Narkotyki, ciąża, chłopak bohaterki w areszcie i jej urodziny. Wszystko w 15 minut. To bardziej "Trudne sprawy" niż etiuda fabularna. Grzech nadmiaru i klisze.
O filmach Smarzowskiego można powiedzieć to samo, a jakoś nikt nie kręci nosem, tylko wszyscy cmokają z zachwytu. :-P
A przecież natężenie hiobowych plag spadających na bohaterów/per minuta podobne. Filmy w obu reżyserów mają budowę symbolicznej przypowieści:
Nieważne ile ciężkich prób ma do przejścia protagonista/ka, ale jak poradzi sobie z problemem.
Zarówno Mołda, jak i wspomniany Smarzowski mają na to jedną odpowiedź. Tylko zdecydowane przecięcie nabrzmiałego wrzodu, może przynieść wewnętrzny spokój, nawet jeśli trzeba będzie zmierzyć się z konsekwencjami trudnych wyborów.
Zarzucanie krótkometrażówce takiej kondensacji emocji nie ma więc sensu, tym bardziej, że czas ekranowy nie pokrywa się przecież z czasem opowieści (magia montażu ;-) zresztą nadzwyczaj dobrego). To co zobaczyliśmy na ekranie, trwało przecież dni, o ile nie tygodnie. Film (jak na debiut) sprawnie zrealizowany i odegrany. Wielkie brawa dla zespołu!