PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=38887}

Pamiętnik

The Notebook
8,0 376 663
oceny
8,0 10 1 376663
6,2 24
oceny krytyków
Pamiętnik
powrót do forum filmu Pamiętnik

Czy ktoś jednak takie coś w realu widział- na całe życie? Aż do śmieci? Wielu by zapewne chciało.
Wielu, jeśli nawet nie widziało będzie idealizować to co widzieli, żeby wiara w bajki nie upadła. A ja
twierdzę że im gwałtowniejszy związek to tym burzliwszy rozwód. Ewentualnie toksyczne relacje w
późniejszym czasie.
Jeśli jest inaczej chętnie odszczekam to za jakieś co najmniej 30 lat.

ocenił(a) film na 6
2222

Tylko, że taki ma być melodramat - z mezaliansem, sentymentalny i z happy endem. Z definicji historia musi być nierealistyczna.

ocenił(a) film na 6
mates_z

Nie znalazłem nigdzie definicji melodramatu potwierdzającej że "historia musi być nierealistyczna".
Powiedział bym nawet, ze melodramaty, bajki, komedie romantyczne kształtują u większości ludzi błędne przekonania na temat tzw prawdziwej miłości. Później tacy ludzie przeżywają rozczarowania, bo większość filmów (prawdę mówiąc wszystkie jakie znam) nie pokazuje jak związek utrzymać na dłużej. Nawet w omawianym "Pamiętniku" cała akcja skupia się na na początku znajomości i jej końcu. Cały środek ich wspólnego życia został sprytnie pominięty dając złudzenie że uczucie bohaterów trwało przez te wszystkie lata w niezmienionej formie.
Takie filmy wprawdzie przyjemnie się ogląda, ale niestety w podświadomości zostaje fałszywy obraz życia w związku, który później ludzie bezskutecznie próbują przenosić na własny grunt.
Uważam (o czym już chyba pisałem przy okazji innego filmu), że dzieci w szkołach powinno się już uczyć jak tworzyć wspólnotę rodzinną i jak pracować nad sobą, żeby tworzyć z innymi ludźmi harmonijne i szczęśliwe życie. Tylko kto miałby mieć w tym interes? Z punktu widzenia konsumpcji człowiek szczęśliwy jest nieprzydatny. Przecież tylko człowiek z różnych powodów nieszczęśliwy szuka szczęścia w nieustannym konsumowaniu dóbr materialnych. I tu się koło zamyka. Można by uczyć ludzi jak żyć szczęśliwie- tylko po co?

ocenił(a) film na 10
2222

Muszę Ci przyznać rację. Pamiętam jak pierwszy raz oglądałam ten film i jak pragnęłam takiej czystej pięknej miłości. Uważałam, że tylko taka pokazana w tym filmie jest prawdziwa (czyli bajjeczna). Niestety życie codzienne pokazuje nam coś innego. Też byłabym ciekawa, czy istnieje gdzieś taki związek, gdzie ludzie autentycznie po 30 latach bycia razem mówią sobie, że się kochają, przytulają.

ocenił(a) film na 6
devilqueen

Trudno powiedzieć czy taki idealny, tzn w pełni satysfakcjonujący obydwie strony związek jest możliwy. Uważam że taki jak w filmie- nie. Jeśli idzie o związki ze stażem to nietrudno zauważyć, że w kulturze masowej utrwalany jest schemat starego, nienawidzącego się obopólnie małżeństwa, ewentualnie dominacji jednej ze stron z elementami znęcania się psychicznego lub fizycznego. Może być też wariant neutralnej obojętności. W życiu realnym (rzadziej w kulturze masowej) istnieje jeszcze model przyjaźni w związku. I ten moim zdaniem jest najbardziej zbliżony do ideału. Żeby to osiągnąć trzeba znaleźć sobie partnera nie na zasadzie przeciwieństw a na zasadzie podobieństw charakterologicznych o podobnym temperamencie i zainteresowaniach. Wskazany jest jeszcze dość wysoki poziom kultury, podobne wychowanie, umiejętność rozwiązywania konfliktów. Jeśli kogoś takiego znajdziemy to jest szansa że się uda. Niestety to wymaga bardzo żmudnych poszukiwań lub bardzo dużej pracy nad sobą, na którą to pracę większość ludzi nie ma ochoty.

