PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=668347}

Pierwszy śnieg

The Snowman
5,4 49 968
ocen
5,4 10 1 49968
3,7 10
ocen krytyków
Pierwszy śnieg
powrót do forum filmu Pierwszy śnieg

Poniżej wspominam o postaciach i wydarzeniach z oryginalnego „Pierwszego śniegu”, więc jeśli ktoś go jeszcze nie przeczytał, a kiedyś zamierza to zrobić, raczej nie powinien przeglądać tego tematu.

------

Jakiś tydzień temu przeczytałem recenzję, której autorka ostrzegała przed odświeżeniem sobie książki przed seansem. Nie wiem, co dokładnie miała na myśli, ale dobrze, że tego nie zrobiłem, a w Internecie nie sposób znaleźć jej szczegółowego streszczenia. Gdyby nie to, że papierowy oryginał czytałem niespełna 4 lata temu i nie wszystko już pamiętam, byłbym pewnie jeszcze bardziej zawiedziony – o ile to w ogóle możliwe.

To, że twórcy tego filmu będą mieli delikatnie mówiąc w głębokim poważaniu materiał źródłowy, widać było już po decyzjach castingowych, ale jak bardzo nie obchodzi ich pierwowzór, zorientowałem się dopiero gdy obejrzałem zwiastun i zauważyłem, że Harry przedstawia się w nim jako "dziura" ("Hołl"), mimo że już w pierwszym tomie, w pierwszej scenie i na drugiej stronie pierwszej w serii książki po spotkaniu z Kensingtonem dziwi się, że ten przekręcił jego nazwisko (czytane po prostu "Hole"; po norwesku chyba nawet "Hule") na "Holi", a nie na "Hołl" jak wszyscy obcokrajowcy.

To może i zwykły, w perspektywie całości nieistotny detal, na którego wspomnienie część z was zareaguje pewnie śmiechem, ale jest dla mnie symbolem kompletnej amerykanizacji oryginału, wskutek której blisko dwumetrowego, barczystego, obciętego na blond jeża, zapijaczonego i odpychającego wyglądem Norwega gra piękniś z okładki kolorowego pisma, a cały ciężki klimat skandynawskiego kryminału został wykastrowany i zaadaptowany w ramy podrzędnego amerykańskiego kina akcji, co najbardziej widać chyba w żenującym zakończeniu i wzbudzających nie mniejsze politowanie rozpaczliwych próbach budowania napięcia (rzucanie śnieżkami znikąd, zapalające się w tle światła samochodu, śledzenie Birte, które bardziej oczywiste już być nie mogło, znajomy samochód pod domem). Wobec tego tym bardziej dziwi mnie, że w filmie Sylvię Ottersen zabito od razu i nie przeniesiono na ekran jednej z bardziej widowiskowych scen z książki, w której ofiara Bałwana rzuca w niego siekierą (zapewniając policji jeden z najważniejszych śladów – krew grupy B-, którą mają 2 osoby na 100) i rzuca się do ucieczki w głąb lasu. I że w zakończeniu kompletnie zrezygnowano z wielkiego bałwana, na którym morderca usadowił Rakel.

Ekranizacje nie muszą być ściśle wierne pierwowzorowi, ale warto, by nie były od niego zupełnie różne. Nie jestem jakimś nawiedzonym ortodoksem, który najmniejsze odstępstwo od oryginału uważa za zbrodnię, nie uważam też, że wszystkie postacie powinny wyglądać dokładnie tak jak w książce (na przykład Ellen Gjelten zawsze kojarzyła mi się z Emmą Stone albo jakąś podobną rudowłosą osobą, mimo że miała (jeśli dobrze pamiętam) krótkie czarne włosy, a w Mikaelu Bellmanie zawsze widziałem Cilliana Murphy’ego, mimo że nie ma białych plamek na twarzy). Tutaj po prostu zepsuto wszystko, co można było zepsuć i nie zaoferowano nic w zamian.

Nie jest też tak, że ten film jest naprawdę dobry, a ja narzekam tylko dlatego, że jest tragiczną ekranizacją (prawdę mówiąc spodziewałem się, że jako samodzielny byt będzie całkiem niezły, a narzekać będą głównie urażeni czytelnicy) – on jest słaby niezależnie od pierwowzoru. Jest okropnie niespójny, nic w nim z niczego nie wynika, akcja skacze z wątku na wątek bez konkretnego powodu, a zakończenie przychodzi tak nagle, że można odnieść wrażenie, że ze środka filmu wycięto przynajmniej półgodzinny fragment. Warto jednak zauważyć, że większość jego wad jest związana właśnie z odstępstwami od oryginału, bo scenarzyści odchodząc od książki nie opracowali żadnego spójnego rozwiązania. To trochę tak, jakby fabuła tego filmu została zbudowana na zasadzie przekartkowania pierwowzoru i realizowania scen na wyrywki, bez żadnych logicznych przejść między nimi. Pół biedy, gdyby na ekrany wypuszczono niezgodny z książką, ale spójny i jednolity wewnętrznie film. Tak się jednak nie stało.

Już pal sześć, że akcja filmu rozgrywa się w 2015 roku (a nie 11 lat wcześniej), że Katrine nie rozstaje się z jakąś futurystyczną nagrywarką, że Rakel zmieniła zawód i jest marszandką, że Arve Støp nie jest już wysokim, barczystym i przystojnym („za jego twarz amerykański kandydat na prezydenta dałby się pokroić”) redaktorem naczelnym jednego z najpopularniejszych magazynów politycznych w kraju, a podstarzałym łysym kurduplem (co jest w sumie dziwne, bo Simmons nie jest wcale taki niski), który jako biznesmen i filantrop zamierza zorganizować zimowe IO w Oslo (wtf), Jonas Becker zmienił płeć i ma teraz na imię Josephine, a Matthias specjalizację i jest chirurgiem plastycznym – już po pierwszej scenie miałem ochotę wyjść z kina.

Matthias Lund-Helgesen jako 13-letni chłopiec zabił swoją matkę, bo widząc pozbawione sutków ciało kochanka swojej matki (sam też ich nie miał) zorientował się, że nie jest biologicznym synem swojego ojca. Zdawał sobie sprawę z tego, że gdyby jego ojciec się o tym dowiedział, pękłoby mu serce, więc postanowił zabić siebie i matkę. Siedząc na tylnym fotelu jej samochodu powiedział jej: „Umrzemy” (w tym momencie ta scena ucina się na początku książki, potem Nesbø ją dokańcza), po czym uderzył ją lewarkiem w głowę, a auto spadło do rzeki. Matthias wydostał się jednak na powierzchnię, a całe wydarzenie zostało uznane za wypadek drogowy. W filmie wszystko zostało rozegrane zupełnie inaczej (matka popełnia samobójstwo, wjeżdżając autem na środek oblodzonego jeziora), przez co mordercy zostaje odebrana główna motywacja do działania.

Nie wspomniano również o tym, że Matthias cierpiał na sklerodermię (nieuleczalną chorobę, wskutek której jego skóra napinała się coraz bardziej) i to między innymi dlatego został neurologiem. Jest to o tyle ważna informacja, że choroba była dla niego dodatkowym motorem do popełniania zabójstw – wiedząc, że zostało mu już niewiele czasu, chciał zostać zapamiętany, a zabicie Rakel i Harry’ego miało być dla niego wielkim finałem przed popełnieniem samobójstwa. Do zbrodni podchodził w pewnym sensie jak do sztuki, jak do dzieła swojego życia. No ale kto by się przejmował takimi detalami.

