Artykuł

Szatan pod krawatem

Filmweb / autor: /
https://www.filmweb.pl/article/Szatan+pod+krawatem-96094
Zanim Dexter Morgan zaczął oczyszczać Miami z szumowin, Tony Soprano – szefować mafii z New Jersey, a Walter White – gotować metaamfetaminę, "porządki" w świecie wielkiego biznesu robił niejaki Jim Profit.

Kiedy w 1996 roku na małym ekranie zamieszkał Jim Profit ("Jim Profit"), mało który widz akceptował w swoim odbiorniku nowego lokatora. Socjopata, intrygant i morderca nie pasował do etatowych bohaterów seriali: roztropnych ojców, sprawiedliwych policjantów i lekarzy o śnieżnobiałym uśmiechu. Nie pomogły zachwyty recenzentów – wyniki oglądalności kurczyły się z odcinka na odcinek. W efekcie, choć nakręcono osiem godzin materiału, emisję zakończono po czterech.  Z dzisiejszej perspektywy widać jak na dłoni, że produkcja stacji Fox wyprzedzała swoją epokę. Była zapowiedzią przemian, jakie miały wydarzyć się pod koniec ubiegłego wieku w amerykańskiej telewizji. 


"Jim Profit"

Za realizację serialu odpowiadał duet David Greenwalt/John McNamara. Pierwszy wyrobił sobie renomę w środowisku, pracując przy "Cudownych latach" i "Doogiem Howserze". Drugi wymyślał m.in. "Nowe przygody Supermana". Szukając inspiracji do wspólnego przedsięwzięcia, producenci sięgnęli po kronikę Szekspira "Ryszard III". Tytułowy bohater to jeden z najczarniejszych charakterów w historii angielskiej korony – żyjący w XV wieku tyran, który w drodze na tron wymordował połowę rodziny królewskiej. Twórcy postanowili przenieść akcję z ponurych średniowiecznych zamczysk do świata wielkich przedsiębiorstw. Sednem opowieści pozostała jednak bezpardonowa walka o władzę.

Areną zmagań uczyniono wieżowiec należący do fikcyjnej korporacji Gracen & Gracen. Zatrudnienie znajduje w niej Jim Profit – młody, przystojny i bardzo zdolny absolwent Harvardu. W płynącym z offu monologu bohater oznajmia nam, że zamierza przejąć posadę jednego z prezesów firmy. Ponieważ ciężka praca to za mało, by osiągnąć sukces, Jim sięga po mniej szablonowe metody: szantażuje, kradnie, manipuluje, a w ostateczności przelewa krew. Gdy ścieżka kariery wiedzie przez łóżko żony któregoś z bossów, podąża nią bez wahania. Jest zawsze o dwa kroki przed swoimi wrogami, zwarty i gotowy do ataku. Jedyny słaby punkt Profita to jego brudna przeszłość, której ujawnienie może bohatera kosztować nie tylko utratę stołka, ale i wolności.

"Jim Profit"

Symbolem tajemnic skrywanych przez piekielnego menedżera jest duży karton z logiem G&G. To w nim pod koniec każdego odcinka pośród śmieci i resztek jedzenia Profit kładzie się spać, wcześniej racząc publikę jedną ze swoich mądrości rodem ze "Sztuki wojny" albo "Księcia". Choć twórcy stosunkowo szybko wykładają karty na stół, odsłaniając najbardziej ponure sceny z młodości Jima, nasze zainteresowanie tą postacią nie słabnie. Po części wynika to z faktu, że przesłanki, jakie kierują bohaterem, są niejasne. Nie do końca wiadomo, czy chodzi o chorą ambicję, urojoną chęć zemsty czy raczej specyficznie pojmowaną potrzebę znalezienia sobie nowej rodziny (wszak wszystkie korporacje pragną być dla swoich pracowników drugim domem).

Prawdziwym skarbem serialu jest odtwórca tytułowej roli Adrian Pasdar.  Młodsi widzowie znają go jako obdarzonego supermocami senatora Petrellego w "Herosach". Potomek irańskiego kardiochirurga i niemieckiej aktorki od początku kariery specjalizuje się w graniu postaci wewnętrznie skonfliktowanych, skrywających skazy na duszy i umyśle. Jako Profit łączy on  inteligencję przewodniczącego Mensy, wdzięk i maniery dżentelmena oraz spojrzenie zbitego psa bądź zwyrodnialca z zakładu dla obłąkanych. Czarną jak smoła duszę skrywa pod idealnie skrojonymi garniturami, zestawem gustownych krawatów oraz grubą warstwą żelu we włosach. Im bardziej jest zły, okrutny i perwersyjny, tym większą można do niego czuć sympatię! Po pierwsze, dlatego że jego przeciwnicy również nie są aniołami. Po drugie, Jim Profit ma klasę. Gdy dobiera się komuś do skóry, robi to tak, jakby malował arcydzieło w Kaplicy Sykstyńskiej.

"Profit" wpisuje się w nurt popkultury wyszydzający środowisko yuppies. Termin ten został ukuty na początku lat 80. i odnosi się do żądnych władzy i majątku młodych profesjonalistów z wyższej klasy średniej (young urban professionals). Zatrudniani na stanowiskach maklerów, menedżerów i doradców, świetnie zarabiający yuppies (w Polsce nazywani japiszonami) mogą sobie pozwolić na wynajęcie penthouse'u w dobrej dzielnicy, regularne wizyty w butikach z luksusową odzieżą i kolacje w drogich restauracjach. Ich matką jest chciwość, a ojcem egoizm.

"American Psycho"

Filmowcy, pisarze i muzycy lubią portretować pędzących ku karierze elegantów jako pustych, pozbawionych ideałów emocjonalnych bankrutów. Tak jak w "American Psycho" i "Podziemnym kręgu" – dwóch, prawdopodobnie najlepszych, obrazach świata yuppie. Bohaterem pierwszego filmu, opartego na powieści Breta Eastona Ellisa z 1991 roku, jest Patrick Bateman (Christian Bale) – starannie wypielęgnowany japiszon, który pracę w korporacji odreagowuje po godzinach brutalnymi mordami. Twórcy sugerują jednak, że krwawa jatka rozgrywa się wyłącznie w głowie mężczyzny. Na zewnątrz wciąż jest on sfrustrowanym, acz nieszkodliwym bogaczem dzielącym czas między siłownię, zabiegi upiększające i nudne spotkania biznesowe.  

Na zaburzenia psychiczne cierpi też Narrator (Edward Norton) z kultowego filmu Davida Finchera według książki Chucka Palahniuka. Aby dać upust negatywnym emocjom wynikającym z życia w napędzanym konsumpcją świecie, tworzy on swoje demoniczne alter ego. Tyler Durden (Brad Pitt) to rozmiłowany w przemocy anarchista dążący do obalenia ustalonego porządku.

"Podziemny krąg"

Jim Profit jest duchowym bratem Batemana i Narratora. Tak jak oni stanowi wytwór chorego społeczeństwa. Wszyscy trzej buntują się przeciwko niemu bądź próbują je sobie podporządkować.  Żaden z nich nie ma szans na wyzwolenie.

"Profit" nie spodobał się ani japiszonom, których pokazywał w złym świetle, ani klasie robotniczej, dla której główny bohater był ucieleśnieniem kapitalisty-potwora.  Podobno w trakcie emisji do lokalnych oddziałów Foksa dzwonili kolejni widzowie z żądaniem usunięcia z anteny "diabła w garniturze". W efekcie, choć Entertainment Weekly umieścił serial Greenwalta i McNamary wśród dziesięciu najlepszych programów telewizyjnych 1996 roku, w rankingu oglądalności "Profit" znalazł się dopiero na jednym z ostatnich miejsc.

Oglądany po latach nie robi tak ogromnego wrażenia jak kiedyś. Prócz Pasdara żaden z aktorów nie stworzył zapadającej w pamięć kreacji. Irytuje też natrętna ilustracja muzyczna. Jeden z dziennikarzy napisał o niej: Momentami brzmi jak soundtrack ze starego odcinka "Pamiętników różowego pantofelka", z którego wycięto seks.  Niezamierzenie śmiesznie wyglądają sceny, w których bohater korzysta z komputerowej aplikacji pozwalającej poruszać się po wirtualnej rzeczywistości. Tworzy za jej pomocą trójwymiarowe wnętrza biura G&G oraz modele swoich wrogów. Za każdym razem, gdy Profitowi udaje się unieszkodliwić jednego z nich, jego awatar eksploduje pikselami. Cóż, tak kiedyś wyobrażano sobie przyszłość cyfrowych technologii. 


"Jim Profit"

Pomimo tych wszystkich niedoróbek "Profit" to wciąż inteligentny, trzymający w napięciu i niepozbawiony poczucia humoru show. Greenwalt i McNamara wyznaczyli nim kierunek, w jakim powinny podążać seriale telewizyjne. Pokazali, że mały ekran jest wystarczający duży, by pomieścić twórczą odwagę, prowokację i wielowątkową, zniuansowaną intrygę. Jak mawia Jim Profit: Kluczem do prawdziwego sukcesu jest zebranie wszystkich naszych strachów i zamknięcie ich w pudełku. Oczywiście, nie każde zło da się upchnąć w małej paczuszce. Na tym jednak polega wyzwanie: stawić czoła ciemności wewnątrz nas oraz zabrać wszystkie demony tam, skąd nie będą mogły nas już zranić. W ten sposób możemy uczynić świat lepszym miejscem. Czy pudełko, o którym wspomina Profit, to odbiornik telewizyjny?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones