Artykuł

Telewizyjni partyzanci

Filmweb / autor: /
https://www.filmweb.pl/article/Telewizyjni+partyzanci-87205
"Real World. San Francisco", "Dzieciak kontra Kot", "Nieśmiertelny", "Gliniarz z dżungli", "Johnny Bravo" i "Torchwood". Co łączy te seriale? Choć może wydawać się to nieprawdopodobne, zrobiły one dla obyczajowej rewolucji w telewizji tyle samo, co współczesne, obłaskawiane przez widzów i krytykę produkcje.  

Przez całe dziesięciolecia telewizja uchodziła za bastion "tradycyjnych wartości". Dopiero w ostatnich dwóch dekadach rewolucja obyczajowa na małym ekranie nabrała tempa. Każdy z nas mógłby bez zastanowienia wymienić całą masę tytułów, zaczynając od "Seksu w wielkim mieście", a kończąc na "Kumplach" i "Współczesnej rodzinie". Większość z nich powstała z zamiarem przesuwania granicy tego, co powszechnie akceptowane.



Są jednak i takie seriale, które zdają się być pozbawione rewolucyjnych aspiracji, a jednak kryją w sobie pokłady wywrotowych treści. Seriale, które zszokowałyby świętoszków, gdyby oczywiście ich wyczulone na bluźnierstwo i demoralizację zmysły zdołały owe wywrotowe treści rozpoznać. Z różnych powodów produkcje tego typu były niezauważone, a mimo to wpłynęły na regularnie uciekające do telewizyjnego świata społeczeństwo.

5. Real World. San Francisco

Moje wyliczenie zaczynam od pewnego oszustwa. "Real World" nie jest bowiem serialem fabularnym, a sezon w San Francisco z całą pewnością nie należał do tych, które przeszły niezauważone. Warto jednak o nim wspomnieć. Nie ze względu na czasy, w jakich powstał, a ze względu na współczesność. Dziś bowiem reality show uważane jest za najbardziej wulgarną formę rozrywki. "Real World. San Francisco" pokazuje, że w tego rodzaju programach kryje się jednak niezwykła moc poznawcza.

Trzeci sezon programu o grupie nieznajomych, żyjących przez kilka miesięcy pod jednym dachem, został zapamiętany za sprawą Pedro Zamory. Był to 22-letni Kubańczyk otwarcie przyznający się do swojej homoseksualnej orientacji i do tego, że choruje na AIDS. Nawet dziś ujawnienie takiej informacji w telewizji wymagałoby niezwykłej odwagi. Jednak "Real World. San Francisco" nagrywany był w 1994 roku – geje byli wtedy cały czas na cenzurowanym, a AIDS przestawało być postrzegane jako kara zesłana przez Boga na grzeszników. W takim momencie wystąpienie Zamory było aktem heroicznym.

Przez 20 odcinków poznawaliśmy nie "geja" i "nosiciela", ale Pedra, zwyczajnego chłopaka. Obserwując, jak inni mieszkańcy domu radzą sobie z jego "odmiennością", widzowie mogli przejść ewolucję – od skrajnego szoku i odrazy po zrozumienie i akceptację. Łatwo jest odrzucać ideę, trudniej człowieka. A "Real World. San Francisco" umożliwiło nam poznanie Pedra w chwilach radości, w relacjach z chłopakiem Seanem, oraz w momentach pełnych przerażenia, kiedy pojawiała się gorączka i wątpliwość, czy jego organizm zwalczy infekcję.

"Real World. San Francisco" miało tragiczne post scriptum. Jeszcze w trakcie emisji programu Pedro zachorował. Zmarł dzień po nadaniu ostatniego odcinka.  

4. Dzieciak kontra Kot

Na pierwszy rzut oka trudno wyobrazić sobie bardziej typową kreskówkę dla dzieci. Jej bohaterem jest 10-letni Coop Burtonburger, który w prawie każdym odcinku wojuje z kotem siostry. Tylko on (i jego kumpel Denis) wie, że kot nie jest zwyczajnym zwierzęciem, a przybyszem z kosmosu, który ma niecne zamiary.

 

Formuła serialu nie wyróżnia się niczym szczególnym. Z jednym wyjątkiem. Coop wraz z młodszą siostrą jest wychowywany tylko przez ojca. W serialu nie poświęca się temu większej uwagi. Jest to traktowane wręcz jako oczywistość. I w tym właśnie tkwi rewolucyjność "Dzieciaka kontra Kot". Wciąż bowiem normą w serialach dla dzieci jest model "2+X"

Tymczasem w tej niepozornej kreskówce samotny rodzic nie szokuje, nie jest postacią, nad którą trzeba się pochylać. W ten sposób twórcy pieką dwie pieczenie na jednym ogniu. Po pierwsze, pozwalają dzieciom z niepełnych rodzin poczuć się swobodnie i normalnie. Po drugie, wzmacniają obraz ojca jako rodzica troskliwego i pełnowartościowego. Coop i jego siostra Millie nie są w żaden sposób poszkodowani faktem braku matki. Co więcej, sytuacja jest tak sprytnie zaprezentowana, że większość widzów nawet minuty nie poświęci, by zastanowić się nad jej losem. W serialu, przynajmniej do tej pory, ani słowem nie wyjaśniono, czy ojciec Coopa i Millie jest rozwodnikiem czy wdowcem!

3. Nieśmiertelny; Gliniarz z dżungli

Na pozór trudno o mniej wyjątkowe seriale. Ich "rewolucyjność" polega jednak na tym, że stały się katalizatorami rozwoju niezwykłego, fanowskiego zjawiska. W zetknięciu z Internetem, który w latach 90. stał się w końcu dostępny dla szerszego grona osób, niszowy proceder przekształcił się w kulturowy fenomen. Chodzi mi oczywiście o "slash fiction".

Pod tym angielskim terminem kryje się fanowska twórczość literacka, której bohaterami są fikcyjne postaci pochodzące z książek, seriali i filmów. Tworzone przez autorów slashu opowiadania prezentują np. historie homoseksualnych romansów postaci, które w swoich pierwotnych źródłach są bohaterami heteroseksualnymi. Za narodziny współczesnego slashu uważa się pierwszy serial o "Star Treku". Jego fanki zaczęły wymyślać  historie, opowiadające o związkach romantyczno-erotycznych Kirka ze Spockiem. To właśnie od skrótowego określenia tych historii – K/S – wywodzi się nazwa "slash fiction".

Początkowo literatura spod znaku slash była niszowym zjawiskiem. Dostępność Internetu sprawiła jednak, że w latach 90. slashowe dzieła wyrastały jak grzyby po deszczu. Gdybyście wtedy próbowali poszukać w sieci informacji o "Nieśmiertelnym", łatwiej byłoby wam trafić na opowiadania o romansach Duncana z Richiem, Duncana z Mythosem i Mythosa z Joe Dawsonem niż na temat samego serialu. Podobnie rzecz miała się z "Gliniarzem z dżungli". Ogniste przygody Jima i Blaira rozpalały wyobraźnie setek tysięcy osób.

 

Warto zauważyć, że wbrew tematyce slash wcale nie był domeną gejów. Przeciwnie,  większość opowiadań, często niezwykle pikantnych, tworzyły panie o heteroseksualnej orientacji i wykształceniu przynajmniej niepełnym wyższym. Dziś slash ginie w morzu innych internetowych atrakcji. Jeśli jednak ciekawi was ten temat, bez trudu znajdziecie historie romansu Harry'ego Pottera z Draco Malfoyem. Warto też zauważyć, że eksplozja slash fiction doprowadziła do debiutu wielu autorek specjalizujących się właśnie w opisywaniu męsko-męskich związków, głównie w szeroko pojętej fantastyce (jak choćby Lynn Flewelling, Sarah Monette czy Ellen Kushner).

2. Johnny Bravo

To zadziwiające, że najbardziej miażdżąca krytyka wzorca męskości miała miejsce w serialu prezentowanym na kanale dziecięcym. Tytułowy Johnny Bravo z pozoru był męską wersją przysłowiowej blondynki, a w rzeczywistości ucieleśniał wszystko to, co w samcach tak mierziło kobiety. I te wyzwolone, i te spolegliwe.

 

Dostało się przede wszystkim ówczesnym symbolom seksu, którymi byli blondwłosi surferzy z Kalifornii. Twórcy "Johnny'ego Bravo" nie zostawili na nich suchej nitki. Dosadnie skrytykowali kult ciała, które nawet nie rekompensowało niedostatków intelektu. Johnny był śnieżnobiałą płachtą, nieskalaną choćby jedną głębszą myślą. Dostało się też mężczyznom za ich bezgraniczną wiarę w to, że wystarczy ruszyć się z domu, a "laski" padać będą do ich stóp.

Było jednak coś rozbrajającego w naiwności Johnny'ego Bravo i w jego uporze, by każde odrzucenie interpretować jako zachętę do dalszych starań. Jego szowinizm miał łagodny charakter i wynikał nie ze złośliwości, a z nieświadomości. I mogę założyć się, że część widzów była równie nieświadoma i z ochotą powtarzała co zabawniejsze teksty z "podrywów" Johnny’ego.

Oczywiście wraz z krytyką męskości "Johnny Bravo" wzmacniał pozytywny wizerunek kobiety –  niezależnej, pewnej siebie i inteligentnej. Z Johnnym i jego głupotą mogła przegrać tylko ta bohaterka, która swoją przewagę wykorzystywała w niecnych celach. Wychowywanie dzieci w oparciu o takie wzorce było bardzo radykalnym posunięciem. Ale ponieważ całość zamknięta została w komediowej animacji, jakimś cudem uniknęła pręgierza i oskarżeń o wypaczanie młodych umysłów.

1. Torchwood

Na koniec zostawiłem sobie serial, który osobiście uważam za najbardziej rewolucyjną produkcję w telewizji. I do tego najmniej w swojej rewolucyjności oczywistą. "Torchwood" to typowa brytyjska produkcja SF, spin off "Doktora Who", więc wywrotowość wydaje się ostatnią rzeczą, o jaką można ją podejrzewać. A jednak to właśnie "Torchwood" całkowicie odrzuca obecnie obowiązujący system postrzegania i porządkowania świata i proponuje zupełnie inny paradygmat.

W "Torchwood" zostaje odrzucona fundamentalna zasada etykietowania ludzi w relacjach międzyludzkich. Serial przekonuje, że tam, gdzie chodzi o uczucia, nie ma miejsca na proste kategorie, że życie jest o wiele bardziej złożone. Stąd żadnego z bohaterów nie można zaszufladkować jako "heteroseksualnego" czy też "homoseksualnego". Każdy z nich ma doświadczenia z przedstawicielami obu płci. I jest to przyjmowane bez żenady, poczucia winy czy zmieszania.

Bohaterowie są świadomi, że w społeczeństwie funkcjonują inne normy, że powinni czuć się niepewni w związku z tym, że nie mogą się jednoznacznie określić. Odrzucają jednak ten dyktat konwenansów, uznając każde doświadczenie międzyludzkie za równie wartościowe i ważne.

 

Za brakiem etykiet idzie w parze absolutna akceptacja pożądania jako elementu ludzkiego doświadczenia. W innych serialach bardzo ważną rolę pełni wstyd (nawet jeśli nie pojawia się explicite). Jego przełamywanie zdaje się być istotą obyczajowej rewolucji. W "Torchwood" bohaterowie nie widzą powodu, by wstydzić się tego, że czują pociąg seksualny do tej czy innej osoby. Owszem, może pojawić się zażenowanie, ale tylko w przypadku, kiedy naruszy się cudzą sferę intymności.

Tym samym twórcy serialu wyznaczają kierunek, do którego powinniśmy zmierzać; do stanu, w którym przestaniemy mówić, że to czy tamto jest równoprawne, akceptowane czy tolerowane, ponieważ nie będzie to miało dla nikogo znaczenia.

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones