PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=736182}
7,6 126 425
ocen
7,6 10 1 126425
8,3 49
ocen krytyków
Manchester by the Sea
powrót do forum filmu Manchester by the Sea

1. Niebotyczne oczekiwania z mojej strony. Po prostu w fotelu kinowym usiadłem z nastawieniem, że obejrzę 10/10 i nie chciałem przyjąć do wiadomości, że może być inaczej. Ale oczekiwania nie pojawiły się znikąd. Rosły z upływem czasu. Najpierw kilka miesięcy temu trafiłem na zwiastun, nic nie wiedząc o fabule i się zachwyciłem. Uwielbiam małe, amerykańskie miasteczka w oku kamery, piękne zdjęcia, powrót głównego bohatera po latach (z dramatem w tle), rozrachunki z samym sobą, z problemami, które się tu pozostawiło. Idealnie mój gust. A potem przyszły recenzje. Zewsząd mnie atakowały, dając do zrozumienia, że będę miał do czynienia z arcydziełem. Cztery nominacje do Złotych Globów i jeszcze dziś na deser, tuż przed wyjściem do kina sześć nominacji do Oskara. Dlatego w sumie nie winię samego filmu, że nie do końca podołał moim oczekiwaniom. Jak tak sobie pomyślę to prawie wszystkie "dychy" jakie przydzieliłem na filmwebie przypadły filmom, które mnie zaskoczyły, o których za wiele nie wiedziałem, a które wbiły mnie w fotel, wzięły mnie z zaskoczenia i pozostały w głowie na długo (no może poza Forrestem Gumpem i Tańczącym z Wilkami, bo tu już przed seansem spodziewałem się arcydzieł kinematografii).

2. Drugi powód: tu ja i wiele osób stoimy od początku na straconej pozycji. Dramat głównego bohatera może poruszyć, może wywołać lawinę łez u każdego. Ale moim zdaniem ŻADNA osoba, która nie jest rodzicem, nie ZROZUMIE tego co działo się w głowie Lee Chandlera. Nie wczuje się w jego dramat tak jak osoby, które mają dzieci. Zakładam, że tym wrażliwszym rodzicom (szczególnie kobietom) wystarczy wyobrazić sobie analogiczną sytuację, w której przez przypadek przyczyniają się do śmieci własnej pociechy, by łzy same zaczęły lecieć. Ja nie jestem rodzicem, oczywiście jego historia i mnie poruszyła, lecz gdybym był ojcem to na pewno dużo intensywniej przeżywałbym seans.


Co do roli Afflecka. Świetna ale nie wybitna. Głównie dlatego, że ja takiego Afflecka widziałem już wcześniej, w mniejszym stopniu ale jednak. Bez patrzenia w filmografię potrafię podać dwa tytuły. Przede wszystkim "Lonesome Jim", oj strasznie mi on przypominał bohatera tamtego filmu. To samo zmęczenie życiem, te same miny. Drugi tytuł może nieco na wyrost ale podam "The Last Kiss", tam też (jako bohater drugoplanowy) zmagał się z problemami rodzinnymi, choć oczywiście dużo mniejszego kalibru, ale jednak oglądając dziś MoTS przypomniał mi się tamten film, a to o czymś świadczy. Dla mnie o roli wybitnej można mówić wówczas, gdy aktor wyjdzie poza to co do tej pory grał i pozamiata, zaskoczy. Np. Sylvester Stallone, grający jakąś dramatyczną rolę :) . Affleck był wręcz skrojony pod takiego bohatera i ja spodziewałem się, że będzie świetny.


Oczywiście polecam film, w końcu ocena 8/10 do niskich nie należy, ale nie popełniajcie mojego błędu i nie nastawiajcie sie na nie wiadomo co. Najlepiej odpuście kino bo jednak troszkę człowiek zaczyna się wiercić na fotelu przy takich historiach. Dom, łóżko, lampka wina i seans w sam raz.

ocenił(a) film na 9
ugh30

Świetna opinia, zgadzam się w 100%.

ugh30

Bardzo dobrze opisane. Ja co prawda nie miałem takiego hype'u, nawet dziwiła mnie ta średnia na Metacritic (ale hej, Boyhood ma 100/100). Tak więc pierwszy punkt mnie nie dotyczył. Drugi już bardziej, chociaż ja mogę powiedzieć nawet, że gdybym obejrzał ten film kilka lat temu, to zrobiłby na mnie większe wrażenie, bo chyba dziś jestem bardziej odporny, mniej wrażliwy i empatyczny. Chociaż w tym filmie akurat może przeszkadzać pewien sentymentalizm budowany za pomocą pompatycznej muzyki, która nieraz nie pasowała mi do scen, chociażby w tej gdy dowiadujemy się co zaszło w przeszłości. Kolejna sprawa jest taka, że spodziewałem się filmu bardziej dramatycznego, głębokich emocji, wybuchów, kłótni - tego nie ma aż tyle. Film jest mocno stonowany, bohater kilku słów który wszystko tłumi. Czytałem i słyszałem opinie, że scena rozmowy z żoną pod koniec filmu rozwala na łopatki, jest najbardziej poruszająca w zeszłym roku albo i od wielu lat. Niestety nie dla mnie, ale to pewnie patrz punkt 2. Poza tym jednak Michelle Williams była mocno płaczliwa, a Affleck oczywiście uciekł, bo taki miał charakter. Po tych wszystkich zapowiedziach wydawało się, że to będzie najbardziej dołujący film od dawna, choć sam temat opisany w kilku zdaniach wcale o tym nie świadczy - dopiero gdy okazało się co i dlaczego spotkało głównego bohatera - to mogło ruszyć człowieka.

ocenił(a) film na 8
maxplastic

Mnie też momentami raziła muzyka - zbyt nachalna, niedopasowana, po prostu przeszkadzała. Ale ogromny plus za rozpiętość filmu - od akcji typu Patrick z dziewczyną po retrospekcje Lee, pozornie nie do pogodzenia w jednym filmie.

ocenił(a) film na 8
ugh30

Wczoraj oglądnąłem. Opinia w 10. Film jest dobry.

ugh30

Obejrzałem film z żoną. Po scenie z pożarem żona od razu wyciągnęła SMS-a spytać swoich rodziców czy z naszą córką (8 miesięcy) wszystko jest ok, bo oni opiekowali się podczas naszego wyjścia. Nie jestem płaczkiem czy wielce wrażliwym typem, ale gdy zobaczyłem te czarne worki i wyobraziłem sobie w nich swoją córkę to przez 10 minut nie potrafiłem usiedzieć w miejscu. Bardzo mocne. Masz rację, że trzeba zostać rodzicem, żeby zrozumieć dramat Lee i "kibicować" mu z całego serca do końca filmu.

ocenił(a) film na 8
ugh30

W pełni się zgadzam. Szczególnie z punktem 2. Mój mąż dwa razy na filmie płakał. Moja córka siedziała niewzruszona, potem powiedziała, że jej się dłużyło. Mnie się bardzo podobał. Lubię takie niespieszne kino.

ocenił(a) film na 9
ugh30

Bardzo trafny i dobrze wyważony komentarz, nie zgodzę się tylko z jedną kwestią - nie trzeba być rodzicem by zrozumieć ból postaci Lee Chandlera. Ten film zrozumie każdy kto miał do czynienia w jakimś zakresie z zespołem stresu pourazowego, niekoniecznie związanego ze stratą dziecka. Daleko mi do bycia rodzicem (ale wszystkich rodziców czytających ten komentarz pozdrawiam i życzę im powodzenia! ;) ), ale ból Lee przeżywałem jak swój własny. Dawno nic mnie tak nie tknęło w kinie.

Pozdrawiam!

ocenił(a) film na 8
HerrDecadens

Pytanie czy Chandler naprawdę cierpiał na zespół stresu pourazowego? Moim zdaniem w pierwszej fazie to była trauma połączona z ogromnym poczuciem winy, stąd decyzja o odebraniu sobie życia na komisariacie (był to impuls, działanie w szoku). A gdy obserwujemy go po latach to mi to wyglądało na jakąś dziwną formę depresji. Dziwnej bo nie pogłębiającej się. Funkcjonowanie na zasadzie automatycznego pilota, jest wśród ludzi ale tylko ciałem. W środku (jak sam stwierdził) nic już nie ma. Może to bezduszne co napiszę ale po zastanowieniu się właściwie nie wiem dlaczego gość nie zdecydował się w późniejszym okresie na odebranie sobie życia. Z jednej strony nie chce mu się żyć, ale z drugiej coś powoduje, że jednak funkcjonuje, jest. Może chodziło o brata? Wiedząc, że zostało mu kilka lat życia nie chciał odejść pierwszy z tego świata i powodować dodatkowego bólu? Ciężko powiedzieć.

ugh30

Warto zauważyć, że Lee wracał do Manchesteru za każdym razem kiedy jego brat lądował w szpitalu i tylko wtedy. Ponieważ Manchester jest miejscem, do którego bardzo trudno mu się wracało i widocznie ciążyło mu przebywanie tam, podejrzewam, że ów brat coś dla niego znaczył. Fabuła filmu nie rozgrywa się w przypadkowym czasie, lecz w kluczowym dla życia tego człowieka. Dla mnie tę sprawę rozjaśniła jedna linijka dialogu. Randi mówi mu, że nie może tak po prostu umrzeć (nie potrafię zacytować dokładnie). Jednak moim zdaniem to właśnie się dzieje i nie ma w tej historii żadnego cudownego zwrotu. Samobójstwo może być faktem, który należy sobie dopowiedzieć samodzielnie, ale zaznaczam, że to jest tylko moja opinia po jednym obejrzeniu filmu.

ocenił(a) film na 9
ugh30

Kiedy wracali po lodach pod koniec filmu, to Lee uwzględniał Patricka przy wybieraniu mieszkania. Do tego miał jako taką świadomość, że Joe lada chwila może umrzeć przez swoją chorobę. Do tego przy testamencie zaznaczał, że był tylko na rezerwie. Nie mógł sobie odebrać samobójstwa, bo wiedział że ma obowiązek wobec Patricka, jakkolwiek w życiu nie potoczyłaby się sytuacja. Można o tym zapomnieć, jak przy komisariacie, ale ta odpowiedzialność będzie, a my prędzej czy później o niej przypomnimy. To jest moje wytłumaczenie dlaczego nie mógł równie dobrze wcześniej się zabić, możecie się nie zgadzać, ale jak przez cały seans nie wykryłem nielogiczności w filmie to tak muszę przyznać, że dawno tak dobrze psychologicznie napisanych dialogów i scenariusza nie było, o grze aktorskiej Afflecka nie wspominając. Może i powiela bohatera z innego filmu, ale świetnie go rozwinął tutaj. Tak jak w grach zdarza się, że kontynuacje są znacznie lepsze od poprzedników, bo zostały odpowiednio rozwinięte, a społeczności się podobały, tak tutaj rola została odegrana można by rzec wręcz idealnie.

ocenił(a) film na 9
ugh30

Mogła to też być forma pokuty. Chora ale jednak zawsze. Musi żyć i cierpieć za to co zrobił.

ocenił(a) film na 8
ugh30

Mam ogromny problem z tym filmem. Również długo czekałem z bardzo pozytywnym nastawieniem i w sumie nie wmawiałem sobie, że będzie to arcydzieło, 10/10, ale po cichu miałem życzenie, by był to film kompletny... Niestety nie do końca tak jest. Fabuła, choć dla niektórych mocno jałowa, jest świetna. Wzruszająca historia, którą z zaciekawieniem ogląda się przez 2 godziny. Nie czuć dłużyzny, ani nudy. To jest jeden z nielicznych tegorocznych Oscarowych filmów, który z czystym sumieniem mogę napisać, że jest ciekawy i że polecam.
Więc film jest Ok. Ale nie wszystko w nim jest takie Ok. Po pierwsze aktorzy. Affleck! O ile przez pierwszą godzinę filmu zaciekawia (jego gra, jego postać), tak im dalej tym stawiamy sobie więcej pytań i trochę mnie irytował. Gość pasuje do roli pod względem wyglądu i sposobu gry. Głosu, itp. Ale jest taki... jednowymiarowy. Widziałem go w lepszych rolach.
Po drugie odniosłem wrażenie, że historia żonglując tragedią bohatera, na siłę stwarza z tego mega melodramat. Im więcej dowiadujemy się szczegółów dlaczego Lee taki jest, tym więcej stawiamy sobie pytań, po co taki masochizm twórczy w stosunku do bohatera. Widać, że gościu jest w środku wypalony (jak po napalmie) i żadne dodatkowe sceny nie muszą tego podkreślać, bo to tylko rozmywa cały tragizm sytuacji. Oceniając Afflecka zastanawiam się czy spośród wyróżnionych to akurat jemu należy się statuetka. I nie jestem tego pewny.
Za to chyba dużo lepiej wypadł aktor grający Patricka. Bo z kolei rzewne płacze Michelle nie wnosiły nic do filmu. No chyba, że jej piękna wiązanka gdy wypraszała gości :))

ocenił(a) film na 8
srick.pl

Oj Michelle była BARDZO ważna, przede wszystkim dla skontrastowania Caseya- oboje stracili rodzinę i mogłoby się wydawać, że to ona po takiej tragedii powinna wręcz trafić do wariatkowa, tymczasem udało jej się pójść dalej, założyć nową rodzinę a płacze przywołały po prostu wspomnienia które przywlókł za sobą Casey. Jego z kolei wypaliło poczucie winy i o to konkretnie chodziło w "scenie płaczu", żeby pokazać że Lee nie jest everymanem, a ludzie generalnie podnoszą się po stracie, tylko że on postanowił dręczyć sam siebie i w ten sposób wymierzyć sobie karę. Nie twierdzę, że te 3 sceny na krzyż wystarczą na Oscara dla Williams, ale jak na tak mało miejsca, które miała- zagrała równorzędną partnerkę dla Afflecka w emocjonalnym clue całego filmu.

ocenił(a) film na 8
truvneeck

Im więcej czasu od obejrzenia, tym bardziej doceniam jej wkład. Ale nie zmienię zdania, że strasznie mnie irytowała. I chyba za mało jej w tym filmie, by mówić o przyznawaniu nagrody za kreację.
Poza tym dobrze rozumiem, że jej bohaterka specjalnie działa na zasadzie silnej przeciwwagi. Jednak jeśli dobrze się zastanowić uważam, że o ile Lee jest zbyt zapamiętany w swej postawie (przerysowany), tak Randi jest właściwie niedopasowana do czegokolwiek. Nienawidzi męża i równocześnie go kocha.

ocenił(a) film na 8
srick.pl

NienawidziŁA, krótko po stracie. Zgodzę się, że tego momentu nie pokazali, a mogła to być okazja do podkreślenia kunsztu aktorskiego ale cieszę się, że nie wszystko zostało wyłożone na tacy. W momencie spotkania Randi jest już na innym etapie życia i tamte emocje ma już za sobą, natomiast widok Lee przypomina jej znów te dobre chwile (mogę sobie dopowiedzieć, że to skutkiem ponownego macierzyństwa) i odzywają się w niej dawne uczucia. Podkreślam- nie uważam, że Oscar się jej należy, może byłoby to niesprawiedliwe ale sądzę, że wywiązała się znakomicie ze swojego zadania. Kluczem są imo detale, drobnostki w tych kilku scenach, które sprawiają, że patrzy się na tę relację jak na prawdziwą.

ocenił(a) film na 8
ugh30

Bardzo ładny komentarz, mam pytanie bo niedawno obejrzałem film http://www.filmweb.pl/film/Do+nieba-2014-671692 który poniekąd ma dosyć pokrewną tematykę, jakbyś ocenił ten film (jeżeli go oglądałeś) do "Manchester by the Sea" bo wg mnie "Aloft" było lepsze.

ocenił(a) film na 8
mitrus80

Wcinając się w temat, napiszę, że dla mnie "Aloft" jest trochę lepszy od "Manchesteru". Nie wdając się w szczegółową analizę i "rozkład" tych dwóch filmów napisałbym, że Aloft ma lepsze zakończenie. "Spełnione". I jest dużo bardziej równym filmem. Aczkolwiek nie dla każdego taka opinia będzie trafna. Patrząc po komentarzach, czy chociażby samej nocie, można by powiedzieć, że nie ma nawet po co porównywać tych dwóch tytułów. No może jest jeśli weźmiemy pod uwagę, że są to filmy spoza mainstreamu Hollywood.

ocenił(a) film na 8
srick.pl

No ja się z tobą zgadzam, "Aloft" jest po prostu lepszy, ale u mnie to zależy od dnia i nastroju ;-)

ocenił(a) film na 9
ugh30

Dokładnie tak oglądałem ten film "Dom, łóżko, lampka wina i seans w sam raz." ;)

ugh30

"Dom, łóżko, lampka wina" - jak dziewczyna xD

ocenił(a) film na 8
ugh30

Nie zgodzę się, że tylko 'dzieciaci' zrozumieją. Aczkolwiek my, rodzice, na pewno odbierzemy ten wątek inaczej, bardziej emocjonalnie, bo w głowie zaczynają się pojawiać obrazy naszych własnych dzieci....

ocenił(a) film na 10
ugh30

odnośnie pkt. 2 twojego tekstu. Mylisz się. Przynajmniej moim zdaniem. Wystarczy przeżyć w życiu jakąkolwiek traumę, żeby uruchomić coś co się nazywa empatią. Współczuciem. I na tym poziomie odebrać ten film.
Film kameralny, nieśpieszny jak ktoś napisał. Ale wielki. Pokazujący człowieka przegranego. Pokonanego przez życie, los.. jak zwał tak zwał...

ps. A co do pkt 1... to się nazywa uprzedzenie. Ma być wielkie bo wszyscy tak piszą. Co???? nie ma... no to kiszka :P

ugh30

Cytat: "Oczywiście polecam film, w końcu ocena 8/10 do niskich nie należy, ale nie popełniajcie mojego błędu i nie nastawiajcie sie na nie wiadomo co. Najlepiej odpuście kino bo jednak troszkę człowiek zaczyna się wiercić na fotelu przy takich historiach. Dom, łóżko, lampka wina i seans w sam raz."

Ja oceniałam początkowo MBtS na 9, ale od jego obejrzenia nie trafiłam na żaden film podobnego formatu, na żaden porządny film. Kino schodzi na psy, dlatego warto docenić ten obraz. Obecna ocena "Manchester by the Sea" to 10/10. To naprawdę Arcydzieło i bomba emocjonalna. Polecam !!!

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones