Felieton

Ujęcia rozciągliwe

Filmweb / autor: /
https://www.filmweb.pl/article/Uj%C4%99cia+rozci%C4%85gliwe-90763
Minuta minucie nierówna. Jeśli wpatrzyć się w tarczę zegarka i uparcie śledzić sekundnik, jego sześćdziesiąt skoków rozciągnie się w małą nieskończoność. Wystarczy jednak oderwać wzrok i dać się czemuś zaabsorbować, a okaże się, że kwadrans sam gdzieś umknął. Podobnie jest z filmowymi ujęciami. Te długie – wykraczające ponad 40-60 sekund – zwracają na siebie uwagę, bo czas ekranowy i nasz własny nagle zostają zrównane. Czekamy na cięcie i nie możemy się doczekać. Jest trochę tak, jakby reżyser zabronił nam mrugania.

Długie ujęcia możemy podzielić na ruchome i statyczne (którymi zajmę się w następnym felietonie). Mistrzem pierwszych byli Alfred Hitchcock, Max Ophüls i Orson Welles, a później między innymi Brian De Palma i Martin Scorsese. Są piekielnie trudne w realizacji, bo każdy szczegół gry aktorskiej, przesunięcia kamery i zmiany oświetlenia musi nastąpić w precyzyjnie określonym momencie, a uwijająca się wokół ekipa nie może dostać się w pole widzenia. Długie ruchome ujęcia stanowią wizualny ekwiwalent złożonej akrobacji cyrkowej.

 
"Lina"

"Lina" Hitchcocka to osiem ujęć, trwających po dziesięć minut każde – pomysł nowatorski, ale zrealizowany w cieplarnianych warunkach studia, z chmurami ze szklanej waty wiszącymi za oknem i z dekoracją o rozsuwanych ścianach. Im bardziej nowoczesna technika, tym większa wolność wychodzenia z długimi ujęciami w plener (w czym celował Węgier Miklós Jancso), a także ich ulepszona stabilność. Wynalazek SteadiCamu – kamery sprzężonej z żyroskopem, sczepionej z kombinezonem operatora – umożliwił kręcenie długich ruchomych ujęć, które nie wywoływały oczopląsu nieprzyjemnym rozedrganiem. Historyczną cezurą jest pod tym względem poranny trening Rocky'ego Balboy z pierwszego filmu o legendarnym bokserze, w trakcie którego bohater wbiega na długie muzealne schody i spogląda na rodzimą Filadelfię, a kamera towarzyszy mu w tym stromym biegu non-stop.

Poza przypadkami ekstremalnymi, takimi jak nakręcona w jednym, spacerowym megaujęciu alegoria "Rosyjskiej arki" Aleksandra Sokurowa, długie jazdy kamery służą realistycznemu sprzężeniu czasu i przestrzeni, które pozwala widzowi na możliwie pełne zanurzenie w ekranowej topografii. Jeśli przejście od punktu A do punktu B zajmuje bohaterowi X sekund, i jeśli oglądamy każdą z nich po kolei, wówczas fizyczność scenografii staje się namacalna i konkretna – nie da się jej skłamać i oszukać (gdyby masakra na schodach odeskich z "Pancernika Potiomkina" była nakręcona w jednym ujęciu, trwałaby góra dwie minuty, zamiast nadmuchanych przez Eisensteina dziesięciu).


"Pancernik Potiomkin"

Nic tak nie ekscytuje fana długich ujęć, jak znalezienie popisowego egzemplarza już w pierwszych sekundach filmu. Otwierające ujęcia "Dotyku zła" Wellesa bądź "Gracz" Roberta Altmana są jak skomplikowane solówki baletowe, w których główną bohaterką jest pracująca bez przerwy kamera i jej precyzyjnie wymierzone ruchy. W "Dotyku" mamy wręcz do czynienia z obnażeniem  mechanizmu, który czyni długie ujęcie tak ekscytującym: pierwszym obrazem, jaki widzimy, jest ręka nakręcająca bombę zegarową. Obraz ostatni to błysk eksplozji odbijający się na twarzach bohaterów. Czekaliśmy na tę eksplozję: tak jak wyczekiwaliśmy pierwszego w filmie cięcia.

Długa jazda kamery przez rozległą przestrzeń nie zawsze stanowi ekwiwalent wymyślnej kaligrafii, uprawianej dla samych tylko zawijasów (których bezapelacyjnym mistrzem jest Brian De Palma, prześcigający sam siebie w otwarciu "Oczu węża"). Może też służyć bardzo pragmatycznej i efektywnej narracji, w której stan wewnętrzny postaci po prostu domaga się mocnego wizualnego podkreślenia. Kiedy Wesley Snipes z gniewem rzuca posadę w biurze architektonicznym w "Malarii", reżyser Spike Lee i jego wybitny operator Ernest Dickerson towarzyszą bohaterowi w długim, gniewnym marszu z gabinetu dyrektorów aż do dotychczasowego stanowiska pracy. Ów labirynt schodów i korytarzy, jakie bohater przemierza w nieprzerwanym ujęciu, staje się naturalną metaforą korporacyjnej ścieżki, jaką musiał dotąd przejść, by dorobić się (opuszczanej właśnie) wysokiej pozycji. Bardzo podobnie jest w bliźniaczych ujęciach z półmetku "Chłopców z ferajny" Scorsesego i otwarcia "Boogie Nights" Paula Thomasa Andersona, tyle że wektor jest odwrotny niż u Lee: przechodzimy z ulicy do nocnych klubów, a kamera naśladuje niezaspokojoną ambicję bohaterów, którzy marzą o zostaniu "insiderami" (czy to w branży mafijnej, czy w przemyśle porno).


"Boogie Nights"

Długie ruchome ujęcia są idealne do ukazywania absurdalnej akumulacji obiektów i zjawisk. Wiedział o tym Jean-Luc Godard, którego dwie wybitne jazdy kamery – ta z "Weekendu" i późniejsza z "Wszystko w porządku" – obrazują obsceniczny naddatek konsumpcji sytych społeczeństw. W pierwszym przypadku znajdujemy się na zakorkowanej drodze, a w drugim wewnątrz wielkiego supermarketu. Za każdym razem kamera przemieszcza się w pozornie nieskończonej jeździe, odsłaniając kolejne pojazdy (bądź kasy sklepowe), tak że w końcu nie wierzymy, czy ta ponura procesja metalicznego śmiecia kiedykolwiek znajdzie kres.

Akumulacja innego rodzaju – jednostajność architektoniczna wywołująca przygnębienie, a może wręcz melancholię – następuje w długich ruchomych ujęciach "Słonia" Gusa Van Santa, w których bohaterowie przemierzają plastikowe korytarze amerykańskiego high schoolu, a kamera wiernie podąża za ich leniwym marszem, nie zważając na pozorny brak akcji i znaczących wydarzeń. Jak wiele lęku można zaszczepić w takie pozornie gnuśne jazdy przez długie korytarze, można się dowiedzieć, oglądając Kubrickowskie "Lśnienie", w którym opustoszały hotel staje się miejscem spotkania z nieznanym.


"Słoń"

Przemieszczająca się kamera, pracująca nieprzerwanie i pochłaniająca wielki plaster rzeczywistości niejako jednym kęsem, jest domeną filmowych mistrzów – tych twórców, którym styl i forma nie są obojętne, a którzy jednocześnie mają w sobie choć trochę pychy i zmysłu właściwego sztukmistrzom i jarmarcznym atletom. Długa jazda kamery to niechybny dowód silnych reżyserskich bicepsów. Oddajmy im sprawiedliwość, zwracając baczniejszą uwagę, ile czasu upływa od jednego cięcia do następnego.

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones