Artykuł

Roman Polański - sekrety i kłamstwa

Filmweb / autor: /
https://www.filmweb.pl/article/Roman+Pola%C5%84ski+-+sekrety+i+k%C5%82amstwa-62785
To nie miał być felieton polityczny. To nie miał być artykuł w żadnej konkretnej sprawie. Miałem dzisiaj pisać po prostu o szkolnych, "łódzkich" filmach Romana Polańskiego, które reżyserował i w których występował * , ale rzeczywistość wyprzedziła założenia. Polański znalazł się ponownie na pierwszych stronach gazet, i to bynajmniej nie z powodów artystycznych. Trudno uciec od szantażu newsa.

1.

W "sprawie Polańskiego" od dawna wypowiedziały się już wszystkie strony. Najpierw wybuchła histeria, były zbierane podpisy i donosy, niezawodny amerykański kowboj Kłopotowski szybko wkroczył do saloonu "24"  i odkrył w Romku diabła z rosochatym ogonkiem, dzieląc się tą epifanią z oczarowaną publicznością wesołego Janka Pospieszalskiego.

Fala płynęła dalej. Adwokaci "diabła" Polańskiego, na przykład Krzysztof Zanussi, rozbrajająco rozprawiając o "trzynastoletniej prostytutce", zrobili dla sprawy reżysera więcej złego niż dobrego, analogiczne było zresztą podczas inauguracji kampanii aktualnego prezydenta, w którym intelektualne VIP'y z profesorem Władysławem Bartoszewskim i Andrzejem Wajdą na czele trochę rozzuchwaliły się w swojej vipowskości... Słuchałem tych przemądrzałków, myśląc, że czasami jednak lepiej zamilczeć. Polański milczał. W jego imieniu ochoczo mówili za to inni…

W tym czasie 76-letni reżyser (jak on to robi, że zawsze wygląda dwadzieścia lat młodziej?) przebywał w domowym areszcie w Gstaad, kończył film – "Autora widmo", który, moim zdaniem, jest jednym z najlepszych tytułów tego roku na polskich ekranach (chociaż mamy dopiero połowę sezonu). Wczoraj wyszedł na wolność.

2.

Relacjonując zatrzymanie twórcy "Pianisty" z jednakowym zaangażowaniem mieszano z błotem i broniono reżysera. Stale przypominano jego ofiarę, ową  nieszczęsną dziewczynę, która przecież chciałaby w końcu o wszystkim zapomnieć. Oskarżenia płynęły w stronę Ameryki i Szwajcarii. Mnożono epitety, wyzwiska, kalumnie, manifesty i poematy prozą. Sam również, co najmniej kilka razy, w różnych mediach, dorzucałem swoje trzy grosze do tego towarzysko-politycznego magla. I co z tego wszystkiego wynikło? Niewiele. Może tylko tyle, że nikt nie jest bez winy: ani reżyser, ani amerykański wymiar sprawiedliwości. Nie warto zgrywać naiwniaka – sądowa interpretacja odrzucenia wniosku o ekstradycję reżysera do USA to nawet dla laika oczywisty, sprytny wybieg prawny.

W filmie Mariny Zenovich "Polański: ścigany i pożądany" (2008) znalazła się scena, w której reżyser, bez śladu zawstydzenia, opowiada, że kręcą go młode laski. Czułem się zażenowany. Z drugiej strony łatwo o mimowolna hipokryzję. Przecież od lat z wypiekami na twarzy czytamy "Lolitę" Nabokova, zachwycamy się opowiadaniami Tomasza Manna, płótnami Balthusa, albo – z innej beczki – zdajemy sobie doskonale sprawę z istnienia tysięcy obrzydliwych, pedofilskich witryn w necie. Sprawiedliwość się rozwodniła.



Inny wymowny obrazek: kilka tygodni temu, jadąc na festiwal do Łagowa, miałem przesiadkę w Zielonej Górze. Piątek wieczorem. Była może 23., może północ. Let’s go party. Na placyku przed dworcem imprezowała w najlepsze rozkrzyczana, ordynarna hałastra. Zobaczyłem dziewczynki co najwyżej dwunasto- albo trzynastoletnie. Wyglądały jak "galerianki" z filmu Rosłaniec, tyle że w wersji hardcore. Były prawie nagie, w jakichś koszmarnych kieckach, w desperackim makijażu, wulgarne i pijane – nagabywały mnie na seks. No i co o tym wszystkim myśleć? Przecież to się dzieje cały czas, w realu. Nie chodzi o żaden film…

3.

Polański, najwybitniejszy polski reżyser ever, zasłużył, żeby pisać o nim jako o artyście, a nie facecie z (niegdyś) szarganą reputacją. Zresztą, również pod kątem wydarzeń z ostatnich miesięcy i dni, biografia Polańskiego układa się w zaskakująco spójną całość. Wystarczy pobieżne prześledzić biografię tego twórcy, żeby zauważyć zadziwiającą konsekwencję kolein jego losu. Nie ma takiego dna, z którego by się nie podniósł. Nie ma takiej hańby, zarówno w wymiarze zawodowym, jak i prywatnym, której nie przebiłby w sukces. Biografia Polańskiego to wzorcowy wykres kardiogramu. Góra, dół, góra, dół.

Raptem kilka dni temu, w Warszawie, moja przyjaciółka, która pracowała z Polańskim przy "Pianiście", opowiadała, że realizując ten film cały czas był oschły, wymagający, często się awanturował. Ekipa była tym zirytowana. Równolegle, w trakcie pracy, Polański nawet słowem nie wspomniał, że jest wyczulony na każdy detal, ponieważ getto pamięta z autopsji. Wie, jak wyglądało, poznał je od podszewki. Kiedy jednak mniej więcej w połowie zdjęć reżyser zażyczył sobie, żeby w scenie wysyłania Żydów do obozu koncentracyjnego wśród statystów na pierwszym planie pojawiła się kobieta w ciąży, było wiadomo, że chodzi mu o matkę. Uderzana kolbami przez esesmanów, w zaawansowanej ciąży, matka Polańskiego została wepchnięta do wagonu. Taki był ostatni fleszbek pamięci reżysera. Usłyszałem: "Był tego dnia szczególnie wymagający, niezadowolony, zdenerwowany – ale wszyscy milczeliśmy, pracowaliśmy w idealnej ciszy. To była jego historia. W kinie pokazał to, o czym nie potrafił nikomu opowiedzieć".

W 2005 roku Roman Polański nakręcił "Olivera Twista" według Dickensa. Bardzo smutny i piękny film – raczej nie dla dzieci. Reżyser podkreślał w wywiadach, że zrealizował "Twista" z myślą o własnych, ciągle jeszcze małych pociechach (ze związku z Emmanuelle Seigner), ale o wiele ważniejszym interpretacyjnym punktem odniesienia wydaje się właśnie dzieciństwo Polańskiego. W chropowatej postaci Olivera Twista Polański zogniskował prywatną, sierocą tragedię. W pierwszej scenie filmu widzimy przecież chłopca w bosych, poranionych stopach, w łachmanach, zmęczonego i wychudzonego. Oliver to Roman. Podczas okupacji niemieckiej, ukrywany między Krakowem a Wadowicami, nieustannie przenoszony z miejsca na miejsce, żył bez rodziny, często także bez jedzenia. A jednak, opuszczony przez wszystkich spróbował, za wszelką cenę, przełamać tę dziecięcą samotność. I wygrał. Jak Oliver Twist.



Bo każdy dramat w biografii Polańskiego zamieniał się w końcu w sukces. I odwrotnie: komedia okazywała się tragedią. Przyszły autor "Autora widmo" przeżył getto i wojnę. Szybko trafił na życzliwych ludzi – Marię Biliżankę, Antoniego Bohdziewcza. Został aktorem, potem studentem reżyserii w łódzkiej Szkole Filmowej. Jako 25-latek za "Dwóch ludzi z szafą" dostał prestiżową nagrodę na międzynarodowym festiwalu w Brukseli, wyjechał do Paryża. Był na ustach wszystkich kolegów. Niepokoił, irytował, wzbudzał zawiść. Zmarły niedawno Jerzy Stefan Stawiński wspominał: "Cały czas krążył, miotał się, był dość męczący. Mnie on zawsze rozśmieszał jako postać nieustannie ruchliwa. Filmowcy z pewnością zazdrościli mu kariery, ja nie".

4.

Od jakiegoś czasu siedzę zagrzebany w pierwszym okresie twórczości reżysera. Oglądam filmy, czytam jego niepokorne, prowokacyjne wywiady udzielane polskim dziennikarzom, śmieję się z prasowym anonsów. "Po co i dla kogo robi się takie filmy?" – pytał retorycznie w 1961 roku dziennikarz "Ekranu", wysłany na plan "Noża w wodzie". Polański, krytykowany na potęgę m.in. przez Gomułkę, musiał opuścić kraj. Do dzisiaj jest jedynym (Kieślowski to jednak zupełnie inna historia) polskim reżyserem, który zrobił autentyczną karierę w stylu amerykańskim. Ale zawsze było podobnie. Po sukcesie przychodziła katastrofa. Na wyreżyserowanej przez Polańskiego noweli "Diamentowy naszyjnik" (1963) w filmie "Najpiękniejsze oszustwa świata" nie zostawiono suchej nitki, ale zaraz potem zrealizował przecież dwa wybitne filmy: "Wstręt" i "Matnię", a kilka lat później wyrafinowanych "Nieustraszonych pogromców wampirów" (1967). Mając niewiele ponad trzydzieści lat, pokazał, że w kinie potrafi wszystko. Europa mu nie wystarczała. Ruszył do Hollywood.



"Polaczek", jak go szyderczo określono, zrobił tam błyskawiczną karierę. Nie jechał zresztą do Ameryki po pietruszkę. Przyjął zaproszenie producenta, Roberta Evansa, ówczesnego szefa "Paramountu" i otrzymał solidne dwa miliony dolarów na realizację "Dziecka Rosemary" (1968) – horroru, którym udowodnił, że jeśli chodzi o biegłość warsztatową, jest lepszy od większości uznanych amerykańskich kolegów.

5.

Znowu było trochę za dobrze. Polański przebrał miarę w szczęściu. Musiał odpokutować. Bestialskie morderstwo, zorganizowane w nocy z 8 na 9 sierpnia 1969 roku przez bandę Mansona, którego ofiarą była ciężarna Sharon Tate, uderzająco piękna żona reżysera, oraz czwórka jego przyjaciół, nie tylko podkopało psychikę twórcy "Noża w wodzie", ale postawiło także pod znakiem zapytania dalsze losy kariery Polaka w Hollywood. Polański stał się ofiarą podwójną – w strasznych okolicznościach stracił żonę, równolegle stał się bohaterem bezprecedensowej nagonki prasowej. Odpowiedział na nią "Tragedią Makbeta" (1971), zrealizowaną za forsę "Playboya", skąpaną we krwi i okrucieństwie ponurą adaptacją Szekspira, a następnie komedię "Co?" (1972), która nie była szczególnie zabawna, za to mocno frywolna.



Sukces tych filmów nie był oczywisty. "Makbet" miał swoich fanów, ale na "Co?" nie zostawiono suchej nitki. Wydawało się, że droga Polańskiego właśnie się domyka. Ale to byłoby zupełnie nie w jego stylu. Skoro był dół, trzeba znowu zacząć wspinać się na Everest. "Chinatown" z 1974 roku to chyba najlepszy film detektywistyczny, jaki kiedykolwiek nakręcono. Jedenaście nominacji do Oscara dla dzieła reżysera pochodzącego z Polski było  wydarzeniem właściwie bez precedensu. Dobra passa przeciągnęła się jeszcze na 1976 rok, kiedy Polański zrealizował "Lokatora" według powieści Rolada Topora. Film początkowo przyjęty niejednoznacznie, niemal zignorowany przez publiczność, dzisiaj uznawany jest za jedno ze szczytowych osiągnięć reżysera.

6.

"Znowu ci się udało, ty mały draniu" – wołał Jack Nicholson, kiedy okazało się, że po oskarżeniu o gwałt nieletniej dziewczyny i spektakularnej ucieczce z USA, Polański nie tylko nie zakończył ze wstydem kariery, ale zrealizował jeden z najlepszych filmów w karierze: melodramat "Tess" (1979) według powieści Thomasa Hardy’ego, nagrodzony Cezarami, Oscarami i Złotymi Globami. Do Hollywood nie mógł już jednak wrócić. Jego realizowane w Europie widowiskowe filmy w rodzaju "Piratów" (1986) czy "Frantica" (1988) pomimo wielu zalet były jednak jedynie gorszą, mniej udaną wersją Hollywood. Polański nie chciał być gorszy. Musiał być najlepszy. Z czasem odnalazł swoje miejsce w kinie europejskim. Największym artystycznym triumfem reżysera jest oczywiście "Pianista" z 2002 roku, ale zarówno erotyczne "Gorzkie gody" (1992), kameralna "Śmierć i dziewczyna" (1994), sataniczne "Dziewiąte wrota" (1999), jak i wspomniany wcześniej "Oliver Twist" hańby mu nie przyniosły.

26 września 2009 roku reżyser został zaaresztowany w Zurichu. Los Polańskiego odmienił się po raz kolejny. Jego życie jest jak kino. Suspense, intryga, seks, tajemnica, kłamstwa – i wielki dramat. Zasłużył w końcu na happy end.



* Autor eseju, wspólnie z Szkołą Filmową w Łodzi, przygotowuje ekskluzywne wydanie DVD wszystkich krótkich filmów zrealizowanych przez Romana Polańskiego w Polsce, oraz etiud, w których występował jako aktor.

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones