Dawnooo nie widzialem tak zmarnowanego potencjału... To wygladalo tak jakby jakis zanakomity scenarzysta szedl przez lesny park ze swoim dzielem do producenta,a w krzakach - majacy cynk - jakis wariat fanatyk go napadl i ukradl mu teczke,po czym bez sprawdzenia materialu sam udal sie to zaprezentowac wytwórni. Jednak na miejscu okazalo sie,ze w srodku jest tylko zarys i pierwsze 20 min fabuly.. Wiec reszte niedorzwoj sam musial dopisac..No i dopisal...Katastrofa..Ckliwy,nudny,propagandyczny gniot.. Myslalem,ze dostane fajną komedie - nawet niekoniecznie glupią,ale nie spodizewalem sie,ze to bedzie az taki "Paulo Coelho".. Scena na łódce z tworcą pomniejszenia to juz nawet nie ckliwosc,a parodia ckliwosci - i to jeszcze w nudnym do obrzygania wydaniu.. Najbardziej jednak na negatywne postrzeganie tego czegos wplynela na mnie ta azjatka,ktora byla tak irytujaca,ze normalnie sie gotowalem..

Chcialbym tez zatrzymac sie przy Ch. Waltzie,ktory niemilosiernie zrobil mnie w ch# j.a... Po krecajach w "Bekartach" i "Django" mialem wrazenie,ze mamy doczynienia z gigantem,wirtuozem aktorstwa,a przytaczajac w roznych rozmowach wielkich aktorow czesto o nim wspominalem. Co sie jednak okazuje?
To,ze prawdą jest to z czym walczylem..Klocilem sie z ludzimi,ktorzy mowili,ze on jest powtarzalny,ze powiela tego Lande w kazdych innych kreacjach..Negowalem takei opinie bez dostatecznej znajomosci jego ról,bo myslalem,ze skoro ktos moze tak grac jak on gral u Tarantino,to musi byc wielki..No ale ostatnio robiąc maraton z jego odlonami mina mi zrzedla,a Waltz jest praktycznie identyczny.. Straszny zawod.