Tak właśnie myślę, choć na pierwszy plan wysuwają się Will i Sean, a nawet profesor Gerald
Lambeau!:) I są wspaniali, naprawdę, ale to Chuckie strasznie mnie poruszył, bo był taki
prawdziwy, taki zwykły, ale w rzeczywistości był opoką, nie tylko dla Willa, ale i dla wszystkich
którzy go otaczali:)
Chuckie wydaje się taki niepozorny w porównaniu do Willa, jest prosty, nieskomplikowany,
trochę rubaszny i niewykształcony. Ale jego dobroć, moim zdaniem, bije nawet dobroć Seana.
Jeśli Will miał w tym filmie mentora - to właśnie był to Chuckie. Rozmowa na budowie
Chuckiego i Willa po prostu mnie powaliła!! To jak Chuckie zmusił Willa, by ten spojrzał w
końcu na siebie, jak boleśnie i prawdziwie porównał się do przyjaciela - to majstersztyk! Ludzi
takich, jak Chuckie się nie dostrzega, a są solą ziemi, są po prostu dobrem.
Słowo mentor, którego użyłam wcześniej, oczywiście pasuje także do Seana - jego także
uwielbiam:) Ale zawsze, kiedy oglądam ten film, w stosunkach Willa i Seana zauważam coś
innego niż właśnie stosunek "mentor-uczeń", są oni dla siebie, moim zdaniem, jakby
lustrzanym odbiciem. Oboje doświadczeni ciężko w dzieciństwie, niespokojni, skrzywdzeni - są
do siebie strasznie podobni. I zawsze będę uważała, że w czasie terapii, to nie tylko Sean
pomógł Willowi ale i Will pomógł w taki sam sposób Seanowi. Oboje rozpoczęli nowe życie,
oboje w ten sam, bardzo podobny sposób postanowili, że nie będą się bać!
Uwielbiam ten film, wracam do niego czasami:)
.
Też się dołączam, świetny film i komentarz. Robin Williams jest genialny, wręcz stworzony do ról tego typu. Mógłby być moim wujkiem! Hahaha!
W zasadzie zgadzam się z tym, co piszesz, ale mnie osobiście bolało to, że grał go jeden z najmniej lubianych przeze mnie aktorów, czyli Affleck. Ja np bardzo chętnie zobaczyłabym w tej roli Jego brata, którego uważam za bardziej utalentowanego.
przez takie role (filmy) potrafię polubić najbardziej znienawidzonego aktor'a/ki ;) ale fakt ta scena jedna z moich ulubionych :)
właśnie skończyłem oglądać ten wspaniały film, i stwierdziłem że śmierć takich wspaniałych ludzi jak np R.Williams to nie żadna choroba tylko wpływ złych ludzi, nienawidzących dobra, zazdrosnych i złych, podejrzewam że w 'wielkim' świecie takich ludzi z otoczenia Robina było wiele i to go zabiło a nie żadna choroba czy cokolwiek, , pozdrawiam. Źli ludzie i ich zła energia go zabiły.
No ciężko nazwać depresję chorobą, to pozbawione złudzeń postrzeganie świata, mnóstwo ludzi jest bezmyślnymi, bezwartościowymi marionetkami niegdodnymi nazywania nawet zwierzętami, ludzie myślący i wrażliwi zawsze będą mieli ciężko się odnaleźć w tej miejskiej dżungli... choć hieny i szczury w dżungli nie występują, a to one są chyba najlepszym odzwierciedleniem natury większości ludzi.
tak, prawdziwą terapie przeprowadził Chuckie, a nie Sean. Mnie monolog Chuckiego wzruszył nieporównywalnie więcej od rozmów z Seanem, to był moment przełomowy dla Willa według mnie.
Też odnoszę takie wrażenie, że wysiłek włożony przez Sean'a w terapię Will'a był na pewno fachowy i potrzebny, ale naprawdę Will przełamuje się dopiero po rozmowie z Chuckie'm. Chuckie'mu ufa, Chuckie mówi, że czarne jest czarne, Will nie ma pytań.
Bo Chuckie to dobry ziom z dzielnicy. Zresztą kumpel Cichego Boba. A znienawidzony Affleck jest właśnie w takich rolach mistrzem.
Bo Chuckie to dobry ziom z dzielnicy. Zresztą kumpel Cichego Boba. A znienawidzony Affleck jest właśnie w takich rolach mistrzem.
Tak, Chuckie to prawdziwy Przyjaciel. Tak właśnie rozumiem przyjaźń, jako rodzaj miłości. Chuckie dużo ryzykował tą rozmową. Ryzykował to, że Will się wścieknie, wybuchnie na niego, rzuci coś w rodzaju: "nie wpieprzaj się w nie swoje sprawy" i go odrzuci.
Ale to jest właśnie prawdziwy Przyjaciel. Nie będzie klepał po ramieniu i mówił, że wszystko jest ok, tylko po to, by nie stracić kumpla do wyjścia na piwo. On zaryzykował to, on go wręcz do tego namówił, bo jego szczęście i spełnienie były dla niego ważniejsze.
Naprawdę dobra scena.
Nie oceniałabym jednak, kto odegrał ważniejszą rolę: Sean czy Chuckie. To były różne elementy tej samej układanki, moim skromnym zdaniem.