Kto czytał powieść TO Stephena King'a liczącą ponad 1400 stron i oglądał film z 1990 roku
doskonale wie , że film nie dorasta do pięt powieści , w której jest wszystko co przyciągnie widza.
Jeżeli nowa wersja filmu zostanie zrealizowana w taki sam sposób jak powieść to możemy być
świadkiem horroru wszech czasów . Oby nie zhańbiono po raz kolejny znakomitego tytułu .
Nie zgadzam się co do tego,że film jest słaby-ma genialny klimat,a to że nie jest kopia 1:1 ksiazki trudno.
Film WCALE nie ma klimatu. Sceny w nim pokazanę są po prostu śmieszne. Nie wiem czemu w ogóle tak bardzo ominęli najbardziej brutalne sceny z powieści?
Np Eddiego zaatakowały prysznice... NO SERIO? PRYSZNICE? Wersja King'a, kiedy Eddiego zaczepiał przy opuszczonym domu przy Neibolt Street trędowaty pedofil jest dużo bardziej przerażająca... Albo Beverly z Tomem - rzuciła mu buteleczką w głowę i po sprawie? W książce ona ledwo uszła z tej walki żywa.
A wątek Henryego Bowersa też jest ograniczony do minimum.
To jest projekt na dobry serial, a nie film.
Ważne były interludia
A scena przy kolacji, kiedy wszyscy otwierali ciastka z wróżbą, ten kto nie czytał, ten nie skuma o co chodziło.
Mike znalazł pisklę - w książcie ścigało go ogromne ptaszysko
W jedym ciastku była gałka oczna - W kanałach ścigało ich ogromne oko.
Nie było mowy o wybuchu w fabryce Kitchnera i o utopionych dzieciach. Te dzieci goniły Stana Urisa. Nie widział on mummi - tak jak w filmie, tylko Ben ją widział - zimą pod mostem.
Uwielbiam film - szczególnie za rolę Tima Currego, a książkę kocham.
zgadzam sie, za dużo w książce się dzieje, zeby dało się rade to (dobrze) opowiedzieć w maks 3 godziny
Zgadzam się w 100%. Ten film to nisko budżetowa komedia z efektami specjalnymi śmiechu wartymi. Mówiąc już o trędowatym to ta scena najbardziej mnie rozbawiła. Postać na miarę filmu grozy z lat 60. Gumowy smok z wiedźmina już lepiej wyglądał. Ten film to porażka na całej linii.
Wiem, przez to wiele filmów traci w moich oczach.. Nie umiem obejrzeć filmu przed przeczytaniem książki (chyba, że nie zdaję sobie sprawy, że to adaptacja) i zaniżam ocenę bo "czegoś mi brakowało".
moim skromnym zdaniem nie mozna oceniac filmu przez pryzmat ksiazki bo to dwa oddzielne byty. czytajac ksiazke budujesz w glowie swoj wlasny swiat. film to swiat zbudowany przez kogos innego - rezysera. tutaj dochodzi do zderzenia ktore zazwyczaj film przegra.
Słuchajcie, nie zrozumcie mnie zle :) ale nie uważacie ze najpierw niech ten film w ogóle wejdzie do kin a potem dopiero będziemy go komentować :)
Fakt, jest jeden, w książkach Kinga za dużo się dzieje żeby filmy na podstawie jego książek powstawały jako jednoczęściowe produkcje. Tak było z Komórką i wieloma innymi. Jedynym filmem jaki mi się podobał a który został po mistrzowsku zrobiony było "Lśnienie". Ciekawe jak będzie z "To". Idę w dniu premiery :)
Myślę, że zbyt trudno by było przenieść pewne fragmenty z książki chociażby z tego względu, że ciężko sobie je wyobrazić =D. Film (serial) z 1990 był extra 10/10 ale nawet nie zbliżył się do powieści. Na szczęście zapowiada się, że nowy Pennywise nie będzie mi się śnił po nocach jak ten stary =]
Jeśli chodzi o film IT, to pierwszy raz spotykam się z tym, że film jest lepszy niż książka. Książka megadługa przez co nudna. W pewnym momencie King pogubił się w pisaniu tej powieści i zawiało nudą. Po 1000 stronie się poddałem i oddałem książkę do biblioteki.
Dlaczego zaraz głupota? Ja przeczytałem książkę do końca, ale też mi się strasznie dłużyła i jak dla mnie to była raczej nudna powieść... No nie zachwyciła mnie, o wiele bardziej wolę inne jego książki.
No ale nie uważam, że film był lepszy niż książka, noo bez przesady, filmowi brakowało sporo wątków...
Nazywanie filmu, który nawet nie stoi obok godnej ekranizacji lepszym od książki, jest skrajną głupotą. Umówmy się - stare To ratuje tylko genialny Curry.
O, w pełni się zgadzam. "To" jest w miarę ciekawa do połowy, potem to już masło maślane, nuda, nuda, nuda. Zresztą na tę przypadłość Kinga natknąłem się też w jego dwóch innych książkach: Miasteczko Salem i Dallas 63. Obydwie podobnie nudne. Co innego opowiadania, do tych można wracać bez końca.
Miasteczko Salem pisał chyba na ostrej bani. Akcja ze struganiem kołków to było apogeum. Traćmy czas na struganiu tysiąca kołków, choć wystarczy nam kilka :/
W sumie ta powieść wydała mi się przeciętna. King świetnie się sprawdza w opisywaniu postaci, potrafi nakreślić naprawdę wiarygodnych i pełnokrwistych bohaterów ale czasami za bardzo rozwleka się w pisaniu o niczym. Mam jeszcze w planach zabrać się za Dolores Claiborne, Misery (film jest świetny) i ponoć jego najlepszą powieść - Bastion, choć mam obawy, że tam dopiero jest lanie wody.
"Misery" jest dobre. Elegancko przedstawia to, co się kotłuje pod kopułą głównego bohatera. Ekranizacja, dzięki Bates, jest naprawdę świetna.
Ja ledwo przebrnąłem przez powieść. Najbardziej szokujący był sex grupowy w wykonaniu dzieci. King musiał sporo pić wtedy, bo nikt przy zdrowych zmysłach, by na to nie wpadł.
Przykro mi, ale nigdy nie zrozumiem fenomenu tej powieści, zresztą jak fenomenu Kinga w ogóle. Jak już zostało wspomniane wyżej, niektóre rozwiązania fabularne były tak kretyńskie, że do dziś zęby mnie bolą na wspomnienie o nich (grupowy seks dziesięciolatków w kanałach jako sposób na znalezienie wyjścia - ta logika!). Przez takie zagrania nie sięgnąłem już po żadna inną powieść Kinga. Natomiast niektóre ekranizacje jego książek są zjadliwe.
No nareszcie czytam coś z czym sie zgadzam. Też nie rozumiem fenomenu Kinga. Przeczytałam więcej niż jedna powieść tego pana i zawsze miałam nadzieję, ze kolejna będzie lepsza,( no bo przecież recenzje są takie dobre i tylu fanów sie zachwyca), ale niestety nie była. Dlatego wszystko mi jedno jak wyjdzie ten film, mozę obejrzę przy okazji jakiegoś nudnego popołudnia, a może nie rybka mi to.
Dodatkowo ten film nie wyszedł a juz zapowiedziano drugą część..........................
Ja mam jak dotąd trzy powieści Kinga za sobą: To, Dallas 63 oraz Miasteczko Salem. Wszystkie trzy mnie strasznie wymęczyły. King ma manierę, której nie znoszę u pisarzy - wciskanie ni z gruchy ni z pietruchy wtrąceń w nawiasach. Prawdę mówiąc tyle książek przeczytałem w swoim życiu i nie przypominam sobie, by jakikolwiek inny pisarz stosował podobną metodę. Nie wiem jak inny ale te wtrącenia są moim zdaniem w ogóle niepotrzebne. Ok, zastosowane raz czy dwa rzeczywiście mogą być pomocne w zrozumieniu postaci ale ich nachalność przekracza czasami wszelkie granice. W powieści "To" aż roiło się od tych zabiegów stylistycznych. Mnie to strasznie wnerwiało, bo za każdym razem kiedy zaczynałem wczuwać się w akcję i wyobraźnia działała na pełnych obrotach, natrafiałem nagle na nawias. To było jak zderzenie z murem, kompletne wytrącenie z równowagi, zaburzenie rytmu powieści, i to tylko po to, by wtrącić te swoje zasrane trzy grosze. Tak, że mówię - nienawidzę tej maniery u Kinga.
Poza powieściami przeczytałem ponadto kilka tomów jego opowiadań: 4 po północy, Czarna bezgwiezdna noc, 4 pory roku i jeszcze chyba jeden tomik. I tutaj muszę się przyznać, że King mnie absolutnie zachwycił. Totalne mistrzostwo. Policjant biblioteczny, Polaroidowy pies, do dziś cierpnie mi skura na sam tytuł. Naprawdę fenomenalne opowiadania, lepszych z tego gatunku nie czytałem i chyba nigdy nie przeczytam.
W planach mam jeszcze wziąć się za "Misery", "Dolores Clairbone", "Cmętarz dla zwierzaków", osławiony "Bastion" oraz cykl "Mrocznej wieży". Reszta jego powieści mnie nie interesuje.
Teoretycznie nic i wszystko. Poprostu ostatnie zdanie Twojej wypowiedzi mnie zaskoczyło. Bo wymieniasz kilka tytułów i stwierdzasz stanowczo że reszta Cię nie interesuje. Tak łopatologicznie to można twórczość Kinga podzielić na dwie grupy - powieści dluuugie i krótkie. Być może te długie nie podchodzą Tobie poprzez opisy itd. Napisałeś że niektóre opowiadania zrobiły na Tobie dobre wrażenie. Wielki Marsz został wydany jako powieść, ale jest stosunkowo krótką pozycją, która mogłaby zostać dołączona do jakiegoś zbioru opowiadań i klimatem też przypomina taką formę. Tak mnie się przypomniało, to podrzuciłem tytuł.
Aha, skoro książka nie jest gruba, to być może po nią sięgnę w przyszłości. Kto wie. Dzięki za podsunięcie tytułu.
Jeśli można dołączyć się do dyskusji :)
Przeczytałem trzydzieści książek Kinga, kolejne tytuły leżą na półce i czekają na "swój czas".
Jeśli chodzi o styl Kinga to zgadzam się z opinią, że jest mistrzem krótkiej formy. Opowiadania są czymś w czym King króluje (tusze! :D), jeśli natomiast chodzi o dłuższe formy, to te "wtrącenia w nawiasie" niektórym mogą się podobać, innym nie przypaść do gustu.
Ja jestem w grupie, która lubi te wtrącenia, małe odchyły od głównej historii, dzięki temu bardziej wczuwam się w bohaterów (nawet epizodycznych), poznaję świat książki itd.
Jeśli chodzi o tytuły, które zamierzasz przeczytać, to nie znam jeszcze "Dolores Claiborne" oraz "Mrocznej Wieży" ale poza tym wybrałeś samą śmietankę :) Dodałbym do tego jeszcze "Rose Madder" oraz "Martwą Strefę" - powinny ci się spodobać :)
Ja zacząłem od Wielkiego Marszu i do dziś to jedna z lepszych książek.Do tego Misery,Cujo,Sklepik z marzeniami,Pokój na poddaszu,Pokochała Toma Gordona.Więcej grzechów nie pamiętam :)
Fakt że obniżył loty w latach 90 ale tylko w powieściach.Opowiadania sa mistrzowskie do dziś!
Jeśli Misteczko Salem nie podpasowało, to może po prostu styl S.Kinga Ci nie odpowiada. Nie każdemu musi. Ja z tym pisarzem zrobiłem przerwę 15 letnią, ponieważ się nim znudziłem. Moją pierwszą książką Kinga było "Lśnienie" i to zanim obejrzałem film z Nicholsonem. Później poszły Christine, M.Salem, Carrie, Mroczna połowa, Podpalaczka i reszta książek, która w Polsce się pojawiały, do momentu, aż mi się przejadł :). Jeśli wierzyc zapewnieniom pisarza, to nie zna on zakończenia książki w momencie pisania. I to niestety czuc. To dlatego czasem czuc, że autor się miota, nudzi, kluczy -tylko nie wiadomo po co pisze :). Niedawno wróciłem i łyknąłem Doktor sen (Lśnienie 2 :)), Śpiące królewny i Outsidera. I dobrze się bawiłem przy nich. Na koniec - wszystkie tytuły które wymieniłem, zrobiłem to celowo, ponieważ je polecam.
Polecam "Wielki Marsz". Ciekaw jestem czy ta książka jednak przekona Cię do Kinga(Napisał ją pod pseudonimem).
PS. Mnie też nie wszystkie jego powieści kręcą.
Zgadzam się, Wielki Marsz jest świetny. Tak się wyczułam w tę książkę, że aż nogi mnie bolały podczas czytania ;)
Jedni nie rozumieją równania Schrödingera, inni nie rozumieją fenomenu Kinga... krótko mówiąc, nie wszyscy wszystko muszą rozumieć.... jednak co to wnosi do tej dyskusji, poza manifestacją jakim to nie "jestem" indywidualistą w tej grupie rozmówców?
Zamiarem było tylko wyrażenie własnego zdania, co mogło zapoczątkować dalszą dyskusję. To nie jest zamknięta grupa fanboyów, każdy może się wypowiedzieć.
Bo to książka obyczajowa, w której cały horror służy raczej za metaforą stawiania czoła lekom z dzieciństwa. Próby ekranizacji tego są zupełnie daremne. To nie jest dobry materiał na film. King nie jest mistrzem grozy w takim jej znaczeniu, jakie da się oddać na ekranie. Jego książki mają bardzo fajne skonstruowane postaci i opis ich życia codziennego, to stanowi o ich sile, a nie jakieś potwory. Więc próby robienia z tego horrorów kinowych są bez sensu. Inna sprawa, że przy okazji wyszło kilka sympatycznych b-klasowych gniotów i świetne "Lśnienie". Ale co komu przeszkadzają kiepskie adaptacje, to nie kumam. Nie widzę w tym żadnej hańby. Wystarczy nie oglądać, też mi problem.