PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=694529}

Na mlecznej drodze

On the Milky Road
6,5 2 840
ocen
6,5 10 1 2840
5,2 10
ocen krytyków
Na mlecznej drodze
powrót do forum filmu Na mlecznej drodze

Najnowszy film twórcy słynnego „Undergroundu” na premierę w polskich kinach musiał czekać ponad rok od pierwszych pokazów na festiwalu w Wenecji. W dodatku był wyświetlany na niewielu ekranach, co wobec debiutu kolejnej części „Gwiezdnych wojen” z pewnością nikogo nie dziwi. Zresztą trzeba przyznać, że niewielki nakład jest spowodowany czymś więcej, niż tylko siłą grudniowej konkurencji.
Emira Kusturicy nie trzeba chyba nikomu przedstawiać. Dwukrotnie nagrodzony Złotą Palmą reżyser wyrobił swój niepowtarzalny styl, który na przełomie lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych poprzedniego stulecia zafascynował całą filmową Europę, przyczyniając się do pewnego rodzaju mody na bałkańską kulturę. Następnie twórca nieco usunął się w cień, realizując się artystycznie na innych polach. Zaowocowało to między innymi własną operą, płytami i trasami koncertowymi w ramach No Smoking Orchestra, dokumentem o ukochanym piłkarzu – Diego Maradonie, ale też niemal dziesięcioletnią przerwą w kręceniu pełnometrażowych fabuł. Nic dziwnego, że wieści o jego nowym dziele zostały gorąco przyjęte przez pasjonatów dziesiątej muzy. Niestety zapał ten szybko ostudzili krytycy, których opinie wyrażane na weneckim festiwalu nie stawiały „Na mlecznej drodze” w najlepszym świetle.

Głównym bohaterem „Na mlecznej drodze”, jest grany przez samego reżysera Kosta. Postać ta zdecydowanie wzbrania się przed prostym zaszufladkowaniem. Można go nazwać mleczarzem, pasterzem, sokolnikiem, muzykiem albo po prostu wioskowym głupkiem i w każdym z tych przypadków będzie się miało rację. Jako widzowie podążamy razem z nim podczas licznych wędrówek z będącą źródłem jego utrzymania kozą i drapieżnym ptakiem na ramieniu. Śledząc bohatera, coraz lepiej poznajemy lokalną społeczność, której życie zostało wywrócone do góry nogami przez wojnę, do której już doskonale przywykli. Mamy też okazję poznać jego nową sąsiadkę, graną przez zjawiskową, mimo upływu lat, Monikę Bellucci, która to przyjechała do miasteczka, gdyż miała zostać żoną lokalnego bohatera wojennego. Postać tajemniczej Włoszki rozbudza ciekawość miejscowych mężczyzn niczym niegdyś osoba tytułowej „Maleny” w niezapomnianym dziele Giuseppe Tornatore. Biorąc pod uwagę casting, mam wrażenie, że jest to całkowicie zamierzone nawiązanie twórców. Losy Serba i tajemniczej nieznajomej zaczynają się splatać w momencie, kiedy on doznaje nieszczęśliwego wypadku, a ona pomaga mu, opatrując ranę. Z czasem między parą rodzi się uczucie, które staje się impulsem do wspólnej ucieczki.

Pierwsza część filmu, w której z perspektywy Kosty wczuwamy się w klimat ogarniętej wojną dawnej Jugosławii, z pewnością zachwyci wszystkich fanów wcześniejszej twórczości autora „Czasu Cyganów”. Przepełniona jest bałkańską muzyką, baśniową estetyką, scenami podkreślającymi synergię człowieka z naturą, balansowaniem na krawędzi jawy i snu, czerpiącym garściami z klasyki slapsticku humorem, czyli jednym słowem czystym szaleństwem, nad którym Kusturica potrafi zapanować jak żaden inny twórca. Sprawiająca wrażenie zupełnie odmiennego w treści i formie filmu druga część, w której para bohaterów ucieka z miasteczka, pozostawia po sobie dużo gorsze wrażenie. Kolejne metafory zdają się odlatywać coraz dalej od fabuły, zdarzenia zaczynają gubić ciąg przyczynowo skutkowy, a zastosowane efekty komputerowe wołają o pomstę do nieba. Momentami jedyne co nam zostaje to rozłożyć ręce ze zdziwienia tym, co właśnie zobaczyliśmy na ekranie, rozpaczliwie doszukując się sensu danej sceny. Biorąc pod uwagę kontrast między początkiem obrazu a tym, co dzieje się w jego drugiej połowie zdecydowanie można powiedzieć, że ponad studwudziestominutowy metraż tylko szkodzi tej produkcji, którą można było zakończyć wcześniej, poprawiając jedynie finalny efekt.

Oglądając „Na mlecznej drodze”, łatwo możemy zauważyć, jak duży twórczy głód towarzyszył tworzącemu go Kusturicy. Niestety wracając po latach na fotel reżysera, podszedł on do tematu zbyt zachłannie, próbując na ekranie pokazać wszystko, co wpadło mu do głowy, przy użyciu wielu nieoczywistych i często nietrafionych zabiegów. Niewypałem można również określić pomysł obsadzenia samego siebie w głównej roli. Problemem nie jest nawet to, że Serb to zły aktor, wcześniej dobrze radził sobie na drugim planie, chociażby w „Wirze” Bojana Vuka Kosovcevica, po prostu nie był w stanie udźwignąć tak ważnej postaci, jak Kosta. Jako niepoprawny entuzjasta całego dorobku twórcy film odebrałem jako przyzwoity, chociaż szalenie nierówny. Jednak osobom, którym z bałkańskim kinem nigdy nie było po drodze, stanowczo go odradzam. Tym natomiast, którzy jeszcze nie mieli okazji wyrobić sobie zdania o jego autorze, polecam na początku sięgnąć do klasyki, wracając do dzieła z 2016 roku dopiero, jeśli starsze do was przemówią.

http://pelnasala.pl/na-drodze-mlecznej/

qgrudziaz

Eee...tam. Czepiasz się. Film wyborny. Zresztą uważam, że słabych i bylejakich rzeczy Kusturica nie nagrywa

qgrudziaz

Kurcze.... pieczone... niestety masz racje.... uwielbiam Underground, to dzieło geniusza...........lecz, jak wszyscy geniusze, starzeją się, taka kolej rzeczy - z pazura pozostaje puch....
Gdyby Elvis np. grał do dziś, wszyscy uważaliby go za Króla starych kotletów....i 100 innych przykładów - taka refleksja na temat przemijania...
Zgadzam się co do filmu, to nie ten Kusturica, bo ....wszyscy stopniowo zanikamy, jak łzy w deszczu...
PS. takie życie ;)
pss. chyba mam nostalgiczna fazę

ocenił(a) film na 8
qgrudziaz

Jestem ciekawa,czy oglądając go po raz kolejny, wyrazilibyście podobne odczucia...
..
Dla mnie to przerażający obraz. Być może..ubrany w piękny garnitur realizmu magicznego ale jednak obraz, który pozostawia po sobie zgliszcza w ludzkiej nadziei..tej małej(jednostkowej)i tej większej(kulturowej).
Nawet twórca Koralowego Zamku (Edward Ledskalnin) daje większą otuchę,choć podobno motywem jego działań było cierpienie z powodu nieszczęśliwej miłości,pozostawiając po sobie przepiękne,wykonane własnoręcznie koralowe ogrody zamkowe(do dziś atrakcję Florydy bodajże).
Kusturica, wszystko obraca w popiół lub gruzowisko, mówi nam , że wszelkie piękno jest źródłem zagłady i cierpienia. Ot,tak..lekką ręką zsyła nas w odmęty ziemskiegoTartaru,malując krajobrazy zniszczenia i zagłady. Pozostawiając nam Kostę -samotnego ,ostatniego,który czując znacznie więcej niż przeciętny człowiek, bohatera znającego historię piękna uczuć, kultury, w której żył, nieszczęść, których nie szczędził mu los. Pozostawia go (wbrew jemu samemu) ku przestrodze ,bynajmniej nie ku pokrzepieniu(to kamienne pole, tak starannie układane, nadaje sens jego życiu wśród bólu i wspomnień). ​Śmiech,który brzmi w końcowej scenie jest gorzki...
Niełatwo patrzeć jak ginie piękno otaczającego nas przez większość życia świata-naszego świata..i tak właśnie odczytuję ten film..jak pożegnanie.
Na pewno ktoś inny zagrałby lepiej postać Kosty (nawet imię znamienne) ale myślę, że właśnie tę postać musiał zagrać Kusturica,bo to on jest osią tego dramatu.
Pozdrawiam.

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones