Trafna uwaga. Tylko mam nadzieję, że [SPOILER "Teorii wszystkiego"] ten pan nie puści swojej żony kantem [KONIEC SPOILERA].

SPOILER Nie, nie puści. Ona jego też nie.

Dzięki:)

to była pierwsza myśl, która nasunęła mi się, gdy oglądałam ten film. Jednak ta historia bardziej buduje znaczenie "w zdrowiu i w chorobie" :)

No jasne. Bo SLA ma tyyyle wspólnego z polio...

Nie nie, tutaj nie ma żadnego hejtu :) Po prostu scenariuszowo mam wrażenie, że filmy są bardzo podobne.

Widzisz, dla mnie nie są. Wiesz dlaczego? Bo dla mnie Teoria wszystkiego była gloryfikacją geniuszu, a Pełnia życia to bardziej hołd dla niezwykłej kobiety.

Wolnoś opinii :)))

W "Teorii Wszystkiego" więcej było choroby i żony Hawkinsa, aniżeli fizyki. Zaryzykowałabym więc stwierdzenie, że "Teoria Wszystkiego" to był jednak bardziej hołd dla niezwykłej kobiety, niż gloryfikacja geniuszu.

tyle że scenariusz do obu filmów napisało życie :) w "Teorii wszystkiego" mamy nieprzeciętny umysł (choć film bardziej skupia się na jego życiu rodzinnym), w "Pełni życia" przeciętnego człowieka - choć nie aż tak przeciętnego, bo pasją życia i empatią zmienia również życie wielu innych osób.

Obie te historie napisało życie...

Po obejrzeniu zapowiedzi ‚Pełni zycia’ miałam dokładnie takie same wrażenie; myślałam, ze twórcy postanowili pójść na łatwiznę i odrobine przerobić temat, który ‚zażarl’ wcześniej. Mina mi zrzedla, gdy usłyszałam, ze ta historia również wydarzyła się naprawdę.
Finalnie, po obejrzeniu obu filmow, mogę stwierdzić, ze ten ‚młodszy’ (i mniej popularny) podobał mi się o wiele bardziej. Mega wzruszyła mnie historia; przy ‚Teorii wszystkiego’ byłam zawiedziona kierunkiem, w jakim potoczyła się historia pary głównej bohaterów.