Piotr Czerkawski

Wariacje Kunderowskie – żegnamy autora "Żartu"

Hotspot
/fwm/article/Wariacje+Kunderowskie+%E2%80%93+%C5%BCegnamy+autora+%22%C5%BBartu%22+FILMWEB-151467 Getty Images © Eamonn M. McCormack
Filmweb A. Gortych Spółka komandytowa
https://www.filmweb.pl/fwm/article/Marvela+komedia+ludzka-125644
W NASTĘPNYM ODCINKU

Marvela komedia ludzka

Podziel się

Filmowe uniwersum Marvela nie ogranicza się do kina.

Seriale to literatura epicka naszych czasów. Podczas gdy kino często zatrzymuje się w pół kroku, one idą coraz dalej i wciąż przesuwają granicę tego, co w głównym nurcie dozwolone. Bywa, że sami boimy się tego, co czeka na nas w następnym odcinku.

***


Filmowe uniwersum Marvela nie ogranicza się do kina, obejmuje także seriale. Cyfrowa platforma Netflix wyprodukowała wspólnie z Marvelem pięć osadzonych w jego świecie serii: "Daredevila","Jessicę Jones", "Lukea Cagea", "Iron Fist" oraz gromadzących bohaterów całej tej czwórki "Defenderów". Ten zestaw tworzy osobny, jeden z ciekawszych zakątków filmowego świata Marvela. 

***

Pewnego dnia zbliżający się do trzydziestki Honoriusz Balzac miał powiedzieć do swojej siostry "Właśnie zostałem geniuszem". Ta mogła odnieść się do tego sceptycznie – do tej pory życie jej brata było raczej pasmem porażek. Honoriusz miał jednak rację – wpadł właśnie na pomysł "Komedii ludzkiej", wielkiego cyklu powieściowego, kreślącego panoramę Francji XIX wieku. Siłą komedii, poza genialnym zmysłem obserwacji, było to, że postacie z drugiego planu jednej powieści wracały jako pierwszoplanowe w kolejnych – co pozwalało czytelniczkom zanurzyć się w rozbudowanym świecie przedstawionym.

Ktokolwiek wpadł na pomysł, by podobny zabieg zastosować do filmowych wersji historii o herosach z komiksowego uniwersum Marvela, także wykazał się genialną intuicją. Połączenie kolejnych "Thorów", "Avengerów" i "Kapitanów Ameryka" w jeden spójny świat przedstawiony stworzyło efekt synergii, pozwoliło na głębsze zaangażowanie fanów w filmowo-komiksową rzeczywistość. Filmowe uniwersum Marvela nie ogranicza się do kina, obejmuje także seriale. Cyfrowa platforma Netflix wyprodukowała wspólnie z Marvelem pięć osadzonych w jego świecie serii: "Daredevila", "Jessicę Jones", "Lukea Cagea", "Iron Fist" oraz gromadzących bohaterów całej tej czwórki "Defenderów". Ten zestaw tworzy osobny, jeden z ciekawszych zakątków filmowego świata Marvela. Choć za każdym serialem stoi inny zestaw twórców, to pięć produkcji tworzy pewną spójną całość. Połączoną nie tylko bohaterami, ale także estetyką , nastrojem i tematyką.

Realizm superbohaterski

Produkcje Netflixa są o wiele mroczniejsze niż "Avengerzy", nie wspominając o lekkim "Antmanie" czy młodzieżowym "Spider Manie". Miejscem akcji wszystkich seriali jest Nowy Jork i to bynajmniej nie w wersji znanej z komedii Woodyego Allena. W produkcjach Netflixa bliżej jesteśmy Nowego Jorku z kina noir czy najbardziej posępnych dzieł Martina Scorsesego. Miasto jest w nich wielką maszyną bezlitośnie mielącą ludzkie aspiracje, marzenia i życiorysy. Toczy je przemoc i korupcja. Bogatsi miażdżą biedniejszych, silniejsi słabszych. Prawo służy przede wszystkim dobrze ustosunkowanym. Granica między biznesem a zorganizowaną przestępczością pozostaje niejasna i wątpliwa. Walka ze złem wydaje się syzyfową pracą. Relacje przyjaźni, miłości, lojalności nigdy nie są jednoznaczne, bohaterowie operują w sferze moralnej niejednoznaczności. 

Netflix swoje superbohaterskie produkcje zdecydowanie adresuje do dorosłego widza, a przynajmniej znacznie dojrzalszego niż ten, na którego gusta obliczone są przygody Człowieka Pająka czy seriale osadzone w uniwersum DC, ("Flash", "Arrow").

"Realizm społeczny" i "komiksowi superbohaterowie" nie są czymś, co intuicyjnie skłonni bylibyśmy łączyć ze sobą. Jeśli jednak jest w ogóle coś takiego jak realistyczny serial suberbohaterski, to najbliżej są właśnie marvelowskie produkcje Netflixa. Zwłaszcza pierwszy sezon "Daredevila" ma społeczny rozmach, kojarzący się raczej z Balzakiem niż komiksem o herosach w kostiumach.

W serialu widzimy miejską nędzę, codzienną, brudną, żmudną i nudną w swojej brutalności rzeczywistość przestępczego półświatka. W pierwszym sezonie głównym tematem jest proces, jaki urbaniści i socjlolożki miasta nazywają gentryfikacją – przejmowanie obszarów miasta, do tej pory zamieszkanych przez uboższą ludność, przez przedsiębiorców budowlanych, deweloperów itd., dążących do "wymiany" mieszkańców na bogatszych. Proces ten dokonuje się czasem brutalnymi metodami, także w Polsce mogliśmy czytać historie o właścicielach kamienic, wynajmujących "czyścicieli", mających zmusić uboższych lokatorów do jak najszybszej wyprowadzki.

Zwłaszcza pierwszy sezon "Daredevila" ma społeczny rozmach, kojarzący się raczej z Balzakiem niż komiksem o herosach w kostiumach.
Jakub Majmurek
Matt Murdock jest dzieckiem takiej złej, przejmowanej brutalnymi metodami przez przestępczy biznes dzielnicy – manhattańskiego Hells Kitchen. Staje do walki z toczącym dzielnicę złem w obronie zamieszkujących ją na ogół ubogich ludzi, przemocą zmuszanych, by porzucić miejsce, gdzie spędzili całe życie. Daredevil rodzi się jako bohater ludowego oporu przeciw zawłaszczaniu miasta przez ekonomicznie silniejszych.

Przy czym sama postać Murdocka daleka jest od oczywistego wzorca superbohaterskiego. Matt ze swoim umęczonym katolicyzmem, obrzydzeniem występkiem, wątpliwościami co do swojej misji, lękiem przed przyjemnością, jaką sprawia mu przemoc, i nieustannym poczuciem winy bliższy jest bohaterom "Złego porucznika" czy "Ulic nędzy" niż Iron Manowi.

Bohater Black Lives Matters

Takim "ludowym" bohaterem, stojącym na straży swojej dzielnicy i zamieszkujących ją najczęściej niezamożnych ludzi jest też Luke Cage. Dzielnicą tą jest zupełnie inna część Manhattanu – Harlem, serce afroamerykańskiego Nowego Jorku.

Cage jest bohaterem, którego pojawienie się na telewizyjnym ekranie zbiega się z rozwojem ruchu Black Lives Matter. Powstaje on w Stanach pod koniec kadencji Obamy, wyraża złość Afroamerykanów na to, że mimo czarnego prezydenta w Białym Domu, to czarnoskórzy ciągle padają śmiertelnymi ofiarami nieuzasadnionej brutalności policji, doświadczają ekonomicznej deprywacji, trafiają do więzień częściej niż jakakolwiek inna grupa etniczna. 

Cage jako bohater także rodzi się w więzieniu. Poddawany tam jest nielegalnym, tajnym eksperymentom, w wyniku których jego skóra staje się twarda jak pancerna stal, odporna na wszelkie ciosy i kule największego nawet kalibru. Ruch BLM wielokrotnie mówił o zagrożeniach, na jakie wystawione jest we współczesnych Stanach czarne, męskie ciało; o tym, jak często ginie ono od policyjnych czy gangsterskich kul. Ciało Cage'a, od którego odbijają się wszystkie pociski, wygląda jak fantazja ucieleśniająca odpowiedź na te wszystkie lęki. 

"Luke Cage"

Cage najczęściej nosi w serialu bluzę z kapturem. Taką samą, jaką miał na sobie zastrzelony przez białego ochotnika "straży sąsiedzkiej" młody Afroamerykanin z Florydy, Trayvon Martin. Strój ten kojarzony jest w Stanach z czarną młodzieżą i subkulturą gangową; gdyby Martin ubrany był w co innego, strażnik mógłby zareagować inaczej. Po śmierci Martina, na znak solidarności z chłopakiem, w całych Stanach ludzie wszystkich kolorów skóry zaczęli fotografować się i występować publicznie w takich bluzach. Podobna sytuacja ma zresztą miejsce w serialu. W pewnym momencie policja szuka Cagea, podając w rysopisie, że to mężczyzna "w bluzie z kapturem". By chronić swojego bohatera, cały Harlem zakłada taki strój.

Tak jak "Daredevil" gatunkowo spokrewniony był z neo-noir czy kinem Scorsesego, tak "Luke Cage" ma swoje korzenie w nowym kinie czarnych z lat 90. i tradycji blaxsploitation. Z tego ostatniego gatunku pochodzą postacie czarnych gangsterów, z którymi Cage walczy o duszę Harlemu, zarówno w swoim własnym serialu, jak w "Defenderach". Bo choć w "Luke'u Cage'u" widać doskonale brutalność amerykańskich instytucji, z policją na czele, wobec czarnej społeczności, to głównymi przeciwnikami Cage'a pozostają nie biali przedstawiciele establishmentu, ale czarnoskórzy gangsterzy, rujnujący życie zwykłych, przestrzegających prawa Afroamerykanów.

Feministyczna antybohaterka

Luke Cage po raz pierwszy pojawia się w świecie Netflixa jako drugoplanowy bohater "Jessiki Jones" – chyba najciekawszej produkcji tego zestawu. Wyjątkowej już choćby przez to, że główna bohaterka jest kobietą – w całym filmowo-telewizyjnym uniwersum Marvela jest to jedyny taki przypadek. 

Jessica Jones nie wpisuje się przy tym w znane i ograne schematy popkulturowych fantazji o silnej, kobiecej bohaterce. Niesie bowiem ze sobą zbyt wiele problemów, traum i ran. Jessica, choć jest piękna i bardzo inteligentna, nie potrafi zbudować żadnych trwałych relacji. Widać, że nie wykorzystuje swojego intelektualnego potencjału w codziennej pracy detektyw, zajmującej się głównie śledzeniem niewiernych małżonków. Wydaje się cierpieć na nieustanną depresję, leczoną wypijaną co noc przed snem butelką podłego bourbona.

"Jessica Jones"

Całą historię walki bohaterki z Killgravem można czytać jako metaforę wyzwalania się kobiety z toksycznego związku.
Jakub Majmurek
Serial bardzo wiele czasu poświęca na to, by uważnie odmalować wszystkie psychologiczne niuanse relacji Jessiki z bliskim jej ludźmi: Lukiem, przybraną siostrą, główną klientką, wreszcie kluczowym przeciwnikiem: Killgravem. Za sprawą eksperymentów medycznym, jakim poddawany był jako dziecko, Killgrave jest w stanie kontrolować ludzi wokół niego. Robi z Jessiki swoją służącą, kochankę, zabawkę, ochroniarza. Akcja serialu zawiązuje się w momencie, gdy Jessika przekonana jest, że Killgrave nie żyje, ciągle jednak przeżywa traumę upokorzenia, poczucia winy, bezsilności. Całą historię walki bohaterki z Killgravem można czytać jako metaforę wyzwalania się kobiety z toksycznego związku z destrukcyjnym partnerem, z relacji opartej na manipulacji, zniewoleniu, różnych formach przemocy (łącznie z seksualną). Trudno w filmowym uniwersum Marvela o drugą produkcję, która tak udanie łączyłaby te wszystkie trudne przecież tematy ze zręcznie skonstruowaną superbohaterską narracją.

"Jessica Jones" byłaby o połowę gorszym serialem, gdyby nie tytułowa rola Krysten Ritter. Jessica w jej wykonaniu jest jednocześnie charyzmatyczna i silna oraz wewnętrznie pęknięta, podatna na zranienie. Ritter wiarygodnie potrafi przechodzić od sarkastycznego cynizmu do bezbronności i rozpaczy. Także "Daredevil" i "Luke Cage" wiele zawdzięczają trafnym obsadowym wyborom głównych postaci. Angielski aktor Charlie Cox świetnie sprawdza się w roli umęczonego irlandzkiego katolika z Hells Kitchen, nieznany wcześniej z żadnej spektakularnej roli Mike Colter rysuje postać Cage'a subtelną kreską, z dużym dystansem i humorem. 

Żelazna porażka

Niestety, nie można tego samego powiedzieć o odtwarzającym tytułową rolę w serialu "Iron Fist" Finnie Jonesie. Nie radzi sobie z rolą, od początku raczej irytuje widzów, niż wzbudza sympatię do bohatera. Choć nawet najlepszy obsadowy wybór mógłby nie uratować tej produkcji.

W całej historii współpracy Netflixa z Marvelem "Iron Fist" jest jedyną oczywistą porażką. Serial gubi te wszystkie elementy, jakie decydowały o sukcesie trzech jego poprzedników. Jego bohaterem nie jest poraniona, na różne sposoby zmarginalizowana postać, ale dziedzic wielkiej fortuny Randów (na oko dorównującej tej Starków). Danny Rand stracił co prawda w dzieciństwie rodziców i musi walczyć o kontrolę nad rodzinną fortuną, cały czas wygląda jednak jak potwornie wkurzający bogaty dzieciak pozujący na bezdomnego hipisa.  

W "Iron Fist" próżno też szukać politycznych kontekstów, subtelnego rysunku postaci czy drapieżnego portretu miasta. Zamiast tego otrzymujemy niekończące się kung-fu party, pełne odniesień do "mistyki wschodu", które wygłaszane są z taką powagą i w takim stężeniu, że mimowolnie zaczynają bawić. W pozostałych trzech serialach nadprzyrodzone elementy były dyskretnie wprowadzane w rzeczywistość Nowego Jorku XXI wieku, "Iron Fist" zupełnie gubi w tym umiar.

"Iron Fist"

Prezent dla fanów


Rand wziął wszystkie irytujące cechy swojej postaci do "Defenderów". Twórcom serii udało się je jednak sprawnie ograć. To, co w postaci Danny'ego irytowało w "Iron Fist", w "Defenderach" staje się źródłem humoru.

"The Defenders" to przede wszystkim prezent dla fanów poprzednich produkcji. Pierwsze odcinki wchłania się zachłannie; jako widzowie czekamy, aż wreszcie drogi czworga bohaterów przetną się, aż stworzą drużynę. Ze wszystkich serii Marvela i Netflixa "Defenderzy" są najlżejszą produkcją, najwięcej mamy tu zabawy wypracowaną wcześniej konwencją i ironicznego dystansu – widocznego zwłaszcza w kreacji świetnie bawiącej się swoją rolą arcyłotrzycy Sigourney Weaver.

Netflix zapowiada kolejne sezony "Daredevila", "Luke'a Cage'a" i "Jessiki Jones" na rok 2018. Jeszcze w tym roku mamy zobaczyć osadzonego w tym samym uniwersum "Punishera" – który pojawia się jako jedna z najbardziej fascynujących postaci w drugim sezonie "Daredevila". Czy producentom z Netflixa uda się dalej konsekwentnie budować gęsty, złożony z wielu przecinających się serii świat przedstawiony? Łączyć superbohaterską opowieść z mroczniejszymi, ciężkimi wątkami. Walki w obcisłych kostiumach z balzakowskim spojrzeniem na miejską rzeczywistość?

Jakiekolwiek będą dalsze losy franczyzy, pewne jest, że "Daredevil", "Luke Cage" i "Jessica Jones" to najciekawsze produkcje, jakie w tym wieku powstały na styku komiksu i telewizji. 
19