Zwiagincew niegdyś zachwycił mnie i poraził "Powrotem", potem znudził i zirytował pretensjonalnym "Wygnaniem", wreszcie nieco rozczarował wychwalanym "Lewiatanem". "Eleny" jeszcze nie widziałam.
Mam z tym reżyserem niejaki problem. O ile uwielbiam w jego filmach tę emocjonalną gęstość, która dramat obyczajowy przemienia nieomal w dreszczowiec, o tyle nie przepadam za - zawsze obecną - symboliczną nadbudową. Gdy oglądałam "Powrót", odczytałam go jako niesamowite studium trudnej relacji synów z nieobecnym w ich życiu przez wiele lat ojcem, a potem trafiłam na interpretację w kategoriach religijnych (wciąż uparcie odmawiam uznania tej interpretacji). "Lewiatan" z kolei to w ogóle film z pretensjami do całościowej diagnozy współczesnej Rosji, a przy tym miszmasz motywów - konflikt jednostki z władzą, romans, kryminał i akcenty biblijne w pakiecie. Jak dla mnie za dużo grzybów w tym rosyjskim barszczu i przerost ambicji nad wagą problemu.
W "Niemiłości" Zwiagincew powściąga nieco swoje rozbuchane ambicje i stawia na rodzinny dramat kreślony za pomocą skromnych środków, co nie znaczy, że zupełnie rezygnuje z symboliki i politycznych alegorii, ale są na szczęście jedynie gdzieś w tle. Na pierwszy plan wysuwają się wyniszczające relacje międzyludzkie - para nienawidzących się ludzi, którzy pobrali się ze złych powodów i dla których 12-letni syn jest niewygodnym balastem przeszkadzającym im w ułożeniu sobie życia na nowo, z którym jednak trzeba przecież coś zrobić... Los rozwiązuje za nich tę kwestię, bo chłopiec pewnego dnia znika bez śladu. I rozpoczynają się poszukiwania...
Mówią, że ten film to wiwisekcja współczesnych społeczeństw, w których za sprawą coraz śmielej panoszącej się technologii postępuje rozluźnianie rodzinnych więzi, zanika empatia, miłość zostaje zastąpiona jakąś jej wynaturzoną protezą. Ja odbieram całość chyba bardziej uniwersalnie i ponadczasowo - ludzka natura tak naprawdę nie zmienia się przez wieki, korzysta tylko z coraz to innych narzędzi, ale w głębi duszy człowiek i tak pozostaje żałosnym nieszczęśnikiem, miotającym się między rozsądkiem i szaleństwem, rozpaczą i nadzieją. Bo nie ma innego piekła niż to, które ludzie stwarzają samym sobie i sobie nawzajem. W imię (nie)miłości oczywiście. I wciąż od nowa.
https://www.facebook.com/permalink.php?story_fbid=2027214670853429&id=199102 5304472366