ocenił(a) film na 9
2222

Zupełnie się zgadzam. Mimo wszystko uważam że to side effect of rozwody rodziców, chociażby źle traktowanie siebie nawzajem, później strach przed związkiem a tak naprawdę strach przed samym sobą. Zgadzam się ze to ciężka praca obojga :(

ocenił(a) film na 7
2222

Mógłbym się pod tym podpisać oburącz. Takie filmy powodują, że młodym kobietom strasznie ciężko przebrnąć przez pierwsze lata małżeństwa.

ocenił(a) film na 8
lifter67

zależy z kim się zwiążą, co razem już z partnerem przeżyły, różne są rodzaje miłości, różnych rzeczy ludzie chcą, jedni namiętności przede wszystkim, inni spokojnego bezpiecznego związku, dzieci, nie ma uniwersalnego przepisu na miłość, aż po grób.

ocenił(a) film na 7
2222

Mógłbym się pod tym podpisać oburącz. Takie filmy powodują, że młodym kobietom strasznie ciężko przebrnąć przez pierwsze lata małżeństwa.

ocenił(a) film na 9
lifter67

Ale komentarz! Rozwiń proszę swoją myśl. Tak się składa, że spotykam kilku mężczyzn z problemami i strachem przed związkiem. Ciężko żeby kobieta o wszystkim wiedziała i czytała w myślach.

azlotko

No zobacz, a od faceta tego się oczekuje: żeby czytał w myślach i się domyślał:)
To słynne DOMYŚL SIĘ to kto niby wypowiada?

ocenił(a) film na 9
Gats_2

:D
oj tam oj tam !
Mezczyzni tez myslcie ...wszystko zawsze spada na plec piekna ;)

ocenił(a) film na 10
2222

"Uczyć ludzi by żyć szczęśliwie" - to nierealne :) Bo nie ma recepty na szczęście ogólnej, różnym ludziom różne rzeczy dają szczęście. Zresztą teraz demoralizacja jest na takim poziomie, że nawet gdybyś miał receptę na to, to prędzej ludzie będą robić Ci na złość byle się z Tobą tylko nie zgodzić.
A co do Twojego głównego pytania to ja osobiście znam dwie pary, których historie nadawałaby się na "Pamiętnik"

ocenił(a) film na 6
barney23

Nie ma wspólnej dla wszystkich recepty na szczęście. Ale poprzez wyciszenie umysłu możesz dać sobie przestrzeń na odnalezienie tego co Cię uszczęśliwia w sobie. Często do szczęścia wystarczy tylko to wyciszenie ego.

użytkownik usunięty
2222

Być jak dziecko, mieć w sobie spokój i cieszyć się małymi rzeczami - mój niedoskonały, ale przynajmniej częściowy opis szczęścia. ;)

użytkownik usunięty

Z tym dzieckiem chodzi mi oczywiście o pewne cechy, którymi charakteryzują się małe dzieci - nieudawanie kogoś innego/szczerość, radość, spontaniczność, szczery śmiech.

ocenił(a) film na 9

Bo tak jest. Im bardziej się rozjeżdżamy ze swoim wewnętrznym dzieckiem tym mniej jesteśmy szczęśliwi.

ocenił(a) film na 5
2222

Zgadzam się z Tobą w stu procentach,a nawet oburzam się na jeszcze inne wątki. Np. ten film uczy, że porządnego faceta którego kochasz możesz zostawić dla wakacyjnej miłości. Uczy, że zdrada wcale nie jest zła. Uczy, że jak kogoś kochałeś, a ta osoba o Tobie zapomniała to trzeba się nad sobą użalać i odrzucać każdą inną miłość, bo tamta poprzednia była lepsza.
Drażniła mnie ta kobieta która latała i raniła wszystkich wokół. Raniła Neo, bo nie wiedziała czego chce. Raniła rodziców, bo nie liczyła się z ich zdaniem i za wszystko obwiniała. Raniła narzeczonego (jego najbardziej mi szkoda), bo go zdradziła i zostawiła dla wakacyjnej miłości i to praktycznie z dnia na dzień jej odbiło. raniła też samą siebie.
Oj mogłabym pisać o ty dłuuugo co jest w tym filmie straszne.
Jedyne co mi się podobało to miłość starszych ludzi po latach. Taka miłość istnieje ale rodzi się z szacunku, przywiązania i troski, a nie z głupiego zauroczenia.

ocenił(a) film na 8
myszahihi

Czy Noah był dla Allie jakąś tam letnią przelotną miłością? Nie wydaje mi się.... Aliie w ogóle pewnie nie związałaby się z tym drugim, gdyby jej matka nie chowała listów - nie miała do tego prawa. Gł. bohaterka przez oszustwo matki, sądziła, że jej wakacyjna miłość o niej zapomniała. Aliie nie pojechała do Noah po to by zdradzić z nim narzeczonego. Uczucie zwyciężyło.

ocenił(a) film na 6
2222

Piękna i trafna wypowiedź!
" Z punktu widzenia konsumpcji człowiek szczęśliwy jest nieprzydatny." Nic dodać, nic ująć.

ocenił(a) film na 7
2222

Jak dla mnie przeslodzony, ale końcówka dobra ;p

ocenił(a) film na 7
2222

Oczywiście, że to bajka jest. Gorzej, że kobiety masowo w nią uwierzą i zaczną oczekiwać, żeby tak było w życiu.

lifter67

Miłość to dymanie i nic więcej!

czlowiek_z26

Ale, ale, hipokryzja piszacych tu komentarze nie przebrnie emocjonalnie przez ta prawde. Najlepiej to widac we wspolnotach pierwotnych gdzie tylko dzieci sie tula do mamusi do pewnego momentu zycia, a potem jest wymiana genow na wielka skale. Tzw wielka milosc to wynik barier kulturowych i moralno-etycznych. W takim natloku chetnych do wymiany trzeba sie niezle napracowac by dojsc do "celu". Duze wydatkowanie energii na zwiazanie "przeciwnika" skutkuje krotkim czasem zadowolenia ze "zwyciestwa" zwanym potocznie zauroczeniem milosnym. Gdy owo wygasa samiec obdarzony nadmiarem "amunicji" :) zaczyna zjadac swoj "ogon" patrzac jak taktycznie wycofac sie na z gory upatrzona pozycje by moc zaatakowac nowego "przciwnika".

ocenił(a) film na 7
zarkadiusz7

przepraszam za zbyt dosadną wypowiedz

ocenił(a) film na 7
popolupo77

pomyliłem się a może tak miało byc

ocenił(a) film na 7
czlowiek_z26

niektórzy to lubią swoje osobiste wypaczenia przenosić na całą społeczność, ale rozumiem, tak łatwiej żyć ze swoim brudem gdy wyobrazi się że wszycy są tacy sami,

ocenił(a) film na 7
2222

Oglądałeś Trylogię: Przed wschodem słońca, Przed zachodem i Przed północą?

ocenił(a) film na 6
laxman

Tak, warto obejrzeć. Doskonale pokazuje cały ten proces o którym piszę w bardzo realistyczny sposób. Od romantycznej miłości do... (chyba lepiej nie zdradzać zakończenia)

ocenił(a) film na 7
2222

Pytam, bo właśnie akurat te filmy są niemal perfekcyjnym studium zwiazku - od, oczywiscie, romantycznego zauroczenia po doświaczone życie codzienne - i podczas tych wielu lat miłości ciągle jest coś, co powoduje wzajemny zachwyt. Zastanawia mnie, skąd brak tego typu wnikliwych filmów - bo oprócz paru filmów Allena, Blue Valentine oraz Drogi do szczęścia niewiele jest prawdziwych, słodko-gorzkich filmów. Komu zależy, by taki wzorzec romantyczny w nas zaszczepiać?

ocenił(a) film na 6
laxman

Z tym wzajemnym zachwytem to różnie w tej trylogii bywa. W trzeciej części padają oskarżenia po których trudno się w związku podnieść. Ale tak to rzeczywiście wygląda. I jeden się podniesie a drugi nie. Na szczęście reżyser pozostawił bohaterom wybór, widzowi też pozostawił wybór interpretacji.
Też mnie zastanawiało komu zależy na zaszczepianiu wzorców "romantycznych". Może po prostu jako ludzkość jesteśmy na takim etapie rozwoju że inaczej nie potrafimy. A może łatwiej jest rządzącym zarządzać skłóconymi ludźmi. Dziel i rządź. Możliwe też że historie "romantyczne" są ciekawsze na zasadzie "jaka piękna katastrofa" :).

ocenił(a) film na 7
2222

Nie wiem, czy jesteśmy na takim etapie jako ludzkość - to mocne słowa. Ciekawe.

Jasne, że w Trylogii padają rózne oskarżenia i są wzajemne animozje - ale nikt nie wierzy w to, że ta para sie rozejdzie. I jakoś jest to realne.

ocenił(a) film na 6
laxman

Też nie wiem gdzie jako ludzkość zmierzamy.
W każdym razie chciałbym taki przekonująco szczęśliwy i długodystansowy związek zobaczyć- np w jakimś filmie. Jeszcze takiego nie widziałem. W trylogii moim zdaniem zmierzało to w stronę toksycznych relacji- zakończenie jest otwarte i można sobie dorobić zakończenie wg własnych oczekiwań i doświadczeń.
Jest taka teoria że od miłości do nienawiści jest bardzo blisko. Myślę że tym bliżej im większe różnice charakterologiczne.
Jest też taka teoria, która mówi że aby być kochanym trzeba najpierw pokochać siebie.
Faktem jednak jest że teorii tych (zwłaszcza tej drugiej) nigdzie w kinie nie spotkałem.

użytkownik usunięty
2222

Może obejrzyj kiedyś "Nae Meo-ri Sok-eui Ji-woo-gae". Nie wiem, czy było tam to, co chciałbyś zobaczyć, gdyż dość dawno temu widziałam ten film, ale skoro oceniłam go tak wysoko, to może jednak coś ciekawego znajdziesz...
"Pamiętnika" jeszcze nie oglądałam, tylko przymierzałam się do tego.
W ten oto sposób znalazłam się na tym forum.

ocenił(a) film na 8
2222

Nie znałem historii moich dziadków bardzo dobrze, ale widziałem, że naprawdę szanowali się nawzajem i opiekowali sobą. Byli małżeństwem ponad 50 lat (jeśli dobrze pamiętam), aż wkońcu parę lat temu w wieku około 70 lat dziadek zachorował na wirusa mózgu, który po roku leczenie pogłębiał się i po tym roku nie kojarzył nikogo. Ja jako wnuczek czasem wydawałem mu się jakimś lekarzem, który przychodzi do niego (on sam był przez całe życie radiologiem i pracował, aż nie zachorował). Babcia zachorowała na raka jakoś półtorej roku po objawach jego wirusa, po roku leczenie również rak się rozprzestrzeniał i miała przerzut do mózgu, zaczęła tracić pamięć. Do końca swoich dni mieszkali razem, lecz pomagała im inna babcia. Dziadek zmarł w listopadzie 2013, a babcia luty 2014 (jeśli dobrze pamiętam).

ocenił(a) film na 7
2222

Rozumiem, że możesz być zniechęcony do terminów takich jak "miłość na całe życie" przez banalne (Twoim zdaniem) filmy. Bardzo mi również przykro, że nigdy z czymś takim się nie spotkałeś (mówię o obserwacjach, nie przeżyciach). Ja jednak widzę swoich rodziców, którzy są małżeństwem 30 lat i przechadzają się po podwórku trzymając się za rączki jak nastolatki, całują się, przytulają, wymieniają się sprośnymi tekstami, a tata (61l.) nadal potrafi z zaskoczenia złapać mamę (54l.) za tyłek z zaskoczenia. Ich życie nigdy łatwe nie było, pokonywali i wciąż pokonują mnóstwo przeciwności i robią to razem. Bywają wzloty i upadki, wiadomo, ale kiedy tata po 30 latach przynosi mamie do łóżka kawę i ciastko do filmu, to gęba sama Ci się śmieje. Uwielbiają spędzać ze sobą czas, rozmawiać i śmiać się razem, wyskoczyć motorem w niedzielne popołudnie do ciotki. Myśląc o tym wszystkim, patrząc na nich, jestem wdzięczna, że to mnie trafili się tacy rodzice, którzy pokazują, jak żyć ze swoim małżonkiem i pokazują, że spędzenie całego życia z drugą osobą, nie przestając jej kochać, jest możliwe. Kwintesencją ich miłości - dla mnie - są dwa obrazy, jakie w życiu ujrzałam i to przy okazji historii sprzed kilku tygodni. Oczy mojej mamy, kiedy tata przestawał oddychać, mając zator a karetki nadal nie było. Oczy kobiety, której mężczyzna życia staje twarzą w twarz ze śmiercią i wszystko zależy dosłownie od kolejnych sekund. Drugim obrazem są oczy taty, który po kilku dniach śpiączki, leżąc w szpitalu, zaczyna się wybudzać a pierwsze, co widzi, to kobieta jego życia trzymająca go za rękę.
Spotkałam kiedyś chłopaka, który kompletnie nie wierzył w miłość "na całe życie" ani nawet w słuszność małżeństwa. Moje stanowisko jest kompletnie przeciwne. Jego rodzice rozwiedli się, kiedy miał kilka lat. Moi są ze sobą lat 30, a czasem sprawiają wrażenie pary nastolatków na pierwszej randce. Obawiam się, że Twoje myślenie ma podobne źródło, co myślenie mojego znajomego. Życzę Ci, byś mając lat 80, obudził się obok swojej 80letniej żony, z którą jesteś 50 lat i pomyślał "cholera, no. a jednak to możliwe".

ocenił(a) film na 6
multiverse

To co piszę nie wynika z mojego doświadczenia. Znam wszystkie etapy tzw "romantycznej miłości". Od gwałtownego zrywu, poprzez wieloletnią codzienność do widowiskowego krachu. Kiedy to się zaczynało wierzyłem że będzie na całe życie. Życie jednak płata figle i po czymś takim nie wierzy się już w bajki. Dlatego dziś rozbieram cały proces zakochania na czynniki pierwsze i przyglądam im się wnikliwie, aby nie popełnić znowu tego samego błędu.
Prawdopodobnie nie ma dwóch takich samych przypadków, ale powtarza się pewien schemat.
Do szczęśliwego związku wg mojej wiedzy potrzebne są podobne zainteresowania, podobny temperament i podobny poziom rozwoju intelektualnego i światopoglądowego.
Przyjrzyjcie się swoim szczęśliwym dziadkom, rodzicom, znajomym. Czy te czynniki u nich występują? Fakt że po latach trudno to ocenić bo ludzie w tak długim związku się do siebie upodabniają. Ale warto ich spytać jak to było na początku. Jakie mieli kryzysy. Może wam powiedzą, jeśli pamiętają.

ocenił(a) film na 7
2222

Trochę inaczej początkowo zrozumiałam Twoją pierwszą wypowiedź - zrozumiałam to tak, jakbyś w ogóle w miłość na całe życie nie wierzył. Dopiero teraz jak przeczytałam, zrozumiałam, że chyba poddałeś wątpliwości to, iż ROMANTYCZNA miłość może być na całe życie. Jeśli to miałeś na myśli, to ja się nie sprzeciwiam. Zwykle taka miłostka opiera się na zauroczeniu fizycznością drugiej osoby, może mieć tu znaczenie jeszcze tzw. urok osobisty, pozycja w towarzystwie, poczucie humoru itp. To zauroczenie jednak kończy się, kiedy okazuje się, że Ty jesteś skrajnie prawicowy, a ona chodzi na parady miłości i wykrzykuje palikociarskie hasła. Kiedy Ty jesteś chrześcijaninem, a ona "modną" "ateistką". Kiedy Ty nienawidzisz błędów ortograficznych, a ona nie umie pisać. Jeśli romantyczna "miłość" przetrwa to jest to kwestia przypadku - akurat się trafiło, że jedna na x par okazuje się składać z osób po prostu do siebie pasujących. Gorzej, jak dwie osoby mają skrajnie różne przekonania, ale nigdy nie czują potrzeby wymiany poglądów - życie później weryfikuje, jak w konkretnej sytuacji się zachowają i okaże się, że jednemu nie podoba się zachowanie drugiego. Chociaż obecnie chyba łatwiej o romantyczne uczucia, bo dla ludzi ważniejsza jest fizyczność, a młodzi ludzie często poglądów nie mają, zatem później nie ma przyczyny sporu. Tylko po jakimś czasie i tak wszystko się rozpada, bo to, co kochanków przy sobie trzyma, może łączyć ich z milionem innych osób, a do tego dojdzie jeszcze jedna atrakcyjniejsza cecha, może jest ładniejszy/a, może jest zabawniejszy albo jednak ciekawiej się ubiera.

ocenił(a) film na 6
multiverse

O to mi mniej więcej chodzi. I tego właśnie doświadczyłem. Jako ciekawostkę podam że nie chciałbym przeżyć czegoś takiego zwanego "romantyczną miłością" drugi raz, ale to co przeżyłem uważam za bardzo cenną naukę.
Sprostowanie: W wcześniejszym poście zrobiłem błąd. Miało być "To co piszę wynika z mojego doświadczenia" a wyszło że "nie wynika" :)

użytkownik usunięty
2222

Zakochanie jest impulsem, pozytywną energią i jest potrzebne. Gdyby nie było zakochania, chemii i szału hormonów... wtedy dzieci rodziłoby się jeszcze mniej, niż obecnie, a tak jakiś tam % ludzkości jest skutkiem wpadki, dosłownie.
Można w to wejść na całego i zacząć budować związek "na stałe", kiedy ma się wciąż różowe, hormonowe klapki na oczach, ale ja zdecydowanie polecam przeczekać... Poczekać ze sprawami łóżkowymi i lepiej się poznać. Czas zweryfikuje wiele rzeczy. :) No i nie bez powodu mówi się, że cierpliwość to cnota.

ocenił(a) film na 6

Na pewno większą szansę na przetrwanie ma związek gdzie ludzie są najpierw przyjaciółmi, mają podobne zainteresowania i poglądy. Gwałtowne związki zazwyczaj gwałtownie się kończą. Czytałem o tym w kilku źródłach i potwierdzam to też doświadczalnie.

użytkownik usunięty
2222

Może i tak jest, że takie mają pary (zaczynające od przyjaźni) większą szansę. :) Nie mogę tego wykluczyć, ale akurat ja nie jestem żywym dowodem tej teorii. Sama zakochałam się ładnych parę lat temu, a przyjaźń zawsze była dla mnie tylko przyjaźnią. Miałam wielu kolegów, paru dość bliskich, którzy byli jednak całkiem aseksualni dla mnie. Dla mnie przyjaciel to ktoś jak brat, którego nie mam, więc nie może z tego być nic więcej.
W każdym razie byłam nastolatką i miałam mniejsze lub większe zauroczenia, ale raczej nic z tym nie robiłam, bo: nie zależało mi tak bardzo, nie mogłabym traktować poważnie kogoś, u kogo wyraźnie widziałam jego wady, których nie mogłabym znieść na dłuższą metę (np. nałogi), byłam jeszcze młoda i miałam ciekawsze zajęcia.
Koleżanki randkowały, chodziły na imprezki, dyskoteki i płakały, że chłopak, który im się podoba nie zatańczył z nią etc. Sama śmiałam się z tego i jednocześnie dziwiłam. Do mnie przystawiali się różni chłopcy, również tacy, którzy mi się jakoś tam podobali, ale głównie ignorowałam ich i nie miałam z tym problemu. Niektórych nie traktowałam poważnie (oni nie byli tego świadomi), czego się nadal wstydzę, chociaż wielkich nadziei nikomu nie robiłam.
Wolałam czytać książki, pisać opowiadania, udzielać się na swoim blogu, uczyć się nowych rzeczy, zajmować swoimi pasjami i poznawać nowych ludzi. Nie chciałam marnować cennego czasu na takie rzeczy. Nie szukałam miłostek czy chłopaka, w którym mogłabym się zakochać, ani tym bardziej stałego związku - samo przyszło, zupełnie przypadkiem pojawił się ktoś, kto poprzestawiał mi świat. Nadal byłam wtedy jeszcze nastolatką i dopiero uczyłam się bycia z innym nastolatkiem. Jeszcze wtedy nie kochałam naprawdę (tylko chemicznie i egoistycznie), ale w końcu to się stało (kiedy? no nie mogę tego określić tak całkiem dokładnie). Dlatego mam porównanie - jak to jest być zakochanym, a jak to jest kochać - chociaż ciągle jestem z tym samym człowiekiem.
Moim zdaniem trzeba być/stać się po prostu zdolnym do Miłości, do pokochania kogoś (na to składa się szereg czynników, ale nie chcę pisać elaboratów + pewnie jeszcze coś, o czym do końca nie wiem, ale chyba jest to coś "magicznego" na swój sposób, tak mi się wydaje).
A może być tak, że im lepszymi (wewnętrznie) osobami jesteśmy, tym zakochujemy się w odpowiedniejszych dla nas osobach. To tylko moje gdybanie... tak naprawdę to tajemna wiedza i niech tak zostanie.
Jest też taka opcja, której nie neguję: świadomie wejść w relację z kimś, kogo samemu się wybrało po bliższym poznaniu, a ten ktoś również tego chce.

ocenił(a) film na 6

Ja na miłość patrzę w sposób bardziej uniwersalny. Tzn bardziej na zasadzie wszystko jest Miłością/ Światłem (to naturalny stan człowieka). Ludzie często mylą miłość z zauroczeniem.
Jeśli jest owa miłość w związku to cudownie, ale to jest bardzo rzadkie zjawisko. Zauroczenie ma swój określony czas a później mija. Po tym czasie zaczynają się większe lub mniejsze kłopoty. Związki gwałtowne wtedy się rozpadają.
A w związku konflikty są nieuniknione. Przy moim obecnym stanie wiedzy (który się może jeszcze zmieni) mogę powiedzieć że konflikty te mają swój cel. Mają służyć uzdrowieniu. To nie zawsze się udaje.

