nie widział żadnego z nominowanych do Złotej Palmy filmów, ale i tak każdy wie że ten film wygra.
Czasem ta przekora w chęci bycia alternatywnym bywa denerwująca, ale liczę, że film się uda;)
Haneke i Huppert w głównej roli. To przepis na sukces. A tak w ogóle Haneke nie robi słabych filmów.
Haneke zrobil jeden slaby film, mianowicie "Czas Wilka". Dlatego, ze byl po prostu najmniej Hanekowski.
Ot takich opinii krótka droga do określenia twórcy przereklamowanym, ale cóż. Cena sławy:)
Nie wiem, czy krótka, bo jedynym filmem Haneke, który widziałem jest "Biała wstążka" i niestety razi mnie jej nudność i głupie przesłanie o rzekomych początkach nazizmu, które usiłuje ten film sprzedać.
To masz i tak lepszą pozycję. Od "Funny games" oglądam na bieżąco i teraz poprzeczka jest tak wysoko, że boję się cokolwiek nawet oczekiwać. Mnie ten film ujął i wciągnął tak, że nie patrzyłem na upływający czas. Jest niezwykle sugestywny, spójny, ma może i to przesłanie, które sugerujesz, ale bynajmniej twórca nie wpycha nic na siłę wg mnie. Z tą nudą zawsze jest kłopot;) Zwykle u niego napięcie jest wyczuwalne, ale nie przekłada się na akcję. Tzn. widz się spodziewa, że coś się stanie, może nawet zobaczyć tego wynik, ale nadal nie skupia się na wizualnej akcji, co pewnie może być odbierane, jako nuda.
Na siłę nie jest, ale sugestie o takim przesłaniu są wyraźne. Jako nudę traktuję to, że Haneke wprowadza multum postaci, które jedynie rozmawiają językiem wyższych sfer. Potem odkrywa o nich karty, ukazuje ich przemoc i hipokryzję oraz rolę dzieci w tym wszystkim, ale poza pojedynczymi scenami (np. gdy lekarz obraża kochankę), dalej jest paplanina wątków, nudne gadanie, mało psychologii postaci i średnio udana próba sportretowania społeczeństwa w tamtych czasach.
Wiem, że to mocno zużyte, a może i również irytujące stwierdzenie, ale ciężko jest obiektywnie się zgodzić z tym, czy ktoś na ekranie przynudza, czy nie. Jak dla mnie to, co widziałem było bardzo sugestywne i cała ta atmosfera wydała mi się akurat bardzo wciągająca. Tzn. byłem ciekaw, co zobaczę dalej, do czego to zaprowadzi. A podejrzewam, że wielu twórców raczej prowadziłoby do bardziej efektownej puenty, a Haneke zwykle jest (tak to odbieram) zdystansowany do tego o czym mówi, nie jest nachalny, pozostawia sporo miejsca do interpretacji i te całe sceny wydawałoby się zbyteczne komponują się w całość. Pod tym względem, konstruowania swoich filmów jest tutaj coraz lepszy z filmu na film, chociaż ta "siła rażenia" największa pozostaje przy "Funny games" nadal. Jeśli ten film ocenisz przeciętnie, to faktycznie nie widziałbym sensu w dalszym oglądaniu pozostałych. I tak generalnie tego typu nuda/maniera w ogóle jest w jakimś stopniu teraz na topie, bo podobnie można napisać i o Zwiagincewie , czy Lanthimosie, Ostlundzie, którzy również w Cannes startują.
Oczywiście fundamentem w tym wszystkim jest, jak film odbieramy. To, co dla mnie jest nudne, dla kogoś może być esencją kina. Nawet mimo tego, iż uważam "Białą wstążkę" za film słaby, doceniam w pewnej części pracę Haneke, kadrowanie jest porządne, aktorzy grają nieźle, a i to ktoś musiał opanować, więc pewien szacunek do reżysera mam. A nuda była chyba od zawsze w kinie autorskim, nie żeby to był zarzut, bo sam mam w ulubionych kilka filmów, które sam mogę uznać za monotonne.
To, czy coś jest nudne w sumie nie oznacza, że film jest słaby;) Chociaż oczywiście jest w tym coś dziwnego, jeśli ocenimy wysoko film, jednocześnie się na nim nudząc. Taki paradoks trochę zahacza o snobizm. W świecie kina komercyjnego chyba jednak co drugi twórca artystyczny może być rozpatrywany, jako nudny, ale takie jest życie;) Czasem jednak taka nuda jest bardzo pozorna, bo coraz więcej oglądam filmów, gdzie właściwie kamera się nie rusza, jest kilka statycznych kadrów, to jest Roy Andersson, czy Ulrich Seidl, ale w ogóle nie uważam je nudne, bo po prostu to, co się dzieje jest interesujące. Jakby mnie jednak nie interesowało, ogląd pozostałby inny;) Tak mam np z Kaplanoglu, gdzie byłem tak zmęczony po "Mleku", że nie zamknąłem nadal trylogii:> Ja bym obejrzał "Funny games" i sprawdził. Lubię np. to, co wypełnia kino Lanthimosa (gdzie tematyka tak ładnie się łączy z estetyką), ale widziałem kilka prawie, jak Lanthimos greckich filmów i czaru już nie ma, więc coś w rękach tego twórcy być musi. Podobnie uważam, że nawet, jeśli "Biała Wstążka" się nie podoba, to nazywanie jej słabym jest lekko zbrodnicze. Ocena ta plasuje się gdzieś na poziomie wręcz odcieni Greya;) Dla mnie nawet "La la land" nie był słaby, choć film mi się nie podobał;)
Ja za lekko zbrodniczą uważam ideologię, jaką "Biała wstążka" jest podszyta :) i nie mam żadnego problemu, aby nazwać ten film słabym. Powtórzę, poza pojedynczymi scenami nie czuję tego co film chciał przekazać. Sportetowane tam społeczeństwo jest mi zupełnie obojętne. Artystycznie nie jest źle, choć wyżyny sztuki filmowej także to nie są. Jednak, gdybym analizował filmy od A do Z to zatraciłbym duszę i własny gust, bo wyszłoby, że wiele filmów, których nie lubię to takie, które są fantastycznie zrealizowane. Miałbym sztucznie podwyższać czemuś, co mi się nie podobało, bo jest w dobry sposób nakręcone? Cóż, pozostanę jednak w moim lekko ignoranckim podejściu do kina, w którym ocenę 1 dzielą "Rashomon" oraz "Abraham Lincoln kontra zombie".
Nuda to oczywiście kwestia odbioru filmu, sam kocham wiele dzieł, w których nie dzieje się wiele i aura jest monotonna, co wiele osób odbiera jako nudę.
Pewnie tak. Ponadto człowiek też się zmienia. Ja z sentymentu cenię kilka rzeczy bardziej, albo właśnie przez tematykę. Np. nigdy mnie nie wciągały pewne gatunki, jak np. western, więc wybiórczo coś widziałem, coś mi się akurat spodobało, przy generalnie niechęci do oglądania Panów na koniach z bronią za pasem:)
Gdzie jest Edgar Allan jest słaby. Czas Wilka jest słab(aw)y. No i "After Liverpool", bo przecież gdyby nie tamta klapa, to Haneke by dziś kręcił komedie
Tak jak mówię, widziałem tylko jeden film Haneke, a o podanych przez ciebie telewizyjniakach/etiudach, czy co to tam było, słyszałem niewiele, albo wcale.
W ogóle po co on się do tego Cannes pcha? Nie lepiej by było spróbować np. Wenecję zdobyć? Na 100% "Happy End" by się do tamtejszego konkursu załapał.