Relacja

T-MOBILE NOWE HORYZONTY: Happy End

autor: /
https://www.filmweb.pl/article/T-MOBILE+NOWE+HORYZONTY%3A+Happy+End-124467
17. Festiwal Filmowy T-Mobile Nowe Horyzonty we Wrocławiu dobiegł końca, a my mamy dla Was ostatnią porcję festiwalowych recenzji - Michał Walkiewicz ocenia zwycięski "Western" Niemki Valeski Grisebach, a także zamykające imprezę "120 uderzeń serca" w reżyserii Robina Campillo

Wschód-zachód (recenzja filmu "Western", reż. Valeska Grisebach)


Chociaż akcja filmu rozgrywa się na bułgarskiej prowincji, kowbojów zastępują budowlańcy, zaś kolej żelazną - hydroelektrownia, tytuł nie kłamie: "Western" w reżyserii Niemki Valeski Grisebach to opowieść o ostatnim sprawiedliwym, wielkiej drace na dzikim wschodzie oraz wyboistej drodze do pojednania. 

Do małego miasteczka na granicy z Grecją bohater wjeżdża jak na spadkobiercę Johna Waynea przystało - na koniu, samotnie, w poszukiwaniu papierosa oraz chwili wytchnienia. Meinhard (Meinhard Neumann) nie jest może duszą towarzystwa i brakuje mu uroku gwiazdy filmowej (gęsty wąs oraz zapadnięte policzki wydają się wręcz egzystencjalną odwrotnością hollywoodzkiego szyku), jednak swoje w życiu przeszedł: jako legionista walczył w Afryce i Afganistanie, a wszystkie egzaminy odróżniające chłopców od mężczyzn zdał na piątkę z plusem. Nic więc dziwnego, że gdy konflikt pomiędzy lokalną społecznością a zatrudnionymi do budowy elektrowni przybyszami z zewnątrz wejdzie w decydującą fazę, wiele będziecie zależeć od bohatera. Spokojna głowa, Meinhard to facet, któremu ciężko przetrącić kręgosłup - zwłaszcza ten moralny.

Motyw kulturowego zderzenia wschodniej Europy z zachodnią, tak odległy przecież od ikonografii westernu, reżyserka finezyjnie wpisuje w gatunkowy wzorzec. Z jednej strony mamy więc centrum, czyli miasteczko, skarbnicę obcej kultury i zarazem niezbadaną ziemię. Z drugiej, obrzeża, obóz najeźdźców, w którym buzuje testosteron, a twardą ręką rządzi szowinistyczny Vincent (Reinhardt Wetrek). Pomiędzy dwoma światami przechadza się Meinhard - jedyny, który próbuje sforsować mur nieufności, wchodzi w interakcję z miejscowymi, nawiązuje głębsze relacje. To jednocześnie twardziel wycięty z westernowego żurnala, chodząca metafora porozumienia bez barier, a także pragmatyk, zdający sobie sprawę z zalet kruchego społecznego porządku. 

Całą recenzję Michała Walkiewicza przeczytacie TUTAJ. 

Puls miarowy (recenzja filmu "120 uderzeń serca", reż. Robin Campillo)


Jest początek lat 90. Paryski oddział organizacji Act Up, walczącej o prawa i interesy zarażonych wirusem HIV, wytacza działa przeciw firmie farmaceutycznej ukrywającej wyniki testów nowego leku. Jesteśmy i na uniwersytetach, i na ulicach, na paradach równości i w salach konferencyjnych. Podglądamy bezkompromisowe akty rebelii i uczestniczymy w pokojowych negocjacjach. Ale pomimo tak szerokiej perspektywy, trzymamy dystans do bohaterów obrazu Robina Campillo – dzieła nakręconego z chłodną głową, pozbawionego trudnej do uchwycenia, filmowej intymności. 

Całość otwiera scena narady Act Up, fragment emblematyczny dla całego filmu, stanowiący krótkie przedstawienie zasad funkcjonowania zgromadzenia, jego celów, ambicji oraz problemów, z którym się mierzy. Z tłumu wyławiamy pierwsze twarze – stąpającą twardo po ziemi Sophie (Adele Haenel z "Nieznajomej dziewczyny" braci Dardenne), uspokajającego rozgorączkowany tłum Thibaulta (Antoine Reinartz) oraz żółtodzioba w organizacji, skrytego Nathana (Arnaud Valois). Określenie ich paroma przymiotnikami to w zasadzie jedyne, co można zrobić, gdyż dla Campillo – przynajmniej w początkowych partiach filmu – polityczne wydaje się znacznie ważniejsze od prywatnego. O tym, że mamy do czynienia z czymś więcej niż publicystyką, uświadamiają nas dopiero pulsujące transową muzyką interludia oraz wątek uczucia, które rozkwita pomiędzy zdrowym Nathanem a zarażonym wirusem HIV Seanem (Nahuel Perez Biscayart). 

Chociaż w teorii relacja Seana i Nathana stanowi fabularny oraz emocjonalny rdzeń filmu, w praktyce Campillo nie robi zbyt wiele, by nadać jej odpowiednią wagę. Niby z czułością pokazuje seks kochanków, pozwala im mówić o przeszłości, a z czasem skręca w stronę szlachetnego melodramatu. A jednak zbyt mocno ciągnie go w stronę Sprawy, co przekłada się w najlepszym wypadku na sekwencje brawurowych starć aktywistów z przedstawicielami biznesu farmaceutycznego, zaś w najgorszym – na nieskończone sceny debat, narad i polemik; tyleż ważkich i rzetelnych, co po prostu nużących. 

Całą recenzję Michała Walkiewicza przeczytacie TUTAJ

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones