Film zdecydowanie nie jest łatwy w odbiorze. Ale to właśnie dzieki statycznej kamerze, napietej atmosferze i ciasnym pomieszczeniom, uczestniczymy przez trzy godziny w tej rodzinnej zawierusze zaintrygowani każdym bohaterem. Troche jak w czasie imienin u wujka gdzie napięta atmosfera i kłótnie miedzy czlonkami rodziny sprawiają ze chce sie uciec jak najdalej - ale nie wypada. W koncu to nasza rodzina, ktora tak jak zarliwie sie kłóci, równie mocno potrzebuje sie nawzajem...
Ps. W czasie festiwalowego pokazu w Charliem w Łodzi w połowie seansu wyszla tak na oko 1/4 widzow... Trochę to dziwne bo jeżeli oczekiwali lekkiej, przyjemnej i bezrefleksyjnej rozrywki to mogli isc do Multipleksu na jakies Kac Vegas czy cos w tym stylu.
Jestem jedną z tych osób, która wyszła z wczorajszego pokazu filmu w kinie Charlie. Film irytował mnie już od pierwszej sceny, ale dałam mu szansę i przez 90 minut śledziłam co dzieje się na ekranie. Po tym czasie uznałam, że kolejnych 90 minut nie będę w stanie znieść. Nie pamiętam kiedy ostatnio wyszłam w trakcie seansu, ponieważ wybieram filmy świadomie i nie są to bezrefleksyjne komedie w stylu Kac Vegas. Po raz pierwszy kino rumuńskie tak mocno mnie rozczarowało. Statyczna kamera nie jest dla mnie czymś co powoduje, że film jest trudny w odbiorze. Ten film jest trudny, bo jest o niczym i przez 1,5 godzinny nie zauważyłam żadnej awantury lub jakiegoś konfliktu, który mógłby mnie poruszyć. Rozmowy bohaterów, to jeden wielki bełkot w nich też nie znalazłam nieczego poruszającego. Uważam, że film powinien przede wszystkim wzbudzać w widzu emocje, tutaj niczego takiego nie znalazłam.
Czyli nie jestem sam :) Mam wrażenie, że zapłaciłem 20zł za obejrzenie VHSa z uroczystości rodzinnej. To całe chrzanienie o trudnym odbiorze mówi tylko ile są warci ci wszyscy znafffcy kina. Naprawdę trzeba kończyć szkoły filmowe, żeby kręcić imieniny u cioci-Kloci?
Głupotą jest ocenianie filmu, którego nie obejrzało się do końca. Bardzo to płytkie...
Obejrzałam 1,5 godziny filmu. Jeżeli przez ten czas nic mnie w nim nie poruszyło, to dla mnie nie jest to dobry film.
Często najbardziej kluczowe, dramatyczne sceny mają miejsce w końcówce filmu i to one wpływają na to jak ostatecznie go odbieramy. Wyznaję zasadę, że jeśli za coś już się zabieram, to robię to do końca. Film to skończony utwór, który powinno oceniać się za całość a nie za jakiś fragment. Uważam, że jeżeli ktoś nie widział całości, to nie powinien oceniać takiego filmu. To jest po prostu pewien rodzaj nieuczciwości.
Ja go obejrzałem do końca, ale tylko po to ażeby móc go ocenić, bo po godzinie miałem ochotę już go wyłączyć. Można zachwycać się jaki to film jest prawdziwy, refleksyjny, dobrze odegrany, ale nie zmienia to faktu, że gdyby student filmówki nagrał "imieniny u cioci" to wyszło by coś na podobieństwo tego filmu. Film jest przede wszystkim nudy, a jeden dobry tekst pod koniec drugiej godziny filmu niewiele zmienia. Lepiej kupić flaszkę i iść do ciotki na imieniny i spożytkuje się czas lepiej.
Właśnie, ciekawe co krytycy i znawcy przeróżnej maści widzą w tym filmie, że jest tak wysoko przez nich oceniany? Podobnie ma się rzecz z "Zimną wojną" Pawlikowskiego - nudna, banalna historia miłosna ubrana w ładne, czarno białe zdjęcia i od razu wszędzie zachwyty, jaki to ten film jest wybitny...
również widziałam go na dzisiejszym pokazie w trakcie trwania Cinergi. umęczył mnie totalnie, przegadany do granic. jakimś cudem dotrwałam do końca. możliwe, że wynikało to przez fakt, że był trzecim z rzędu filmem, widzianym przeze mnie od godziny 15. to jednak dosyć ciężkie kino, chociażby z uwagi na nawarstwienie dialogów. polecam oglądać go, kiedy umysł i oczy wypoczęte.