PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=775897}
6,6 11 586
ocen
6,6 10 1 11586
8,1 34
oceny krytyków
Wieża. Jasny dzień
powrót do forum filmu Wieża. Jasny dzień

Debiut pani Szelc zapowiada się na film z całkiem niezłym potencjałem. Niestety kiedy pierwsze wrażenie opada, i oswoimy się już z poetyką obrazu - co następuje dość szybko, gdzieś po czwartym, piątym cięciu i mającej budować grozę wstawce - wyziera z niego jego zasadnicza treść, czyli puste, mało interesujące, pozbawione treści i sprawnej narracji NIC. Do połowy seansu dawałem filmowi taryfę ulgową, licząc że zwyczajnie rozwija się bardzo powoli (kino nieśpieszne czy wręcz "niedziejące się" bardzo lubię, mind you), że subtelne budowanie opowieści z niedopowiedzeń i urywków rozmów jest może zbyt subtelne na mój gust, ale wciąż czekając aż cokolwiek zacznie się dziać. I nie mówię tu nawet o większej wartkości, o zwrocie akcji, ale o jakichkolwiek wydarzeniach, które popchnęłyby historię inną niż ta powierzchowna, rodzinna. Po godzinie porzuciłem tę nadzieję i gdybym nosił zegarek, to zerkałbym na niego nerwowo, bo brakowało mi juz wygodnych pozycji do zajęcia w fotelu kinowym.

Zrobić film oszczędny w wyrazie, w którym jednak dzieje się wiele i cała historia opowiada się jakby zza kulis to duża sztuka. "Wieży" nie miało prawa się to udać, bo film od początku prowadzony jest według błędnych założeń. Oto mamy otwierającą scenę z ujęciem z lotu ptaka, dzika przyroda, dronowy hałas w tle. Spoko, już wiadomo ze będzie mrocznie i niepokojąco. Potem zaczyna się klasyczna, polska obyczajówka - rodzina zbiera się z okazji święta, wychodzą różnice i zaszłości między nimi. Ktoś pracuje w korpo, ktoś inny mieszka na wsi, babcia nie kontaktuje ze światem zewnętrznym, dodatkowo jedna z sióstr jest biologiczną matką dziecka które wychowuje druga. Samo życie, to co rodzima kinematografia lubi najbardziej. Fabuła toczy się równolegle na tych dwu planach, i od początku dość schematycznie. Mamy sagę rodzinną <bam!> ujęcie w ciemnej kolorystyce jak laska biega po łące - wracamy do przygotowań komunijnych, powtórz przez dwie godziny. Tu docieramy do głównej bolączki produkcji: oba storyline'y nie współgrają ze sobą ani trochę, ani nie bronią się jako niezależne historie.

Wątek metafizyczny nudzi dość szybko, głównie ze względu na status wydmuszki. Kadry są ładnie skomponowane, znów dronowa muzyka czy dźwięki z nałożonym echem sprawdzają się w budowaniu nastroju. Wszystko pięknie, tylko że efekt zaskoczenia mija i szybko przestaje robić wrażenie. Wstawki z tamtego świata niosą zerową treść fabularną, nie popychają w absolutnie żaden, nawet najbardziej zawiło-ezoteryczny sposób historii do przodu, nie zazębiają się z dominującą na ekranie treścią "realistyczną". One po prostu są. Bo muszą być, bo takie jest założenie, bo robimy thriller psychologiczny więc musi być symbolicznie i dziwnie jak u Lyncha i von Triera. I co? I nic, mamy zlepek efekciarskich scenek w bezładzie powciskanych między główny. Zupełnie jakby ktoś pociął film w losowych miejscach i uzupełnił fragmentami hipsterskiego teledysku.
Skoro już czar prysnął, i wiemy że nie ma co liczyć na zobaczenie opowieści z magicznorealistycznego "świata obok", moze realistyczna ścieżka filmu wypada lepiej? Niestety nie. W pewnym sensie widać, co reżyser chciała w Wieży osiągnąć. Potencjalnie mógłby to być film, w którym oglądamy pozornie zwykłe wydarzenie, gdzie jednak z niedomówień, drobnych gestów, urwanych rozmów buduje się napięcie, odkrywa przed nami pewna tajemnica, którą chcielibyśmy poznać. To wszystko jednak nie gra, bo każda podjęta próba jest strzałem daleko poza tarczę. Żaden z poruszonych wątków nie zostaje na tyle rozwinięty, nawet podkreślony, żeby wywołać reakcję emocjonalną dłuższą niż dwa mrugnięcia okiem. Najwyrazistsza jest postać Kai. Konflikt matka biologiczna vs. opiekunka prawna ma potencjał dramaturgiczny, który jest zupełnie niewykorzystany, bo poza paroma momentami kiedy jej siostra otwarcie wyraża swoje zaniepokojenie, wszyscy bohaterowie traktują jej obecność ze skrajną obojętnością. Resztę czasu Kaja snuje się po ekranie i zachowuje autystycznie, bo przecież ustaliliśmy że jest wyobcowana, to po co komu jakieś trywializmy jak rozwinięcie postaci. Pozostałe wątki - a jest ich zaskakująco niewiele - są potraktowane równie po macoszemu, ledwie zasygnalizowane i zaraz porzucone, tak bardzo nie dając rady wywołać jakiekolwiek zainteresowanie tym co się dzieje na ekranie. Choćby wątek arabskiego uchodźcy (który skądś znalazł się w Polsce i ucieka do Czech), pojawiający się jedynie po to, aby film zachaczył o aktualne wydarzenia.
Co nam pozostaje w takim razie? Oglądanie przygotowań do komunii świętej, co jest równie ekscytujące jak oglądanie schnącej farby. Dialogi tak dobrze "udają rzeczywistość" (co chwalił filmwebowy recenzent), bo są zwyczajnie banalnym small talkiem. Bohaterowie to siedzą przy stole, to przy piwku, to oglądają telewizję. Chodzą po górach, gadają o pierdołach, ksiądz w na próbie nie ogarnia dzieci i NADAL ABSOLUTNIE NIC SIĘ NIE DZIEJE! Nic z tego nie wynika, zero, nuda, ziew.

W tym kontekście nie dziwi, że pani Szelc postanowiła budować dramaturgię filmu na symbolach. Tylko że intensywne stosowanie symboliki powinno służyć czemuś więcej, niż radosnemu obnoszeniu się ze swoją erudycją. Fajnie, jest Jung, jest ludowa religijność, jest niesprecyzowany, kliszowy niemalże kult natury, tarot i von Trier. Ja to wszystko widzę, tylko samo odczytanie kodu kulturowego nie sprawia że dzieło zyskuje idącą za nim treść. To jest nadal miszmasz i żonglowanie tematami, nadal puste, bo za nim nie idzie żadna wewnętrzna spójność, żaden ciąg przyczynowo-skutkowy który spaja historię w całość. A kino przecież jest opowiadaniem historii. Tymczasem "Wieża.." jest raczej rozprawką na współczesnej maturze: liczą się słowa klucze, im więcej tym lepiej, brawo, piątka.

Zakończeniu nie chcę poświęcać zbyt wiele czasu, bo jest adekwatne. Ot, nudny koniec nudnego filmu. Wygląda to tak, jakby w pewnym momencie twórcy zreflektowali się, ze minęły dwie godziny jałowego toczenia się, nie było żadnych punktów zwrotnych a jednak wypadałoby kończyć zabawę, tylko jak? Dostajemy więc na przystawkę po flakach z olejem trzęsienie ziemii, które jest równie nieemocjonujące, przewidywalne i nieuzasadnione scenariuszowo, że aż wypada pogratulować. Oczywiście z niego również nie dowiemy się nic, nawet pokątnie, nie dowiemy się nawet jakie pytania zadawać . Bo i o co pytać, kiedy treściowo puściutko? Wszystko jest prostym rozwinięciem początkowego założenia: robimy film mroczny i dziwny, więc musi być mrocznie i dziwnie a kończyć się musi krwawo. A Ty, widzu, buzia na kódkę i nie zadawaj pytań. Im mniej rzetelnego scenopisarstwa, tym więcej pola do interpretacji dla krytyków, a ci wiadomo że jak nie zrozumieją to obwołają arcydziełem.

Sukces i dobre recenzje "Wieży.." wcale mnie nie dziwi. Wręcz przeciwnie, wydaje mi się że jest może niespecjalnie liczna, ale bardzo silna grupa odbiorców tego typu produkcji: studentki drugiego roku polonistyki, miłośnicy polskich zespołów alternatywnych, samoproklamowane artystyczne dusze i goście, którzy piszą za długie komentarze na forum filmwebu (;p), ogółem każdy kto lubuje się w odnajdywaniu trzecich, czwartych, piątych i dalszych den, szuka znaczeń ze słownikiem Kopalińskiego na podorędziu i lubi moralnie górować nad maluczkimi, którzy sztuki nie rozumieją.
Dla miłośnika sprawnego kina "Wieża.." jest jaka każdy widzi. Kucyk znający jedną sztuczkę, pełnometrażowy odcinek "Złotopolskich" w którym lęk ma wzbudzać cały czas ten sam motyw, ładne opakowanie na film w którym ktoś wybebeszył wszystko co ważne ze środka. Biorę pod uwagę fakt, że to debiut, i oceniając pod tym kątem nie jest tak źle - wystarczy, że pani Szelc skupi się bardziej na tym, co chce powiedzieć, niż w jaki sposób o tym mówi, a na następną jej produkcję będę czekał z niecierpliwością. Póki co jednak lipa.

ocenił(a) film na 3
stonedfish

Zgoda w 100%, nic dodać nic ująć. No może poza tym, że chciałem wyjść z kina przed końcem filmu mimo zamiłowania do "polskich zespołów alternatywnych". Jak czytam recenzję pana Popieleckiego, to nie mogę wyjść z podziwu nad jego elastycznością. No dobra., nie doczytałem jej do końca, bo on to najwyraźniej pisał w odmiennym od mojego stanie świadomości.

pozdrawiam

stonedfish

"oglądamy pozornie zwykłe wydarzenie, gdzie jednak z niedomówień, drobnych gestów, urwanych rozmów buduje się napięcie, odkrywa przed nami pewna tajemnica, którą chcielibyśmy poznać." Właśnie czekałam i czekałam, aby poznać, dotknąć chociaż, a nie udawać, że jestem wstrząśnięta. W końcu sztuka musi być po coś (zakończył sie okres Młodej Polski z hasłem "sztuka dla sztuki" dość dawno) , to tylko w życiu możemy snuć się bez celu. W filmie oczywiście bohaterowie mogą snuć się bez celu (vide "Paterson"), ale film ma jakiś cel/ powinien mieć.

Dzieło powinno zyskiwać treść wraz z upływem czasu. Tymczasem " To jest nadal miszmasz i żonglowanie tematami, nadal puste, bo za nim nie idzie żadna wewnętrzna spójność, żaden ciąg przyczynowo-skutkowy który spaja historię w całość. A kino przecież jest opowiadaniem historii." Cieszy mnie, że nie tylko ja tak myślę i czuję, bo już się obawiałam, że może mnie czegoś nie dostaje - uczuć, wrażliwości, intelektu? Na marginesie - jestem polonistką, tylko że już nie studentką! A zakończenie dla mnie nie tyle nudne, ile kompletnie niepasujące do treści filmu ( jednak treści, bo taka tam jest, choć ubożuchna). Nagły odlot - duchowość? Wiara w życie po życiu? Ale najpierw nasza bliska naturze bohaterka wbrew naturze te życia przecięła...
Też będę czekała na następny film, zanim skreślę reżyserkę.

paszczak57

Czytając twoje wypociny można stracić szacunek do rodzaju ludzkiego. Nie pisz więcej bo jesteś nudny jak flaki z olejem.

ocenił(a) film na 3
stonedfish

Dzięki za tę recenzję bo niemal wyciągnąłeś mi ją z ust.... tylko jedna uwaga - jako absolwentka polonistyki słuchająca alternatywy i z Kopalinskim i Brucknerem pod pachą - nie zgadzam się na stawianie mnie w szeregu z artystami szukajacymi w tej produkcji mistycyzmu i drugiego i piątego sensu:P. Ja sobie po godzinie uświadomiłam że tam nic nie ma... i zazdroscilam narzeczonemu który, cytując, "udał się w kimę na tym arcydziele ". XD

majabaran

Ile masz kont pozakładanych na FW trollu???

Wpis został zablokowany z uwagi na jego niezgodność z regulaminem
ocenił(a) film na 3
majabaran

Bruckner zdecydowanie nie. Kopaliński to wszystko, czego potrzebujesz, żeby założyć bloga o tematyce muzyka/literatura/gry/filmy i pisać ironiczne recenzje zaczynające się od >>Jak podaje Słownik wyrazów obcych i zwrotów obcojęzycznych Władysława Kopalińskiego, „vademecum” to „książka-poradnik, przewodnik, informator w określonej dziedzinie; kompendium”. Kim jest DJ, chyba wyjaśniać nie muszę.<<

ocenił(a) film na 4
stonedfish

Miałem już wcześniej napisać pod Twoim postem "peany pochwalne", ale zrezygnowałem, po czym jednak stwierdziłem, że warto. Bo dzięki temu Twój świetny komentarz ląduje wśród pięciu na głównej stronie i stanowi bardzo potrzebne ostrzeżenie dla potencjalnie chcących "Wieżę. Jasny dzień" obejrzeć.. Wyciągnąłeś esencję filmu w swoim opisie, trafiasz w punkt z niemal każdym zdaniem, jestem pod wrażeniem trafności odbioru i takiej ciętości, ale jednak równocześnie szlachetności krytyki :)

ocenił(a) film na 3
Mowgli_2

dramatyczne dno nie wiem o co chodzi i nuda nuda nuda

ocenił(a) film na 3
Mowgli_2

To są tylko moje luźne spostrzeżenia. Absolutnie nie mam zamiaru narzucać komukolwiek swojego odbioru, ani tym bardziej odwodzić kogoś od oglądania Wieży. W ogóle uważam, ze należy oglądać wszystkie filmy, dobre, złe i te tragiczne, po wtedy kształtuje się nasz gust (parę lat temu uważałem dokładnie odwrotnie). A młodych polskich twórców już w szczególności, żeby mieć rękę na pulsie

ocenił(a) film na 4
stonedfish

Zgadzam się, tak to działa i u mnie zadziałało podobnie, że trzeba było obejrzeć naprawdę niezliczoną ilość filmów (także z pełną świadomością i dozą kontrolowanego ryzyka tych wyczuwalnie słabych), by móc o pewnych rzeczach dyskutować.

Wiem, że celem Twojego posta nie było odwiedzenie kogoś od obejrzenia Wieży. Tak naprawdę to jak Ty czy ja czy ktokolwiek inny odbierze film, nie jest wyznacznikiem i raczej będąc postronną osobą nie ma się szans na wpłynięcie na to czy inni odbiorcy film obejrzą czy nie. Dla mnie takim "papierkiem lakmusowym" jest chyba tylko jedna osoba - mój kuzyn - który ma całkiem zbliżony gust do mnie i jest chyba jeszcze surowszy w odbiorze filmów. Niemniej jednak głosy takie jak Twój (nawet tak przydługawe jak Twój wstępny post) są niezbędne i pokrzepiają, bo ileż można słuchać o tym, że ktoś jest "nadzieją polskiego kina", robi "woltę gatunkową" czy stworzył rasowy "horror psychologiczny"... Ta reklama i obietnica płynąca z dobrego zwiastunu "Wieży" dopiero po jej obejrzeniu - pryskają niczym bańka mydlana, a wręcz wzbudzają uśmiech politowania. Dlatego jeśli jesteśmy mamieni w ten sposób, to równie potrzebne są głosy rozsądku i merytoryczne - niejako będące równowagą dla tych obietnic bez pokrycia.

ocenił(a) film na 3
Mowgli_2

Też jestem pod wrażeniem tej opinii... trafności odbioru oraz ciętości przy jednoczesnej szlachetności krytyki . To klasa i wyższa szkoła jazdy .

ocenił(a) film na 3
stonedfish

Hear, hear. Bardzo sensowne spostrzeżenia.

stonedfish

Zgadzam się w 100% mimo że byłam studentką polonistyki ;-)

stonedfish

a gdzie to obejrzeć? Jakiś netflix? Showmax?

ocenił(a) film na 1
stonedfish

Nareszcie ktoś napisał o filmie prawdę a nie ćwierćprawdę jak p. Popielecki. Ja ten film oceniam jeszcze niżej. Chociaż nie dooglądałem do końca bo zakulaj się zatkał za co wdzięczny jestem oszczędzonego czasu.

ocenił(a) film na 9
stonedfish

"W pewnym sensie widać, co reżyser chciała w Wieży osiągnąć. Potencjalnie mógłby to być film, w którym oglądamy pozornie zwykłe wydarzenie, gdzie jednak z niedomówień, drobnych gestów, urwanych rozmów buduje się napięcie, odkrywa przed nami pewna tajemnica, którą chcielibyśmy poznać."
To raczej Ty chciałbyś żeby reżyserka coś takiego osiągnęła. Masz określoną wizję filmu i nie pasuje Ci, że rzeczywistość rozmija z twoimi oczekiwaniami. Dlatego niczego nie widzisz i się nudzisz cały seans. Trochę szkoda, co?

ocenił(a) film na 3
piotrek_mowi

Niestety, ale tak nie jest. Nie miałem żadnych oczekiwań co do tej produkcji. Do kina poszedłem praktycznie w ciemno, bez wiedzy o czym będzie film, w jakiej stylistyce, nawet kim jest autor. Dzięki temu miałem najczystszy odbiór, jak to tylko możliwe - zero uprzedzeń ani konfrontowania przewidywań ze stanem faktycznych. Cały mój rzyg mentalny z pierwszego posta to tylko próba logicznej analizy i ubrania w słowa subiektywnych reakcji emocjonalnych po obejrzeniu >>jakiegoś tam<< filmu.

>Trochę szkoda, co?
No właśnie nie bardzo.

ocenił(a) film na 3
piotrek_mowi

Chyba, że chodzi ci o to, że mam określoną wizję filmu w ogóle. W takim razie masz absolutną rację. Lubię, żeby film, jeśli jest pustymi znaczeniowo flakami z olejem był chociaż sprawnie i ładnie nakręcony ;^)

ocenił(a) film na 9
stonedfish

Sprawnie i ładnie nakręcony, czyli właściwie co? Nie podajesz żadnych przykładów, że tak nie jest. Piszesz tylko, że film jest nudny, nic się w nim nie dzieje, a to co można potraktować za ciekawe, to wg Ciebie w istocie fortel i tani chwyt, za którym nic się nie kryje.
Czy faktycznie nic się w filmie nie dzieje? Moim zdaniem trochę jednak się dzieje. Przyjeżdża Kaja. Chora matka zdrowieje. Kaja wbrew woli Muli mówi coś Ninie na osobności. Nina zaczyna się dziwnie zachowywać.. itd. aż do zakończenia, które te wszystkie wydarzenia wywraca na drugą stronę i pozwala spojrzeć na nie z zupełnie innego punktu.
Nie wiem czego tak usilnie szukasz w kinie, że nie możesz znaleźć tego w tym filmie. Co się takiego musi dziać, żeby można było powiedzieć, że coś się dzieje. I dlaczego musi się dziać? Nie wiem też czemu twierdzisz, że całość nic nie znaczy. Moim zdaniem, jeśli film można interpretować na wiele sposobów, to jest on raczej pełen znaczeń aniżeli pusty.
W każdym razie, sama reżyserka wspomina o konflikcie dwóch postaw. Racjonalnej i irracjonalnej. Ty próbujesz podejść do tego filmu tylko od jednej z tych stron.

ocenił(a) film na 3
piotrek_mowi

Typie, ciężko mi trochę omawiać fabułę filmu, który widziałem poł roku temu i dawno zapomniałem xD

Czego szukam w kinie? Jak dla mnie film zajmuje we współczesnej kulturze to samo miejsce, które w kulturach pierwotnych zajmował starzec opowiadający przy ognisku historie o tym jak to drzewiej bywało, sławiące jakieś wyjątkowo heroiczne polowanie na tura albo wymyślający bajki o różnych bóstwach i diabołach na kiju. Innymi słowy zajęcia czymś czasu, co przy okazji angażuje twoje zmysły, emocje i intelekt. Opowieści mają to do siebie, że mogą zawierać jakąś naukę moralną czy zmuszać do przemyślenia pewnych postaw i zachowań, ale dla mnie jest to drugorzędne, tj. bardzo doceniam kiedy film czy książka prowokuje mnie do (samo)refleksji, ale absolutnie nie wymagam tego aby docenić dany utwór. Zwyczajnie lubię dobrą rozrywkę. Zaangażowanie to słowo klucz i ma dla mnie największe znaczenie, jeśli koniecznie miałbym się określić. Storytelling, który można osiągnąć różnymi środkami wyrazu, w bardzo klasycznej formie albo przez manipulację samą materią filmu, narracją, stroną wizualną, grą z widzem, i jeszcze na milion sposobów.

Problem jest taki, że pani Szelc opowiada słabą historię. I tyle. Przez to cała reszta się nie broni. Jeśli nie jestem "kupiony", nie mogę wejść w świat wykreowany i chłonąć go to pozostaje podeście czysto analityczne, czyli potraktowanie filmu jako każdej innej pracy twórczej, rozebranie go na kawałki, próba odczytania zamysłów reżyserki i konfrontacja realizacji tych zamierzeń z rzeczywistością. To nie jest mój podstawowy tryb odbioru, nie jestem jakimś robotem ani skwaszonym bucem który sarka "umm, taki zabieg montażowy to ja widziałem w koreańskim kinie zemsty w 2011, 2/10". Także argument o moim wyłącznie racjonalnym podejściu jest nietrafiony.

Jeśli Wieżę rozpakuje się z efekciarstwa to treści zostaje naprawdę niewiele. Sam streściłeś fabułę w jednym akapicie xD przyjezdza rodzina, jest grany konflikt miasto vs. wieś, starzy się boją o biologiczną matkę dziewczynki a potem zaczynają się dziać DZIWNE RZECZY i kuniec. I nie miałbym nic przeciwko śladowej ilości tej warstwy treściowej w klasycznej formie - fabuły jako ciągu wydarzeń rozpisanego na kartce - bo i takie oszczędne historie można opowiedzieć w zajmujący, fantastyczny sposób. To trochę jak z minimalizmem w muzyce, gdzie La Monte Young każe orkiestrze grać jedną nutę i powstaje z tego słuchalna kompozycja.
Ale nie tutaj. Film szelcowej ktoś poddał metafizycznej lobotomii i oddzielił ego od id. Postawy, które przywołujesz nie korespondują ze sobą, nie ma powiązania pomiędzy światem w którym żyją bohaterowie, a tym astralno-symbolicznym planem który go przeplata i z którego niby ma pochodzić ta wiedźma co ich zabija na koncu czy coś. W dodatku ta "warstwa irracjonalna" jest zrobiona bardzo średnio, powtarzalnie, dlatego mam do wyboru albo myśleć sobie podczas seansu "lol, piętnaste cięcie i wstawka z babą biegającą po łące" albo "wydaje mi się, że wiem jaki efekt chcieli osiągnąć tym zabiegiem twórcy, ale im nie wyszło".

Co do zakończenia, to ciężko mi je skomentować w inny sposób niż "XD no kamaaaaaaan"

> Moim zdaniem, jeśli film można interpretować na wiele sposobów, to jest on raczej pełen znaczeń aniżeli pusty.
Mnogość interpretacji nie świadczy o zasobie znaczeniowym źródła. Po internecie śmigają posty z alternatywnymi interpretacjami Pokemonów, Super Mario i praktycznie każdego popularnego tworu popkultury które są logiczne i wewnętrznie spójne, ale to nie znaczy że wymienione pozycje są o tym, co chcieliby autorzy tych postów.

ocenił(a) film na 3
stonedfish

Pozdrawiam studentki polonistyki

ocenił(a) film na 4
stonedfish

Smuteczek pitolony, ale trafiłeś w sedno tą recenzją. Niemal dwie godziny brnięcia w opowieść z której nic nie wynika.

ocenił(a) film na 2
Domitronic

Do tego dochodzi polska szkoła dźwięku, niektórzy twierdzą, że zamierzona. Nawet jeżeli, efekt wielce męczący i irytujący.

Domitronic

Bo żeście nie zrozumieli przekazu...

ocenił(a) film na 4
LukasCVGL

Zawsze jest taka opcja. Daj Pan ten przekaz. Zobaczymy.

ocenił(a) film na 4
stonedfish

tl dr

ocenił(a) film na 4
stonedfish

Piękny balans między książkową polszczyzną, a mową potoczną. Poza tym zgadzam się w pełni z opisem filmu i odczuciami w jego stronę. Nic dodać, nic ująć.

ocenił(a) film na 9
stonedfish

Jak na film, który jest nudny bardzo się Pan rozpisał ...

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones