Relacja

WFF 2013: Heavy Life

https://www.filmweb.pl/article/WFF+2013%3A+Heavy+Life-99811
W sobotę mieliśmy okazję zobaczyć "Glorię" ze znakomitą rolą Pauliny Garcii, nowy film Ilmara Raaga "Miłość jest ślepa" oraz polskie kino niezależne "Heavy Mental".

"Nie" dla smugi cienia


"Gloria" jest wszystkim, czym nie była "Święta rodzina", pełnometrażowy debiut Sebastiána Lelio. Tamten film stanowił świadectwo artystycznej niedojrzałości. Był nieudolną kalką duńskiej Dogmy; wyważającą otwarte drzwi, epatującą pseudo-transgresjami, ubraną w szarpaną, histeryczną formę. Mamy jednak niezbity dowód, że Lelio zmienił się jako reżyser; dziś zresztą podpisuje się nawet innym nazwiskiem (wówczas był znano jako Sebastián Campos). "Gloria" to dorosły, subtelny, słodko-gorzki film z cudowną rolą Pauliny Garcii w centrum.



Już sam wybór tematu i bohaterki, świadczy o dojrzałości reżysera. Gloria (Garcia) to 58-letnia rozwódka, która stara się wciąż żyć pełnią życia. Wszelkie znaki na niebie i ziemi są jednak przeciwko niej. Dzieci dorosły, wyprowadziły się z domu i nie spieszno im do kontaktowania się z matką. Okulista diagnozuje u kobiety jaskrę i grozi, że jej kontakt ze światem zewnętrznym będzie się z czasem ograniczał. Ona nie chce się jednak poddać. Wieczorami regularnie odwiedza klub dla osób w średnim wieku, gdzie ma nadzieję poznać kogoś, kto dotrzyma jej towarzystwa. Którejś nocy spotyka Rodolfo, z którym zaczyna romansować. Z czasem zaczynają się do siebie zbliżać, ale Gloria zaczyna wątpić, czy mężczyzna – wbrew swoim deklaracjom – jest w stanie zaangażować się w prawdziwy związek.

W wielkich okularach, za którymi ukrywa się Gloria, można zobaczyć symbol jej niezgody na osuwanie się w metaforyczną (ale i dosłowną – patrz: pogarszający się wzrok) smugę cienia. Bohaterka i jej rówieśnicy niby dyskutują o Facebooku i Twitterze, ale stosują przy tym retorykę "my – oni", lokując siebie samych po odklejonej od rzeczywistości stronie. Spacerując ulicą, Gloria mija jakieś młodzieżowe protesty, ale sfera polityki, tego, co na czasie, również wydaje się być poza jej bezpośrednim doświadczeniem. Samotność kobiety dodatkowo potęguje fakt, że jej córka decyduje się opuścić kraj. W istocie bardziej namacalny kontakt niż z własnymi dziećmi ma Gloria z sąsiadem z góry, którego nocne lamenty nie pozwalają jej spać i którego kot regularnie odwiedza jej mieszkanie.

Resztę recenzji Jakuba Popieleckiego przeczytacie TUTAJ.


Nie ma mocnego na zakochanego

Tuż przed projekcją "Miłość jest ślepa" w ramach 29. edycji WFF jej reżyser, Ilmar Raag, w krótkim wystąpieniu powiedział, że w wieku 45 lat postanowił nakręcić film o miłości. Pół żartem pół serio wyraził nadzieję, iż nie jest na to zbyt późno. Opowieść o uczuciu zamkniętej w sobie Kertu z wiejskim watażką jest dojrzała, a język narracji subtelny i wyważony. To dowody na to, że będący w wysokiej formie Raag wybrał odpowiedni moment na sfilmowanie tej historii.



Kertu (gdyby organizatorzy festiwalu zdecydowali się zachować oryginalny tytuł, byłaby to „tytułowa bohaterka”) to wyjątkowo nieśmiała i zamknięta w sobie dziewczyna. Jej rodzice uważają, że jest opóźniona w rozwoju, choć sama udowadnia na naszych oczach, że wie, czego chce, i rozumie, co się wokół niej dzieje. Odgrodzona od świata i innych ludzi nie daje się ubezwłasnowolnić i walczy o swoje prywatne szczęście. Gdy - nie wiedzieć czemu (i tu z pomocą przychodzi polskie tłumaczenie tytułu filmu) - zakochuje się w miejscowym pijaku, bierze sprawy w swoje ręce i wysyła do niego pocztówkę z wierszem. I tak zaczyna się historia pewnej miłości.

Raag postarał się o przedstawienie wiarygodnego tła wydarzeń z pierwszego planu i o ciekawe wątki poboczne, tak by "Miłość jest ślepa" nie była po prostu kolejną opowieścią o „rodzącym się uczuciu”. Udało mu się przenieść do filmu obraz małej społeczności, w której każdy dramat rozgrywa się na oczach gapiów przyjmujących automatycznie role sędziów i katów. W wykreowanym przez reżysera świecie nie brakuje jednak mądrych, ludzkich bohaterów. Dla widzów przyzwyczajonych do polskiego kina społecznego, w którym postaci poboczne są zwykle albo złe, albo po prostu głupie, decyzje niektórych bohaterów "Kertu" mogą być zaskakujące.

Resztę recenzji Doroty Kostrzewy przeczytacie TUTAJ


Zen nasze powszednie

Mariusz całymi dniami chodzi przebrany w chiński uniform robotniczy recytując swój monodram zatytułowany "Sztuka zen w łucznictwie". Przymus bycia artystą każe mu ponawiać wysiłek z regularnością i polotem równym temu, z jakim uprawia jogging – bez refleksji, planu i wytchnienia. Zewnętrznym znakiem mentalnej zadyszki są zaniki pamięci. Z aktorsko-dramaturgicznych prób zdaje raport na cotygodniowych sesjach u psychoterapeuty. Obsesja bycia artystą wypełnia Mariusza tak szczelnie, że na autentyczną artystyczną ekspresję nie starcza już miejsca. Patrząc na jego sztywną aparycję, puste spojrzenie i drętwą mimikę zastanawiamy się, dlaczego przyszło mu do głowy, że mógłby kiedykolwiek zostać choćby przeciętnym aktorem.



Piotr jest przeciwieństwem Mariusza – pewny siebie energiczny ekstrawertyk, bez pretensji do rzeczy wielkich. Sumienne wykonywanie obowiązków pracownika opieki społecznej sprawia, że dla swych podopiecznych - schorowanych samotnych staruszków – jest bliższy niż rodzina, która dawno przestała się nimi interesować. Z wdzięczności często zostawiają mu w spadku mieszkania. Lokum po zmarłym dziadku Mariusza Piotr decyduje się jednak oddać nieszczęsnemu aktorowi w zamian za poderwanie dla niego dziewczyny. W pomyśle na zdobycie Iny Piotr nie dostrzega nic kuriozalnego – w końcu wie o dziewczynie wszystko i starannie zaplanował kolejne fazy przejęcia jej od Mariusza tak starannie, jakby to było porwanie z wyłudzeniem okupu.

Resztę recenzji Ludwiki Mastalerz przeczytacie TUTAJ
.

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones