Artykuł

Widzieliśmy "Call of Duty: Modern Warfare" w akcji

autor: /
https://www.filmweb.pl/article/Widzieli%C5%9Bmy+%22Call+of+Duty%3A+Modern+Warfare%22+w+akcji-134966
Decyzja Activision o miękkim restarcie bodaj najlepszego odgałęzienia "Call of Duty" wydaje się naśladować poczynania włodarzy amerykańskiego rynku komiksowego, którzy od lat dostosowują popularne tytuły do oczekiwań nowego pokolenia, regularnie rozpoczynając wszystko od nowa.


Rzecz jasna tylko pozornie, bo choć zmieniają się okoliczności, główny rdzeń dzieła – czy też może dusza – pozostaje ten sam. Strategia ta jeszcze na dużą skalę do gier, jak mi się wydaje, nie przeniknęła, ale nie miałbym absolutnie nic przeciwko, gdyby oferowano nam nie tylko sequele sensu stricto – fabularnie oderwane lub nie od poprzednika – czy klasyczne nowe początki, lecz i podobne wariacje. Lecz dość tych dywagacji, choć fakt faktem, że od pierwszego odcinka "Modern Warfare" minęło już dobre dwanaście lat, a od ostatniego – prawie dekada. Czyli niewątpliwie nadszedł czas, żeby trochę rozruszać stare gnaty i przeładować kapitanowi Price'owi giwerę.

Zaproszeni do ciągle jeszcze przedbrexitowej Anglii dziennikarze mieli zapoznać się nie tyle z samą grą – nie dano nam rozegrać ani sekundy z kampanii na jednego gracza, a podczas króciutkiej sesji z multiplayerem zaliczyłem zaledwie dwa mecze (nie spodziewałem się, że po tylu latach od skończenia liceum nadal rozumiem bluzgi po rosyjsku) – co z postaciami i fabułą. Stąd zamiast zwyczajowego opisu doświadczeń z rozgrywki, tym razem garść informacji i przemyśleń, które zostaną zweryfikowane już za trzy tygodnie z haczykiem, kiedy gra będzie miała swoją premierę.


Co się tyczy Price'a, to człek niby ten sam, ale inny, bo o poprzednich częściach możecie, po prostu, zapomnieć. Linia czasowa nowego "Modern Warfare" biegnie równolegle do poprzednich i na jej potrzeby skonstruowano świeżutką fabułę. Ba, jeśli dobrze zrozumiałem wczorajszą londyńską prezentację, to kultowym bohaterem nawet nie zagramy. Będzie on naszym towarzyszem i mentorem, buchnie kłębem cygarowego dymu po oczach, ukręci komuś łeb, rzuci bon mota, ale jego oczami tym razem nie spojrzymy. Choć, oczywiście, ekipa Infinity Ward może kryć niejedną niespodziankę. Price'a gra brytyjski aktor Barry Sloane, który powiedział mi podczas naszego krótkiego wywiadu, że przede wszystkim nie chce łapać się za bary z nostalgią i mierzyć z tym, co z tą rolą zrobił Billy Murray. I dobrze, zwłaszcza że tym razem chodziło nie tylko o grę głosem, ale i cały motion capture. Było to nie lada wyzwanie, bo jego praca nad grą trwała prawie dwa lata. "Nie miałem problemu z ciągłymi próbami – mówił. – Cenię sobie teatr, a robota przy grze przypominała mi tę na scenie, gdzie wszystko musi być wyćwiczone i bezszwowe, gdyż nie ma montażu".

Bohaterami "Modern Warfare", prócz Price'a, są Kyle, brytyjski żołnierz, który razem z oddziałem specjalnym ma za zadanie rozbić szajkę terrorystyczną grożącą rozpyleniem na terenie Londynu śmiercionośnego gazu; Alex, agent CIA działający na terenie fikcyjnego arabskiego państwa, gdzie trwa wojna domowa; oraz Farah, idealistyczna bojowniczka z rzeczonego kraju, bijąca się o jego niepodległość. Kiedy i jak skrzyżują się drogi ich wszystkich, trudno orzec, bo umyślnie zaprezentowano jedynie zmontowane efektownie urywki, które przypominały hollywoodzki blockbuster, i to taki za dobrych dwieście baniek. Ale Taylor Kurosaki, gość pociągający za fabularne sznurki, obiecywał, że chodzi przede wszystkim o konflikt postaw. Czyli klasyczną czerń i biel zastąpić mają szarości. I oby słowa dotrzymał, bo jak na razie wygląda to jednak na fabułę z gatunku my kontra oni, ale za wcześnie na sądy. Istotne mają być także konflikty charakterologiczne zasadzające się na różnicach kulturowych. Pokazano nam między innymi całkiem nieźle napisaną scenę dialogu Alexa z Farah, którzy, wyłuszczając swoje racje, choć są po jednej stronie barykady, zupełnie się nie rozumieli: dla niego wojna to praca, a cel zawsze uświęca środki; ona wolałaby zginąć, niż zaprzedać swój honor, a pociąga za spust tylko dla swego ludu.



Kurosaki sporo mówił również o dynamicznych wyborach, jakie będziemy mogli podejmować podczas akcji, co ma oddać konieczność decydowania o życiu i śmierci. Podczas prezentacji pokazano fragment obrazujący ten, jak się spodziewam, potencjalnie kontrowersyjny aspekt gry, a mianowicie akcję "Czysty dom". Kyle, Price i ich oddział szturmuje budynek, gdzie kryje się terrorystyczna komórka, eliminując jednego przeciwnika po drugim. Tyle że niektórzy lokatorzy to kobiety, które niekoniecznie doskakują do biurka po broń, tylko reagują instynktownie ucieczką pod wpływem stresu (a może jednak?), albo nawet sięgają do kojca po... noworodka, którym się zasłaniają. Kto ma szybki palec, niech lepiej nie trzyma go na spuście. Choć akurat zapytany przeze mnie o ten konkretny moment Slone nieco się zmieszał, odpowiadając, że to chyba była tylko animacja i strzelić się nie dało. Ale jeśli tak, to wtedy rozmiękczałoby to zapewnienia Kurosakiego.

 
 

Owa scena zwracała jeszcze uwagę jedną nowością, a mianowicie noktowizją, opracowaną zupełnie od nowa przez krakowską ekipę pracującą przy grze. Chciałoby się rzec, że żadna to nowość, ale tym razem faktycznie nie chodzi o zielonkawy filtr. Ponoć polscy deweloperzy rozłożyli wojskowy sprzęt na czynniki pierwsze i zrobili, co mogli, aby naśladować jego działanie. I nie pomoże nam żadne tam rozjaśnienie ekranu, tak nie wybrniemy, sprzęt okaże się nieodzowny. Zwłaszcza że, o ile całość będzie wyglądała podobnie, położono tu akcent na taktykę. Nasz oddział daje sobie sygnały, ubezpiecza się nawzajem i współpracuje jak dobrze naoliwione tryby tej samej maszyny. Goście z oddziału Navy Seals, którzy pracowali ze studiem, faktycznie musieli narzucić obsadzie żelazną dyscyplinę, co procentuje. Sloane sam mówił, że przepuścili go przez magiel: "Przeszliśmy razem z innymi aktorami prawdziwie wojskowe szkolenie, rzucono nas do lasu, gdzie musieliśmy sobie poradzić, mieliśmy sesje ze sprzętem, pokazano nam, jak szturmować domy i jak zeskakiwać z helikoptera. Nabyłem umiejętności, których nie zapomnę do końca życia". Do owej prezentacji gameplayu mam jednak niecodziennie zastrzeżenie: wyglądało to aż zbyt ładnie. I choć zdaję sobie sprawę, że Activision zaprezentowało materiał żywcem z gry, póki nie odpalę jej u siebie, to chyba nie uwierzę. Detale oszałamiają, wszystko chodzi płynnie i aż szczęka boli od uderzenia o glebę.


Ale kampania na jednego gracza to, bynajmniej, nie wszystko. Kurosaki chwalił się również międzyplatformowym multiplayerem oraz brakiem season passa, co znaczy, że nowe mapy i inne bajery będą dostępne za friko. O jeszcze jednym trybie, operacjach specjalnych, nie powiedziano praktycznie nic, trzymając najwyraźniej coś na później. Oczywiście czytającym tę relację oszczędzam streszczenia typowo marketingowej gadki, ale, co mnie ucieszyło i, mimo wszystko, pozostawiło sceptycznym, bo rzadko kiedy te opowieści faktycznie znajdują swoje potwierdzenie, była ona zgodna z tym, co zobaczyłem na ekranie. O czym tylko Kurosaki nie napomknął, zobaczyłem podczas prezentacji rozgrywki dla jednego gracza. Nadal zostaje jeszcze sporo niewiadomych, ale to dobrze, bo przecież chcę, żeby zostało mi coś do odkrycia. A spotkanie z ekipą od "Modern Warfare" sprawiło, że nie mogę się doczekać, gdy powiem: "Ok, sprawdzam".

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones