ale gorsze jest to, że jest również obrzydliwy. Otóż prawdziwe ofiary są użyte wyłącznie w roli tła dla artystycznej konstrukcji dramatu jednostki (matka). Coś co nie miało prawa się zdarzyć w rzeczywistości (zażyłość niemieckiego chłopca z więźniem), zostało nieudolnie skonfrontowane z czymś co w rzeczywistości miało miejsce, a zostało spłycone poprzez pełne ignorancji potraktowanie realiów obozowych. Trudno nie odnieść wrażenia, że to typowe papu dla amerykańskiego widza.
Mnie najbardziej odrzuciło zrobienie z obozowego komendanta sympatycznego i zwyczajnego człowieka. W ogóle nie ma tutaj naprawdę negatywnych postaci, a to jest do cholery film o holocauście. Wszyscy są tutaj jakby ofiarami, a to kompletna bzdura. Przecież nikt nie przystawiał takiemu np. komendantowi auschwitz pistoletu do głowy, żeby objął zarząd.
Przecież dokładnie o to chodziło w tym filmie. Komendant Auschwitz, strażnicy obozowi - to nie były jakieś potwory, nieludzie. To byli zwykli ludzie, którzy znaleźli się pod wpływem odpowiednich czynników - deindywidualizacji, braku odpowiedzialności, autorytetu, bezkrytycyzmu, co doprowadziło do tego, że zaczęli postępować nieludzko. Ten film można traktować jako ostrzeżenie, przypomnienie o tym, że nikt nie jest wolny od swojej natury. Jeśli ludzie o tym zapomną, uznają, że żołnierze w Auschwitz z nimi nie mieli nic wspólnego, to w końcu będzie miał miejsce drugi Holocaust.
Historia ukazana w filmie - chociaż ktoś może odbierać ją, jako piękną - niestety nijak ma się do rzeczywistości. Wydarzyć się po prostu nie mogła. Przez cały film trudno było mi uwierzyć w taką fikcję.
Taka historia nie musi mieć bezpośredniego odniesienia do rzeczywistości. Zjawiska są często ukazywane hiperbolicznie, kontrastowo i artystycznie, zarówno w filmach jak i książkach. Czytając powieść Lema nie jesteś w stanie całkowicie umiejscowić jej w świecie rzeczywistym, ale na poziomie pomysłu, przesłania, traktatu, jest tak prawdziwa jak mało innych utworów. Traktując sztukę dosłownie tracisz bardzo wiele.
To ja wybieram, żeby w tym momencie jednak stracić. Wolę przeczytać któreś z dzieł Viktora Frankla. Wtedy czuję, że jestem blisko prawdy i rzetelnej uczciwości. A prawda interesuje mnie przede wszystkim.
Mnie też interesuje przede wszystkim prawda i dlatego popieram to, co napisał Jaca778. Tyle, że przez prawdę rozumiem głębokie, ponadczasowe i uniwersalne przesłanie o ludzkiej naturze. Tego natomiast nie wywiedziesz z prawdy rozumianej jako przedstawienie suchych faktów z pojedynczego wydarzenia. Można je wywieść z setek różnych zjawisk, które mają swój wspólny mianownik, a także przedstawić to w pigułce (np. w filmie), czyli w sposób artystyczny.
Nie od dziś wiadomo, że wykorzystanie odpowiedniego „tła”, w połączeniu z dramatem dziecka, to nic innego jak przepis na „amerykański” sukces w wersji pop. Jeszcze szczypta ckliwości oraz egzaltacji i mamy świetny film, zasługujący na ocenę 8 i 28. miejsce w „topie” tego portalu (sic!)! A kto nie płacze ten nie ma serca i w ogóle, hurr durr, snob!
Tez absolutnie się zgadzam. Ten film i książka robi więcej złego niż dobrego. Idealizuje faszystów i obozy koncentracyjne. Przez szacunek dla zamordowanych takie filmy nie powinny powstawać.
Nie odniosłem wrażenia, by idealizował faszystów. Raczej ukazuje przebłyski tego, że też byli ludźmi (za zasłoną chorej ideologii i ślepego posłuszeństwa), czyli zapobiega demonizacji pewnego narodu (bo na demonizację podatni są wszyscy, tzn. każdy może stać się w oczach człowieka podczłowiekiem). Niestety. To jako ludzie mamy dobre i destrukcyjne odruchy i to właśnie ten film starał się ukazać. Także poprzez wymienioną wyżej "ckliwość" i umiejscowienie w tym dramacie dzieci. Tutaj dzieci uwidoczniły, jak chora była ideologia nazistowska.