użytkownik usunięty
2222

Tak, rozumiem, co masz na myśli. Zauroczenie/zakochanie to silne pożądanie (plusem jest to, że przynajmniej z wpadek dość często rodzą się dzieci, więc gatunek przetrwa nawet bez zdolności do szczerej Miłości - zdolność ta w żadnym przypadku nie jest wyssana z mlekiem matki, lecz jedynie może być nabyta - jest i było to raczej rzadkie zjawisko, tylko teraz widać to jeszcze bardziej, gdyż rozwody są obecnie czymś "normalnym" i nie są piętnowane społecznie), egoistyczna chęć zawłaszczenia kogoś, czasem nawet zdominowania. Różne są perwersje i wypaczenia. To jak narkotyk - chcemy więcej i więcej, bo po jakimś czasie jedna dawka to za mało. Potem coraz bardziej słabnie, więc trzeba się wyżyć na drugim człowieku i wywalić swoje pretensje, że ten ktoś nie daje już takiego kopa. Potem należy stale podkręcać emocje, więc dobrze jest robić awantury z byle powodu. I tak powstaje toksyczny związek. Relacje kochanek z kochankami też są "ciekawe" - ona potrafi czekać latami, żyć w ciągłej huśtawce emocjonalnej, bo przecież tak bardzo go "kocha i żyć bez niego nie potrafi", więc czeka i czeka, aż jej książę odejdzie od tej wrednej baby, której on ma tak dosyć. Już ona go wtedy pocieszy...
Sama np. uważam, że być zdolnym do Miłości to również, a może i przede wszystkim, odnaleźć tę miłość w sobie. Dopiero potem można szczerze pokochać innych, bo wtedy te osoby nie są odpowiedzialne za nasze szczęście i nie trzymają go w swoich rękach. To zbyt wielki ciężar, a jednocześnie bardzo kruchy, żeby ktokolwiek mógł go nieść przez całe życie.
Konflikty biorą się z tego, że druga osoba ma nam niby coś dawać, żebyśmy się lepiej czuli (ma nas uszczęśliwiać), a jeśli tego nie daje lub przestaje się starać - zaczynają się schody. Dla mnie szczera Miłość przez duże M to coś bezwarunkowego - kochamy za sam fakt istnienia tę drugą osobę (że JEST i możemy dzielić się z nią swoją Miłością), a nie jak większość związków - wymiana "dóbr i usług" w dwuosobowej firmie (nie wliczam dzieci, jeśli para je posiada), np. Ty mi dajesz kasę i furę, a ja Ci użyczam swoje ciało, młodość i urodę (to taka bardzo prymitywna i oklepana wersja, ale to tylko przykład).

użytkownik usunięty
2222

Co do uzdrowienia to nie zawsze się udaje, fakt, ale też ogólnie nie jest to takie proste... ciągle trzeba pracować nad sobą i zderzać się z życiowymi problemami. Może się wydawać, że już mamy wszystko z głowy, ale to nie tak. To złuda. Moim zdaniem musimy uczyć się całe życie i nie ma innej drogi. Nie wolno odpuszczać, bo będziemy daleko w tyle. Nieobecny traci, a nieuważny uczeń dostaje złe oceny i kibluje.
Nawet jeśli mogłoby się wydawać, że o! - już nas nic nie zaskoczy, bo nie ma co, to za parę dni lub tygodni przytrafia się jakaś niefajna niespodzianka. :D
Pewnym można być tylko śmierci.

użytkownik usunięty
multiverse

"bo dla ludzi ważniejsza jest fizyczność, a młodzi ludzie często poglądów nie mają, zatem później nie ma przyczyny sporu. Tylko po jakimś czasie i tak wszystko się rozpada, bo to, co kochanków przy sobie trzyma, może łączyć ich z milionem innych osób, a do tego dojdzie jeszcze jedna atrakcyjniejsza cecha, może jest ładniejszy/a, może jest zabawniejszy albo jednak ciekawiej się ubiera"

Każdy ma jakieś poglądy, ale z czasem się zmienią (przynajmniej do niektórych spraw), bo każdy dorasta i się zmienia (niektórzy szybciej, inni o wiele wolniej, ale jednak).
Co do fizyczności, to trzeba być tutaj obiektywnym. Chyba piszesz o przeciętnych personach, bo są też osoby tak atrakcyjne fizycznie, że po prostu są przepiękne i podobają się prawie każdemu. Większość tzw. miss może się przy nich schować. Osoby te po prostu są hojnie obdarzone przez naturę i mają świetne geny. Statystycznie jest ich malutko, więc jeśli ktoś jest z kimś takim z powodu samej tylko atrakcyjności i to przede wszystkim się dla niego liczy, to raczej nie odejdzie od tej osoby - nawet jeśli będzie ona wredna, zapatrzona w siebie itd. Wtedy nie ma milionów innych osób, bo inni wypadają przy niej blado przy tej wybranej lub po prostu dorównują urodzie. A cecha taka jak poczucie humoru to już nie jest fizys, tylko charakter, więc ktoś może mieć lepsze poczucie humoru i nawet ciekawiej się ubierać, a nawet mieć lepsze wykształcenie, ale to i tak nie wpłynie negatywnie na relację z osobnikiem opisanym wyżej. Prędzej mogą zdarzać się pojedyncze skoki w bok, ale naprawdę nie sądzę, że nastąpiłby rozpad związku.
Głównie dla całej masy facetów (nie piszę, że dla wszystkich) priorytetem jest uroda, więc nie liczy się dla nich tak bardzo charakter/dobra materialne/wykształcenie kobiety - jest to niezaprzeczalny fakt.
Oczywiście, że czas będzie działał na niekorzyść powłoki zewnętrznej, więc potem relacja może się rozlecieć, ale to nie jest znowu taki szybki proces, a poza tym dojdzie jeszcze do tego: przyzwyczajenie, wspomnienia, wspólny majątek, dzieci itd. To są kolejne czynniki spajające dwoje ludzi, więc Miłość nie jest niezbędna do tego, żeby małżeństwo/związek trwał (jego jakość to już całkiem inna sprawa).

ocenił(a) film na 6

Nie ma siły która może zatrzymać dwoje ludzi przy sobie. Znam ludzi którzy się rozwodzą, bez bliżej określonego powodu przy trójce dzieci.
Uroda moim zdaniem jest sprawą drugorzędna bo każdemu podoba się co innego.
Jest teoria do której się skłaniam, która mówi że ludzie przyciągają się na poziomie podświadomym na podstawie podobieństwa nieprzepracowanych traum lub programów rodowych. Tzn im więcej podobnych traum obydwoje mają tym są dla siebie atrakcyjniejsi.

użytkownik usunięty
2222

Nie uważam, że to ma zatrzymać wszystkich. Pisałam o tych, którzy są z kimś z powodu fizyczności tylko i wyłącznie (są zafascynowani lub zakochani), nie ma tam uczuć wyższych.
Plus dodałam, że ten ktoś jest kimś, kto mocno zwraca uwagę na fizyczność i dla tych osób jest to sprawa 1rzędna. :)
Nie pisałam o ogóle, choć wiem, że wielu (a może i większość) facetów zwraca bardziej uwagę na wygląd, niż na charakter.

użytkownik usunięty
2222

"Programy", wzorce również mają znaczenie, jak najbardziej (chociaż ja odnosiłam się do czegoś innego, co koleżanka napisała wyżej ;p), aczkolwiek są wyjątki - osoby, które wychodzą bez większego szwanku z rodzin dysfunkcyjnych.
To są ciekawe przypadki, jak i osoby z ostrymi zaburzeniami, kryminaliści, socjopaci, którzy mieli podobno dobre, przykładne rodziny.

użytkownik usunięty
2222

"Znam ludzi którzy się rozwodzą, bez bliżej określonego powodu przy trójce dzieci".
Jeszcze się wtrącę... są różne przypadki, więc mogą się rozwodzić nawet przy 5tce dzieci, ale ja akurat słyszałam, czytałam (parę takich znam) o parach, które są ze sobą przez wiele lat, a nawet do czyjejś śmierci, bo "dzieci, majątki, kredyty, reputacja, rodziny, przyzwyczajenie" itd. I takie pary nie są rzadkością nawet w dzisiejszych czasach, uwierz mi. To, że tam były zdrady np. to nic.
Znajomy mi mówił, że zna kobiety, które dają ciche przyzwolenie na skoki w bok, byle syfa nie przyniósł i byle się nie wydało. Dla mnie to co najmniej bardzo, bardzo dziwne i nieciekawe, ale tak też bywa.

ocenił(a) film na 6

Co do wychodzenia bez szwanku z rodzin patologicznych to zależy to od wzorca. Jeden członek rodziny może go odziedziczyć inny nie. Podobnie jak jeden wnuczek może być podobny bardziej do babci niż do dziadka.
Co do rozwodów to pisałem o tym żeby pokazać że rodzina wcale nie musi scalać małżeństwa. Każdy przypadek jest indywidualny, chociaż każdy rodzaj konfiguracji wzorca i tak już gdzieś na świecie wystąpił.

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones