Szwajcaria, 1971 rok. W świecie Woodstock i kur....., a tu - do "biednej" wioski nie dociera wielki świat. (Aż się popłakałem bo u nas, w Polsce, był już światowy Gierek i mieliśmy te pomarańcze i baleron na święta.) Ubrana jak w latach 60. Szwajcarska mutter jedzie do roboty na - uwaga - rowerze i tylko żałuję, że ją pokazano jedynie jak jedzie z górki. Tak to się zaczyna, a potem jest coraz gorzej.
Film jest napisany, zagrany i - w ogóle - zrobiony jak klasyczne dzieła socrealistyczne. Postacie są schematyczne, gadaja tekstami z "Dlaczego ja?". I tak dalej. Cóż z tego, że temat ówczesnej walki kobiet o równouprawnienie jest wart filmu i dyskusji, skoro został okrutnie spaprany.
Dlatego sądzę, że jest on konsumowany (i to ze smakiem) jedynie przez córki i wnuczki Magdaleny Środy i Manueli Gretkowskiej.