(...) Nie brakuje w filmie ujęć rodem z folk-horroru: Thelmę widzimy, jak staje się jednością z ziemią i leśnym mułem, choć jej żywiołem pozostaje woda. Jeden z oponentów nastolatki, który zbyt długo daje jej w kość, tonie wreszcie w odmętach górskiego jeziora. Niepokojące są sceny fantazji erotycznych; wpojono w nie surrealną, katolicką symbolikę, którą niektórzy uznają za świętokradztwo. Film nie jest jednak obrazoburczy: ścierają się w nim paradoksy religii, inteligentnie eksplorowane są młodociane emocje. To kolejny – m. in. po „Przeobrażeniu” czy „Pamiętam cię” – horror typu „slow burn”, tyleż surowy, co subtelny.
Pełna recenzja: #hisnameisdeath