Nic więc dziwnego, że ktoś, kto nie jest zaznajomiony z książką, może się zastanawiać, dlaczego Matthias w ogóle zabijał. Widzom podano jedynie szczątkowe informacje – że ginęły niewierne kobiety. To wszystko. Nie wspomniano o tym, jakim cudem przez tyle lat Bałwan pozostawał nieuchwytny, dlaczego zabijał akurat, gdy spadał pierwszy śnieg, dlaczego lepił bałwany, dlaczego zabił drugą kobietę z Bergen (Onny Hetland, przyjaciółkę Laili Aasen), mimo że nie pasowała do szablonu, dlaczego zamordował ojca Katrine (i jak go w ogóle poznał), dlaczego zrzucił podejrzenia na Vetlesena (w filmie te dwie postacie nie są ze sobą nawet w żaden sposób powiązane) i dlaczego go zabił, w jaki sposób zdobywał informacje o ofiarach, gdzie się z nimi spotykał ani gdzie ukrywał ciała. Nic. Powiązania między dwoma ostatnimi ofiarami (Birte i Sylvią) a Støpem, na które tak liczył Matthias, oczywiście na ekranie też nie pokazano. Filip Becker też nie był podejrzany, mimo że Katrine go z tego powodu prawie zastrzeliła (jak się później okazało, miała nienaładowany rewolwer). Sama Bratt również była podejrzana o bycie Bałwanem, ale tego z filmu się nie dowiecie – podobnie jak tego, że ma problemy psychiczne (chorobę dwubiegunową), przez które całą następną część przesiedziała w szpitalu psychiatrycznym. Albo tego, że została policjantką, żeby oczyścić swojego ojca z zarzutów o zamordowanie dwóch zaginionych w Bergen kobiet (Rafto, gdy zginął, został okaleczony tak, by przypominał bałwana, wpakowany do zamrażarki na Finnoy i uznany za zaginionego – odnaleźli go dopiero Harry i Katrine – a nie zastrzelony na pozór samobójstwa w taki sposób jak w filmie). Albo tego, że to ona napisała list do Harry’ego i podpisała się jako Bałwan, żeby zainteresował się sprawą i pomógł jej rozwiązać sprawę ojca. W filmie zrobiono z tego (i tak pozostawioną w powijakach, jak właściwie wszystkie inne wątki) grę mordercy z głównym bohaterem, mimo że Matthias tak naprawdę nie miał o tym liście pojęcia.

Harry Hole to już nie Harry Hole. Obawiałem się, że zrobi się z niego typowego smutnego genialnego detektywa albo zwykłego hollywoodzkiego badassa, ale ciężko nawet powiedzieć, kogo z niego zrobiono. W „Pierwszym śniegu” jest już poważnie wykończony życiem, śmiercią najbliższych i rozstaniem z Rakel, a tutaj cały jego background spłycono do dwóch scen snu w miejscu publicznym, jednej pustej butelki po wódce, jednej intymnej sceny z dawną ukochaną i wytłumaczeniem rozstania z nią w dosłownie dwóch zdaniach. Nie ma nic o Jimie Beamie, który jest jego największym przyjacielem i wrogiem jednocześnie, nie ma nic o jego muzycznej pasji. Zupełnie po macoszemu potraktowano wątek pleśni, który był metaforą alkoholizmu, Rakel i Olega ograniczono do roli niewiele znaczących statystów, a samego Harry’ego obdarto z jego błyskotliwości (ale i kosztownych błędów), geniuszu, pogardy dla samego siebie, relacji z właściwie wszystkimi postaciami i kontrowersyjnych przemyśleń. W dodatku przesunięto go gdzieś na dalszy plan, bo na pierwszy wysuwa się przez cały czas Katrine. Jest w tym filmie, bo po prostu jest – kompletnie nijaki. Widzom, którzy nie są zaznajomieni z książką, może być trudno uwierzyć, że ktoś taki obrósł taką legendą, skoro praktycznie nie widać go tu przy pracy. Trudno mi sobie przypomnieć drugi tak spektakularny przypadek zmarnowania potencjału głównej postaci.

Rękę przyłożył do tego także sam Fassbender, który jest w tej roli okropnie nieautentyczny i zupełnie nie przypomina samego siebie. A szkoda, bo myślałem, że mimo rażącego niedopasowania do postaci nie zawiedzie chociaż aktorsko, zwłaszcza że we „Wstydzie” miał pod pewnymi względami podobną rolę. Położył ją jednak na całej linii i nie broni go nawet tragiczny scenariusz. Inni aktorzy nie spisali się jednak wiele lepiej, dobrze wypadła chyba tylko Katrine – moim zdaniem właściwie jedyna dobrze obsadzona postać, choć i tak niedostatecznie dobrze poprowadzona.

W książce zawsze dużą uwagę przywiązywano do rozwoju dochodzenia i opisu pracy grupy śledczej – tutaj można odnieść wrażenie, że poza Holem i Bratt nikogo w niej nie ma i przed nikim nie odpowiadają. Skarre pojawia się zaledwie kilka razy i jest zwykłym statystą, Li, Holm, Beate i Aune nie istnieją (podobnie jak policjanci i psychiatrzy z Bergen), a Hagena widać zaledwie kilka razy i to zazwyczaj w zupełnie niezwiązanych ze śledztwem sytuacjach. W książce dochodzenie trwało przez trzy tygodnie, tutaj można odnieść wrażenie, że wszystko odbyło się w góra trzy dni. Najbardziej boleśnie widać to chyba wtedy, gdy Katrine właściwie od razu dostrzega powiązanie między ofiarami i zauważa związek z opadami pierwszego śniegu.

Na każdym kroku widać zresztą, że ta książka jest zbyt obszerna i ma zbyt wiele wątków, by zmieścić się w ramy jednego filmu, zwłaszcza takiego zaledwie dwugodzinnego. Większość luk w fabule wynika właśnie z powycinanych scen, przez które kolejne wydarzenia nie mają ze sobą logicznego związku, a te, które mogłyby go nadać, nie zostały przeniesione na ekran. Szkoda, że nikt nie wpadł na to, by zrobić z tego serial, zwłaszcza że to jest gotowy materiał na hit co najmniej na miarę „The Killing”, szczególnie jeśli zacząć go od „Czerwonego gardła” i trzymać się zasady, że jedna książka odpowiada jednemu sezonowi. No ale na filmie można pewnie więcej zarobić.

Wszystko, co najgorsze w tym filmie, skupia się jednak w finale. Harry, który przez cały film nie dokonał chyba ani jednego przełomowego odkrycia (pomijając podbieranie akt Katrine, które oczywiście zawsze wystawały z jej torby tak, by mógł je zauważyć), odkrywa tożsamość sprawcy w chyba najbardziej przypadkowy i naciągany z możliwych sposobów, po czym samotnie rusza na ratunek Rakel. Gdy Matthias ucieka, doświadczony, a w dodatku ranny detektyw ani myśli wezwać posiłki, tylko wybiega na środek zamarzniętego jeziora i w bezczelnie amerykański sposób krzyczy do uzbrojonego seryjnego mordercy, żeby stawił mu czoła. No to stawia – rani go pistoletem w ramię, pojawia się znikąd kilka metrów od niego i zamierza go dobić, ale cudownym zrządzeniem losu wpada do przerębla i tonie. Aż przykro było na to patrzeć. Ponownie dziwi mnie, że nie przeniesiono na ekran zakończenia z książki, zwłaszcza że było chyba najbardziej widowiskowe i trzymające w napięciu w całej serii.

Ostatnia scena filmu (który oczywiście nie przejmuje się następstwami zakończenia sprawy Bałwana, tylko od razu ucina akcję) w naturalny sposób zapowiada nakręcenie „Pancernego serca” (to nic, że nie rozwiązano by tej sprawy bez pomocy uśmierconego tutaj Matthiasa, że wstrząśnięci finałem sprawy Bałwana Rakel i Oleg wyjechali do Amsterdamu, a Harry rzucił pracę w policji i wyleciał do Bangkoku, skąd ściągnięto go na specjalną prośbę Hagena – tutaj siedzi sobie jak gdyby nigdy nic się nie stało i po prostu się zgłasza), ale mam nadzieję, że druzgocące recenzje wybiją twórcom ten pomysł z głowy.

Tak naprawdę trudno mi stwierdzić, czy ten film ma w ogóle jakiekolwiek zalety. Ma przyzwoite zdjęcia i ładne scenerie, ale to chyba byłoby na tyle. Jest całkowicie obdarty z depresyjnego i nadającego ton książce klimatu, słabo zagrany, pozbawiony jakiegokolwiek napięcia, a zagadka kryminalna jest niedbale poprowadzona, strasznie poszarpana i przez to kompletnie niezajmująca.

A śmierć Katrine Bratt to już szczyt wszystkiego. Nawet nie wiem, jak to skomentować, więc zauważę tylko, że Harry zawsze źle znosił śmierć swoich partnerów (dopuścił się nawet biernego pozwolenia na morderstwo, gdy dowiedział się, kto zabił jednego z nich), a tutaj wydaje się zupełnie niewzruszony śmiercią Katrine i wygląda na tak nieobecnego, jak przez cały film. To była kropla, która przepełniła czarę goryczy.

Trochę mi smutno, że Nesbø, mimo że był producentem wykonawczym tego filmu, był chyba zbyt zajęty liczeniem pieniędzy za prawa do ekranizacji, by zadbać o większą zgodność z oryginałem, zwłaszcza że chodzi o jedną z jego najlepszych (i chyba najbardziej znaną) powieści. Nie sądzę, by dzięki tej ekranizacji jego książki zyskały na popularności, a chyba powinno mu na tym zależeć.

ocenił(a) film na 3
Evangarden

Podpisuję się pod tym. 100% racji.

A filmem jestem po prostu zawiedziony.

ocenił(a) film na 1
andre_

I ja z Tobą...

ocenił(a) film na 5
Evangarden

Mega precyzyjnie napisane, mialam bardzo podobne odczucia - ja czytalam ksiazke i bylam zawiedziona, moi znajomi z ktorymi bylam w kinie wogole nie zrozumieli filmu. Jak mozna bylo zchrzanic postac mordercy nie pokazujac jego motywacji do tych morderstw?? Film chaotyczny i niespojny. Bardzo szkoda, bo amerykanie sa mistrzami kryminalow, a tu taka porazka...

użytkownik usunięty
Evangarden

Jezu... nie jesteś nawiedzonym ortodoksem, ani urażonym czytelnikiem? Serio? Dobrze, że to zaznaczyłeś, bo w życiu bym nie powiedziała. Twój wpis to kompulsywna analiza porównawcza filmu i książki, która trąci filmowym snobizmem. Jesteś trochę przerażający. "Nie czepiam się szczegółów, ale jego nazwisko..."

Nie jest to może kino wysokich lotów, ale bez przesady. Puzzle nie pasują do siebie idealnie, ale akcja jest przeprowadzona tak, że widz się nie nudzi, zdjęcia i muzyka są przepiękne. Guilty pleasure w klasycznej wersji.

ocenił(a) film na 3

"dlaczego Matthias w ogóle zabijał. Widzom podano jedynie szczątkowe informacje – że ginęły niewierne kobiety. To wszystko. Nie wspomniano o tym, jakim cudem przez tyle lat Bałwan pozostawał nieuchwytny, dlaczego zabijał akurat, gdy spadał pierwszy śnieg, dlaczego lepił bałwany, dlaczego zabił drugą kobietę z Bergen (Onny Hetland, przyjaciółkę Laili Aasen), mimo że nie pasowała do szablonu, dlaczego zamordował ojca Katrine (i jak go w ogóle poznał), dlaczego zrzucił podejrzenia na Vetlesena (w filmie te dwie postacie nie są ze sobą nawet w żaden sposób powiązane) i dlaczego go zabił, w jaki sposób zdobywał informacje o ofiarach, gdzie się z nimi spotykał ani gdzie ukrywał ciała."

faktycznie, puzzle. :D

użytkownik usunięty
damiangrabarski

Na większość pytań, które zadajesz odpowiada książka, ale niekoniecznie musi odpowiadać film.
Dlaczego zabijał? Myślę, że film od pierwszej sceny dość jasno na to odpowiada. Profil tych niewnnych kobiet też jest wyłożony dość łopatologicznie. Trzeba mieć poważne problemy z wyobraźnią, żeby nie połączyć tych szczegółów w motywację. Dlaczego zostawiał bałwany? To był jego podpis, bo jak wiemy prowadził grę z Harrym i chciał mu przekazać wiadomość "halo, to ja, znów Cię robię w..l.". Dlaczego zabił ojca tej dziewczyny? Bo był on zbyt blisko rozwiązania zagadki. To nawet nie jest domysł. Pada takie zdanie. Jeżeli nie jest to zgodne z książką, no to bardzo, bardzo mi przykro, ale takie jest prawo ekranizacji.

Moim zdaniem tych puzzli nie było wcale tak znowu wiele, a Wasze wątpliwości to zwykłe czepialstwo zawiedzionych fanów Nesbo.

ocenił(a) film na 3

W życiu przeczytałem może ze 3 książki Nesbo i skończyłem z nim przygodę, gdy każda wydawała się podobna. Moje czepialstwo wynika z tej koszmarnej produkcji.

Ogólnie wydaje mi się, że ten film został zrobiony tak na "a może się uda, to będziemy mieć materiał na kolejne"

Oceny rzędu 5,3/10 na imdb, 11% (tomatometer), 3,2/10 (average rating) i 2,6/5 (audience score) na Rotten czy 24/100 na Metacritic to też wynik zwykłego czepialstwa zawiedzionych fanów Nesbø? Cholera, nie wiedziałem, że jest ich aż tak wielu.

Tych puzzli faktycznie nie było znowu aż tak wiele, ale dlatego, że wielu z nich zwyczajnie brakowało. Przez pierwszą część filmu akcja toczy się powolnym, serialowym tempem, ale później reżyser, który dotychczas marnował czas na tak niepotrzebne sceny jak te z dziewczyną z kliniki Vetlesena, nagle przypomniał sobie, że nie ma dziesięciu godzin do dyspozycji i pognał hen do przodu, gubiąc większość wątków, wprowadzając zakończenie o jakieś pół godziny za wcześnie i uświadamiając widzowi, że przedstawiony jako żywa legenda genialny detektyw, który przez całe śledztwo zachowywał się jak średnio uzdolniony praktykant ze szkoły policyjnej (choć to i tak nic w porównaniu do jego kolegów, którzy dwa razy uznali, że człowiek zastrzelony z nieułożonej pod kątem strzelby popełnił samobójstwo; szkoda, że nie pamiętam już, czy Vetlesen tak jak w trailerze miał na sobie głowę bałwana, bo to byłby już szczyt wszystkiego), rozwiązałby sprawę w piętnaście minut, gdyby tylko dokładniej przesłuchał pierwszego świadka. Dodaj do tego żenujące chodzenie na skróty (jak np. wtedy, gdy Harry zauważa pozostawione na wierzchu tajne akta sprawy albo gdy znajduje na Finnoy podpisany przez Katrine B. dziecięcy płaszcz przeciwdeszczowy i dochodzi do wniosku, że Katrine jest córką Rafty - co tam, że Bratt to nazwisko po mężu), idiotyczne zakończenie i kolejnego nudnego nieuchwytnego seryjnego mordercę, który zawsze wyrasta jak spod ziemi (tak jak nagle zmaterializował się za plecami Katrine w pokoju Støpa) i którego motywacjom, działaniom i backgroundowi poświęcono minimum czasu antenowego, przez co pozostawia po sobie wiele pytań (skąd wiedział, że Filip Becker nie jest ojcem Josephine albo że Sylvia Ottersen nie wiedziała, kto jest ojcem jej nienarodzonego dziecka?) i nie wyróżnia się kompletnie niczym. Et voilà, marny kryminał gotowy.

Nic więc dziwnego, że ten film nie cieszy się dobrymi recenzjami. Trzeba mieć poważne problemy z wyobraźnią, żeby wszystko zwalić na niezgodność z książką i frustrację urażonych czytelników, którzy stanowią jedynie ułamek wszystkich widzów.

użytkownik usunięty
Evangarden

Chyba się nie rozumiemy. Ja nie uważam, że ten film jest czarujący, tylko, że ta pseudo-recenzja ssie, bo zarzuty dotyczą głównie niespójności z książką. GŁÓWNIE. Powtarzam, bo dostrzegam tu problemy z widzeniem tunelowym i obawiam się, że za chwilę otrzymam porcję wyłuskanych z rzeczonego tekstu argumentów przeciwko mojej tezie.

Napisałaś wyżej, że twoim zdaniem ten film nie zasługuje na taką krytykę. Nie ma sprawy, każdy ma prawo do własnej opinii. Problem tylko w tym, że wmówiłaś sobie, że wątpliwości moje i podobnych mi osób związane są wyłącznie z odstępstwami od książki i za nic w świecie nie dasz sobie przetłumaczyć, że tak nie jest.

"obawiam się, że za chwilę otrzymam porcję wyłuskanych z rzeczonego tekstu argumentów przeciwko mojej tezie."
Nie otrzymasz, nie będę odpowiadał za twoje problemy z czytaniem. Oceniłem ten film zarówno jako ekranizację (takie prawo ekranizacji, bardzo mi przykro), z czym z jakiegoś powodu masz wyraźny problem, jak i jako niezależny byt i w obu tych kategoriach wypada dramatycznie słabo. Zrozumiałbym jeszcze, gdyby moja opinia była sprzeczna z ogólnym odbiorem tego filmu, ale okazuje się, że jest zupełnie inaczej i wątpliwości mają również ludzie, którzy książki nigdy nie mieli w ręku. Uważam, że w wystarczająco obszerny sposób wyjaśniłem, dlaczego traktuję go jako zwykłą szmirę również niezależnie od oryginału i jaką rolę odgrywają w tym odstępstwa od niego (a tak się składa, że odgrywają całkiem sporą, bo książkowego scenariusza nie zastąpiono w żaden logiczny sposób, przez co film jest po prostu wewnętrznie niespójny). A jeśli tak bardzo ci przeszkadza, że krytykując poszarpaną fabułę, porzucone wątki, miałkość i nijakość głównego bohatera, spłycenie motywów seryjnego mordercy, nierealistyczne przedstawienie grupy śledczej czy oderwaną od rzeczywistości reakcję Holego na ucieczkę groźnego przestępcy i śmierć koleżanki z pracy, wspominam o tym, jak to wyglądało w książce (co musiałoby chyba oznaczać, że uważasz, że gdyby nie ona, to uważałbym to wszystko za wystarczająco dobre), to post wyżej zrobiłem to raz jeszcze - nie ma tam o niej słowa.

Być może już czas, byś problemy, w tym te z widzeniem tunelowym, zaczęła dostrzegać również u siebie.

ocenił(a) film na 3

Nie czytałam książki jednak podpisuję się rękami i nogami pod tym co napisał przedmówca. O co chodziło w tej pierwszej scenie? Kobieta jest samotną matką nastoletniego syna, którego ojciec pojawia się aby robić mu testy z historii i lać matkę za błędnie udzieloną odpowiedź. W nagrodę matka idzie z kochankiem do łóżka. Gdy kochanek-przemocowiec odchodzi, obydwoje i matka i syn błagają go aby został. To ofiary syndromu Sztokholmskiego czy co? W dalszej części filmu morderca zabija niewierne zamężne kobiety. Jego matka nie była zamężna. Została porzucona a nie porzuciła. Nijak zatem nie pasuje do profilu. Dla mnie film nieudany.

Wpis został zablokowany z uwagi na jego niezgodność z regulaminem

A to gdzieś napisałem, że nie jestem urażonym czytelnikiem? Albo że nie zwracam uwagi na szczegóły? Stwierdziłem tylko, że nie należę do ludzi, którzy najmniejsze odstępstwo od oryginału apriorycznie uważają za zbrodnię i tak właśnie jest. Jasno zaznaczyłem, dlaczego ten film jest fatalną ekranizacją (nie, nie dlatego, że jest różny od książki) i dlaczego uważam go za dramatycznie słaby również niezależnie od oryginału, więc nie wiem, w czym masz problem.

Evangarden

Bardzo dziękuje za rzeczową recenzję, miło dla odmiany poczytać coś przemyślanego i fachowego na Filmwebie

Evangarden

Dziękuję za Twoją recenzję. Książek nie czytałam i byłam w szoku, że są uznawane za takie fenomeny bo ten film był zwyczajnie płytki i nijaki. Teraz wiem, że na szczęści Jo Nesbo nie jest takim tragicznym autorem :)

ocenił(a) film na 3
Evangarden

Pierwszy raz chciałam wyjść z kina :( z mojej strony najbardziej wyczekiwany film i największa klapa tego roku.

ocenił(a) film na 3
Evangarden

AMEN! 100% racji

ocenił(a) film na 3
Evangarden

W punkt!

Evangarden

Pięknie ująłeś w słowa to, co siedzi w mojej głowie po seansie. Książkę czytałam, ale kilka lat temu. Na chybił trafił chwyciłam ją z półki w bibliotece i byłam w szoku po przeczytaniu jej. Kiedy się pojawiła informacja o ekranizacji uważałam, że to strzał w dziesiątkę. Lubię Fassbendera więc nawet to mnie nie odstraszało. Ale to jest jakiś niespójny gniot... :/ Jako że nie pamiętałam już książki to ledwo łapałam sie w tych przeskokach. Pierwsza scena też jakaś dziwna, tak jak zostało to napisane wyżej. I o co chodziło z ta muzyczką? Jakie ona miała znaczenie dla mordercy?

ocenił(a) film na 7
Evangarden

Rozpisałeś się ,ale na jaki temat kolego? Książka -film. A bo w książce było tak... a w filmie inaczej itd.Proza Nesbo jest wspaniała ,lecz TUTAJ oceniamy filmy ! Więc róbmy to nie przyrównując ich do książek,jeśli już musisz zrób to obiektywnie.Pierwszy śnieg został nakręcony tak jak widzimy,jest mnóstwo niedociągnięć ,błędów, ale nie jest to kryminał najgorszego sortu.Spodobał mi się tekst który napisała smallgosiaa :"Twój wpis to kompulsywna analiza porównawcza filmu i książki, która trąci filmowym snobizmem."Nie mija się z prawdą. Napisałeś długi post,który podchwycili potakiwacze,mający ten sam punkt widzenia co ty ,mianowicie książka -film.Gdzie książka ma odzwierciedlać to co ma być w filmie i nic poza tym.. Na szczęście są na tym forum ludzie którzy potrafią myśleć samodzielnie.W mniejszości ale są.



ocenił(a) film na 2
Evangarden

Zgadzam sie ! Mnie bardzo oburzyło przedstawienie Olega ! W książce to Harry jest dla niego tatą !! Chłopak nie chce poznać swojego ojca rosjanina ! ma dwanaście lat i nie ucieka z domu !

ocenił(a) film na 4
Evangarden

W sumie idealnie napisane i nic więcej nie trzeba dodawać.

ocenił(a) film na 4
Evangarden

Po przeczytaniu drugiego akapitu przestałem czytać.

Evangarden

a mi się podoba dobór aktorów. naprawdę w punkt.

ocenił(a) film na 3
Evangarden

Rewelacyjne podsumowanie. Wczoraj skończyłem czytać książkę i dzisiaj postanowiłem obejrzeć film. Rozczarowanie to mało powiedziane. Pomijając wszystko to, co napisałeś o lukach w scenariuszu, tempie śledztwa, pomijaniu wielu bardzo ważnych szczegółów historii - film był po prostu okropnie słaby. Uważam, że nawet gdybym nie czytał książki, bardzo trudno byłoby mi się połapać w fabule. Dziwne przeskoki w fabule, retrospekcje w dziwnych momentach... I tak najbardziej do szału doprowadzał mnie tragiczny, totalnie amatorski montaż dźwięku w momentach, gdy odzywał się Val Kilmer. To się w ogóle kupy nie trzymało! Homemade w czystej postaci.
Gdyby za serię zabrali się twórcy Forbrydelsen lub Bron/Broen, jestem pewien, że wyszedłby mi fantastyczny serial odzwierciedlający mroczny klimat zaserwowany nam przez samego Jo. Wielka szkoda, że zmarnowano potencjał na coś spektakularnego.
Jedyny, jak mnie plusik, to pojawienie się w filmie Sofii Helin - mistrzowskiej Sagi Noren ze wspomnianego Bron/Broen :)

ocenił(a) film na 7
Evangarden

Dlatego rozróżniamy dwa pojęcia - "ekranizacja powiesci" oraz "na motywach powiesci". O ile ekranizacja musi z założenia byc wierna (np Wojna i Pokoj Tolstoja) o tyle gdy mamy "na motywach" to sobie skladamy do kupy to co nam sie podoba w jaki sposób nam się podoba.

ocenił(a) film na 6
Evangarden

O co chodzi, czytam książki nie chronologicznie, a oglądałem film, w filmie Katrine Bratt umiera natomiast pojawia się w książce " Pragnienie" ostatniej części całej serii ????

ocenił(a) film na 1
Evangarden

Bardzo to trafnie wszystko ująłeś. Też mnie najbardziej zabolało takie kompletnie pozbawienie postaci ich charakterologii.

Ale już absolutnie nie mogę pojąć jak można było w taki sposób uśmiercić Katrine... przecież skoro liczyli na kontynuację to choćby z tego punktu widzenia to było kompletnie nielogiczne posunięcie?!

Już nawet przemilczę jej relację z Harrym i reakcję na jej śmierć, tudzież kompletny brak... no straszne to było.

Evangarden

Podpisuję się wszystkimi kończynami pod tym, co napisałeś.

I wcale nie jestem jakąś urażoną wielbicielką książek Jo Nesbo - owszem lubię jego powieści, ale nie bezkrytycznie. W dodatku lubię Fassbendera i Kilmera, więc przynajmniej oni mi tu nie przeszkadzali :)

A propos amerykańskich "przeróbek" - ja osobiście np. bardziej lubię amerykańską "Dziewczynę z tatuażem" niż oryginalną szwedzką ekranizację "Millennium". Uważam, że Amerykanie znają się na rzemiośle filmowym. Ale akurat "Pierwszy śnieg" jest po prostu słabym filmem, i tyle.

Evangarden

Ten film to dramat . Aż trudno uwierzyć że można tak cos zmasakrować i wypuścić pod oryginalnym tytułem. Czy naprawdę Nesbo widział co się dzieje I nie interweniował?

Evangarden

Trafnie. No i Rakel... w książce to czarna piękność.. a w filmie brzydka mimoza. 

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones