Artykuł

Uczta dla oczu

Filmweb / autor: /
https://www.filmweb.pl/article/Uczta+dla+oczu-91700
Lament nad laicyzacją świąt Bożego Narodzenia jest coraz głośniejszy. Neurolodzy są jednak w tym temacie bezlitośni – Rita Carter w "Tajemnicach umysłu" przekonuje, że tylko mały ośrodek w mózgu odpowiada za przeżycia religijne, które przyzwyczailiśmy się uwznioślać. Nawet ból jest bardziej skomplikowany, a co dopiero doświadczanie prawdziwej przyjemności... Pytanie tylko, czy to źle, że święto, którego jedyną rękojmią powoli staje się spotkanie przy suto zastawionym stole, bliższe jest ideom "Uczty" Platona niż chrześcijańskim tradycjom?

Smakowanie świata


W "Uczcie" miłość była etycznym nakazem sięgania po wyższe formy przyjemności, ale bez porzucania jej zmysłowych szczebli pośrednich, bo taka droga na skróty była zwyczajnie niemożliwa. Język potoczny znacznie zubożył tę koncepcję, nadając jej jednoznacznie duchowy wymiar, piętnujący potrzebę cielesnego spełnienia. "Uczta Babette" jest przewrotną trawestacją tej zawężonej perspektywy, jej bohaterki – Marcina i Filipa – żyją przekonane, że tylko odrzucenie doczesnych przyjemności przybliży je do Boga. Paradoksalnie to nie umartwianie się, ale jednodniowa rozpusta (tytułowa uczta) ześle na nie iluminację i wynagrodzi zaniechane życiowe szanse. Szczegółowo ukazany proces przygotowywania posiłku, jego podawanie i reakcje biesiadników, którzy zaprzeczając dotychczasowemu życiu w ascezie, rozpływają się w zachwycie, jest hołdem na cześć sztuki. Indywidualna przyjemność napotyka obiektywizowane doznanie, zarysowane przez formalną dyscyplinę. Świat Babette to świat, w którym prawdziwa sztuka nie może zostać niedoceniona i jest dostępną każdemu bramą do lepszego wymiaru egzystencji.

 
"Uczta Babette"

Filmowi spadkobiercy obrazu Axela przeważnie zubażają jego problematykę, ograniczając się do motywu kulinarnego olśnienia, które przeobraża tego, kto go doświadcza. "Życie od kuchni" to historia miłości dwojga kucharzy – perfekcjonistki i luzaka, których odmienne podejście do gotowania początkowo budzi tylko wzajemną niechęć. Zmuszeni jednak pracować razem, z czasem wypracowują kompromis – ona zaczyna dostrzegać świat poza kuchnią, on decyduje się wreszcie na otwarcie własnego biznesu. Dla bohaterki "Julie i Julia" romans z haute cuisine staje się swego rodzaju wyzwaniem rzuconym nudnemu życiu. Postanowienie, aby zrealizować wszystkie recepty z książki kucharskiej swego kulinarnego guru wprowadza trochę niezwykłości w codzienną egzystencję. Najbardziej ordynarny motyw cudownej uczty, stający się wręcz jej parodią, znajdziemy w "Jedz, módl się, kochaj". Znaczący jest już sam tytuł zrównujący wszystko do mało zobowiązujących "czasoumilaczy", po które z niewiadomych przyczyn bohaterka wyrusza na koniec świata, choć z nastawieniem, jakie ma, mogłaby je odnaleźć, nie ruszając się z domu. Włoskie jedzenie i modlitwa w egzotycznej świątyni to dla niej tylko kolejne pozycje na liście "to do". Zdarzają się jednak niezwykle udane kulinarne podróże, jak w "Bezdrożach" czy "Whisky dla aniołów", których bohaterowie – wielbiciele drogich alkoholi, odkrywają lepszą stronę rzeczywistości i trwale odmieniają swój los. W "The Trip" Steve Coogan i Rob Brydon, wykorzystując swoje prywatne emploi, recenzują restauracje na południu Anglii, a powtarzalne test menu, składające się z wątróbek, cielęcych eskalopek i małż św. Jakuba koresponduje z (nie)powtarzalnością ich rozmów. Film Winterbottoma stanowi jedno z najwybitniejszych osiągnięć mumblecore – z improwizowanych błahych rozmów, pełnych ukrytych docinków i wyścigów na najlepsze małpowanie znanego aktora, wyłania się powoli niebanalny, słodko-gorzki obraz kryzysu męskości i smutków wieku średniego.

 
"Julie i Julia"

Przez żołądek do duszy

Filmy z gatunku food movies skutecznie obnażają pozorność opozycji kultura – natura. Jedzenie jest czynnością paradoksalną – to przecież wyraz zwierzęcego instynktu, ale jego staranna kodyfikacja stanowić może wręcz część narodowego dziedzictwa. Niczym kucharz z banalnych składników potrafiący wyczarować egzotyczne danie, człowiek potrafi uwznioślić swe najprostsze potrzeby. Epidemia w "Ostatniej miłości na Ziemi" odbiera ludziom kolejne zmysły, ale bywalcy restauracji rekompensują sobie brak smaku zniewalającym zapachem, utratę powonienia – imponującym widokiem potraw, a gdy nawet tego zabraknie, zawsze jeszcze zostaje dźwięk chrupiącego pieczywa i stukających o siebie kieliszków. W filmie MacKenziego wspólne ucztowanie jest w obliczu apokalipsy ostatnią ostoją człowieczeństwa.

Kulinarne odloty, w których króluje przesada, przeważnie jednak stają się wielowarstwową metaforą kryzysu kultury. W "Wielkim żarciu" groteskowy karnawał, nie przynosi pocieszenia, nie odpędza myśli o śmierci, ale do niej powoli prowadzi, życiodajny pokarm zostaje przez bohaterów zmieniony w truciznę, a wyrafinowanie – w obrzydliwość. Biesiadnicy nie smakują wymyślnych potraw, ale je pożerają, dokonując rytualnego samobójstwa. Ich uczta jest jak łabędzi śpiew w świecie niezaspokojonych potrzeb; nadmiar ma być remedium na wszechobecna pustkę, jednak rytuał, próba wzniesienia się ponad marność świata, do złudzenia przypomina zaspokajanie nieustającego, konsumpcyjnego głodu, eskapistyczne zapętlenie bez końca. Echa obrazu Marco Ferreriego można odnaleźć w "Dziurze w sercu", w której motyw uczty nie ma jednak nic z dekadenckiego blichtru – bohaterowie podczas przerwy w zdjęciach do amatorskiego pornosa (zamiast imponującym tortem z pasztetów jak w "Wielkim żarciu") na zmianę obżerają się i wymiotują żywnością wprost z supermarketu. Na jednym poziomie Moodysson bada granice cierpienia, na innym snuje refleksje o bylejakości ekshibicjonistycznej kultury telewizji, której kwintesencją jest reality show.


"Wielkie żarcie"

Niezbyt wyrafinowany metaforycznie "Fast Food Nation" siłę zyskuje przez stopniową gatunkową metamorfozę. Obyczajowa historia inspektora jakości, który bada sprawę obecności kału w mielonym mięsie, zmienia się w dramatyczną panoramę losu imigrantów i wykorzystywanych pracowników, a kończy politycznym oskarżeniem kultury konsumpcyjnej XXI wieku, w porównaniu z tą krytykowaną w "Wielkim żarciu", przybierającą globalny i całkiem już zwyrodniały charakter. Technologia, która miała ułatwiać człowiekowi życie obróciła się przeciwko niemu. W finałowej scenie, w której bohaterka roni łzy przy niemiłosiernie szybkiej taśmie produkcyjnej, wypluwającej kotlety nie mające wiele wspólnego z mięsem, jej perspektywa przeobraża się w surrealistyczny obraz przedmiotowego traktowania ludzi, niemal zrównanych z hodowanym bydłem. Ponura wymowa filmu daleko odbiega od zbliżonego tematycznie, ale na wpół żartobliwego "Super Size Me", w którym odpowiedzialnością za byle jakie życie miłośników fast foodów obarcza się przede wszystkim samego konsumenta.

Francuzi i reszta świata


Wyrafinowanie i prostota stanowią w filmowych "kuchennych opowieściach" ważną opozycję, w której symbolem tej pierwszej kategorii bywa przeważnie kuchnia francuska, uważana za niezwykle trudną i elitarną, zarówno dla mistrzów kuchni, jak i jej konsumentów. Kuchnia francuska współgra z zimnym profesjonalizmem Kate i przeciwstawia włoskiej dezynwolturze Nicka ("Życie od kuchni"), bohaterce "Julie i Julia" łatwiej byłoby wykonać 524 kulinarne prace Asterixa, gdyby przepisy pochodziły z jakiejkolwiek innej kuchni. Świat w "Winie na medal" przeżywa istny szok, gdy okazuje się, że w prestiżowej degustacji wygrywają wina kalifornijskie – ostatnim takim policzkiem dla Francji była chyba klęska Napoleona. 


"Julie i Julia"

We wszystkich trzech sztandarowych filmach z jedzeniem w roli głównej ("Wielkie żarcie", "Uczty Babette" i "Kucharz, złodziej, jego żona i kochanek") francuska haute cuisine staje się symbolem nadmiaru i degeneracji. Greenaway potęguje przeestetyzowaną groteskę sceną spożywania ludzkiego mięsa, przyrządzonego na wzór kaczki w pomarańczach. Uniwersalna opowieść o zemście i granicach człowieczeństwa splata się tu z polityczną krytyką doskwierającego w latach 80. thatcheryzmu. W opowieści rozpisanej na miłosny trójkąt złodziej symbolizuje brutalny kapitalizm, martwy kochanek bezradną inteligencję, a zbolała żona – Anglię, finalnie odnosząca pyrrusowe zwycięstwo – kuchnia jest tu formą ekspresji konfliktu między nimi. To, co budzi zachwyt swym wyrafinowaniem, ciąży ku sztuczności i zwyrodnieniu, a naturalnym środowiskiem przykrej metamorfozy jest oczywiście królewski dwór – sługa księcia de Conde ("Vatel"), chcąc ugościć króla Ludwika XIV, musi zgadzać się na coraz mniej wygodne kompromisy, a młodociana królowa ("Maria Antonina") traci głowę w orgii dworskiego przepychu, w którym kształt jedzenia nie różni się wiele od jej wymyślnych fryzur, a jego kolory idealnie komponują się z tęczą garderoby (niebieskie i zielone makaroniki!). Oba filmy w długich sekwencjach, składających hołd filmowej synestezji, pokazują świat na chwilę przed katastrofą, gdzie sztuczność okazuje się szczelnym, ale kruchym pancerzem przed schyłkowymi nastrojami.

Pięć zmysłów to za mało


Znane powiedzenie, że "jesteś tym, co jesz", powinno się może zmienić na bardziej adekwatne – "jesteś tym, jak jesz", w food movies sposób spożywania określa styl życia i podejście do świata wartości. Zawodowi zbieracze ("Tam, gdzie rosną grzyby") żyją z leśnych skarbów sprzedawanych snobistycznym restauracjom, ale sami są orędownikami skromnego, niezależnego życia. Samotność i niedojrzałość to dla nich niewygórowana cena za bycie wolnym. Na przeciwległym biegunie egzystuje właściciel jednej z najlepszych restauracji na świecie ("Jiro śni o sushi"), rodzinę i codzienne przyjemności poświęcający nieprzerwanie od 30 lat na rzecz morderczej pracy, od której na dłużej nie jest w stanie oderwać go nawet zawał serca. Dążenie do prostoty i odkrywanie naturalnego smaku potraw przeciwstawia europejskiej nieustannej pogoni za nowością. Dla Jiro perfekcja to szlifowanie umiejętności – początkowy pracownik dopiero po kilku latach jest w stanie zrobić wzorowy omlet, następne kilka zajmuje mu nauka przygotowania ryżu, ryby może dotknąć po kilkunastu! Zabawne jest zderzenie jego postawy z Hortense ("Niebo w gębie"), gotującą najprostsze, tradycyjne potrawy kuchni francuskiej dla prezydenta. Zwykła jajecznica z pieczarkami w jej wykonaniu to istny tort mocha gateau – przy Jiro prezentuje się niemal jak oszustka i hipokrytka. Oboje jednak wiedzą, że poza samym procesem przygotowania ważne jest, skąd czerpie się składniki i dla kogo gotuje. Jedzenie bywa przecież skuteczniejszym środkiem perswazji od tysiąca słów. Zakochana w swoim szwagrze Tita ("Przepiórki w płatkach róż") może wyrażać uczucia do niego tylko przez doskonalenie przepisów na indyka w czekoladowym sosie mole i tytułowe przepiórki, jednocześnie podkopując szczęście siostry poprzez serwowanie jej tuczących, niestrawnych potraw. Giovanna ("Okna") amatorskim pieczeniem rekompensuje sobie sypiące się małżeństwo do czasu, aż spotka prawdziwego mistrza-cukiernika. Wypieki starego Simone'a to sztuka dla sztuki, sam nigdy nie próbuje swoich tortów, jakby karząc się za nieumyślne spowodowanie śmierci ukochanego. Na dziewczynie ten brak półśrodków w codziennym działaniu robi ogromne wrażenie, zaczyna rozumieć, że romans z sąsiadem jest tylko prostym eskapizmem i że spełnienie marzeń może osiągnąć, nie krzywdząc przy tym innych (i oczywiście za pośrednictwem gotowania!).

Opozycja między miłośnikami wyszukanej kuchni a tymi, którzy do jedzenia nie przywiązują większej wagi, bo do szczęścia wystarczy im kawałek "hawajskiej na grubym", jest tak banalna, że nie warto jej rozwijać. Najlepsze food movies łagodzą kontrast między bohaterami, wciągając ich w subtelną grę, jak podczas wieczornej rozmowy na werandzie między bohaterami "Bezdroży". Miles mówi o swojej fascynacji pinotem – niezwykle trudnym do hodowania szczepem winogron, przemycając w tym opisie charakterystykę samego siebie – neurotyka, który pod płaszczykiem nadwrażliwości i wysublimowania skrywa lęk i niechęć do podejmowania ważnych decyzji, przyzwyczajonego do porażek i codziennego marazmu. Opowieść Mai o winnicach zawstydza Milesa pasją i empatią wobec innych, w jednej chwili uderza go własny egocentryzm i zachwyt nad sposobem życia, którego dotąd nawet nie umiał sobie wyobrazić, zbytnio pochłaniała go rola naczelnego cynika.  Bohaterowie pogłębiają zmysłowe doznania poprzez snucie zainspirowanych prze nie indywidualnych narracji.

 
"Bezdroża"

Rozmowy o winie mogą wielu osobom wydawać się nadęte i śmieszne w tych swoich frazach o jeżynowym posmaku, nutce dębowej beczki i kwaśnym aromacie dymu, ale w rzeczywistości nie są zwykłym przejawem snobizmu, mają niebanalne uzasadnienie. Zdaniem psychologa Daniela Schactera ludzki umysł za pomocą języka zwiększa ubogie w porównaniu z innymi zwierzętami zmysłowe impulsy, a neurolog Christopher Frith przekonuje, że z pomocą słownych opisów ulotny smak czy zapach można wyodrębnić z miliona innych i przechować w pamięci na zawsze. Czyż w kinie nie spotykamy się z podobną sytuacją? Powszechna opinia głosi, że wszelkie analizy i rozmowy o nim odbierają przyjemność oglądania, zagłębiania się w filmowy świat, a jest jeśli jest wręcz odwrotnie? Może warto potraktować film jak kieliszek pinot noir i postarać o głębszą refleksję od lubię/nie lubię.

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones