

Zdaje się, że w Hollywood po raz kolejny podupadł projekt remake'u "Ucieczki Logana". Nie wiadomo, czy płakać, czy się cieszyć – nie tylko z powodu formy przypisanego ostatnio do projektu reżysera (Nicolas Winding Refn), ale także z racji jakości materiału wyjściowego – antyutopijna "Ucieczka..." jest bowiem straszliwą ramotą. Z drugiej strony, co, jeśli nie ramota, stanowi najlepszy materiał do odświeżenia? Kontrowersje budzić powinien raczej remake filmu, który wciąż działa jak trzeba i przynależy do współczesności (przypadek "Pamięci absolutnej", opisywany TUTAJ). Czym jednak jest ta tajemnicza "epoka współczesna" kina science fiction i widowisk fantastycznych w ogóle? Kto ustali jej granice i chronologię?

"Ucieczka Logana"

Trudną do zakwestionowania grubą kreskę w historii najnowszej postawiło oczywiście "przejęcie władzy" przez cyfrowe efekty specjalne, które nastąpiło gdzieś pomiędzy "Terminatorem 2" (1991) a "Parkiem Jurajskim" (1993). Ale co z filmami sprzed epoki cyfrowej, które wciąż wkręcają widza w kreowaną rzeczywistość z pierwotną siłą, na które w XXI wieku nie trzeba patrzeć z wyrozumiałością, bo wydają się właśnie jak najbardziej współczesne? Współczesność oczywiście zmienną jest – to, co mieści się w nasze widełki, następnym pokoleniom wyda się kiedyś muzeum. A jednak pomiędzy "Ucieczką Logana" (1976) a ledwie 3 lata młodszym "Obcym" Ridleya Scotta (1979) rozciąga się galaktyka, przy której "Skyfall" (2012) i "Doktor No" (1962) to filmy bliźniaczo podobne, a James Bond wydaje się od pół wieku dreptać w miejscu.

Filmowe science fiction jest stare jak same kino. "Podróż na Księżyc" Meliesa z 1902 roku ogląda się dzisiaj z podziwem dla humoru, fantazji i kreatywności twórcy odpowiedzialnego za wynalezienie tricków, które będą służyć kinu przez następne dekady. Nie oszukujmy się jednak – film ten przenosi widza raczej w przeszłość niż przyszłość – prosto do czasów filmowych rewii i pionierskich odkryć kinematograficznych (nie tylko dlatego, że człowiek zdążył w międzyczasie wylądować na Księżycu i odkryć, że nie mieszkają tam wojowniczy autochtoni). Ćwierć wieku późniejsze "Metropolis" Fritza Langa (1927) do dziś imponuje rozmachem, ale funduje widzowi raczej powrót do czasów bezkompromisowych eksperymentów niemieckiego filmu niż do futurystycznego miasta, w którym toczy się akcja.

"Gwiezdne wojny"

Gdy cztery lata temu serwis Wired.com robił wśród swoich autorów ranking najlepszych filmów science fiction, podzielił go na dwie części poświęcone dwóm epokom – przed "Gwiezdnymi wojnami" i po "Gwiezdnych wojnach". To często stosowana cezura. Rok 1977, który jest rokiem premiery nie tylko pierwszej części przebojowej serii George’a Lucasa, ale też "Bliskich spotkań trzeciego stopnia" Stevena Spielberga, to początek zjawiska, które w Polsce ochrzczono Kinem Nowej Przygody, a które pięknie zaowocowało także trylogiami "Powrotów do przyszłości" i przygód Indiany Jonesa. Od końca lat 70. w filmie fantastycznym pojawiła się zupełnie nowa jakość (dotycząca także efektów specjalnych), przede wszystkim zaś – jakości towarzyszyła nadzwyczajna popularność. Można było nie tylko przygotować produkt nowej generacji, ale także zarobić na nim jak nigdy dotąd. "Gwiezdne wojny" otworzyły wrota do piekieł. Węszący zyski producenci powyciągali z szuflady przetrzymywane latami "kosmiczne" scenariusze, wydzwaniali do ludzi, od których wcześniej się opędzali, a w kosmos trafiały nawet te historie, które początkowo miały rozgrywać się na staruszce Ziemi. Wiele owoców tej pogoni za kasą szybko zgniło (wiele z nich nigdy nie było świeżych), ale rodziło się także kino, któremu dziś nic nie trzeba przebaczać – współczesne, czyli właśnie takie, które przed "rimejkowaniem" należałoby bronić.

"Obcy – 8. pasażer Nostromo"

Rok 1977 jako punkt orientacyjny sprawdza się całkiem nieźle – "Ucieczka Logana" trafiła na ekrany dokładnie rok wcześniej, a rok później, w 1978, Ridley Scott już realizował zdjęcia do "Obcego". Olśnione sukcesem "Gwiezdnych wojen"  studio 20th Century Fox dało zielone światło projektowi tylko dlatego, że rozgrywało się w kosmosie. Tak bajkowa saga Lucasa otworzyła drzwi "poważnemu" science fiction. Linia przełomu rzadko jest jednak linią prostą. Po "Obcym" pojawiło się wiele potworków, względem filmu Scotta wstecznych. Istnieje też dzieło, które w pionierstwie wyprzedziło go o dekadę. Kino science fiction, zgodnie z niezwykle trafnym określeniem Stevena Spielberga, ma bowiem swój moment "Wielkiego Wybuchu" – rok 1968 i "2001: Odyseję kosmiczną" Stanleya Kubricka.

Przed przystąpieniem do pracy Kubrick spędził podobno długie godziny na kontemplowaniu ówczesnego dorobku kina fantastycznego i załamywaniu rąk nad jego marnością. A później zrealizował film, który pozostaje dla gatunku prapoczątkiem współczesności i jeśli nie rozpoczął on nowej epoki, to tylko dlatego, że nie sprzedał się wystarczająco dobrze. "Odyseja…" posiała ziarno – jej ducha czuć w "Projekcie Forbina" (1970) czy "Tajemnicy Andromedy" (1971), długo pozostawała jednak samotnym liderem, a na impuls otwierający kosmiczne wrota przyszło widzom jeszcze poczekać.

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones