We wtorek LucasFilm wydało krótki komunikat, w którym informuje, że
Colin Trevorrow nie jest już reżyserem dziewiątej części
"Gwiezdnych wojen". Oficjalnie nie zostały podane żadne powody decyzji.
To powoli staje się tradycją w przypadku nowych projektów kinowych ze świata "Gwiezdnych wojen". Rozpoczął ją
Josh Trank, który miał nakręcić jeden ze spin-offów. Jednak po czarnym PRze, jaki reżyserowi po premierze
"Fantastycznej Czwórki" urządził
Simon Kinberg, został w ekspresowym tempie wywalony.
Gareth Edwards pozostał nominalnym reżyserem
"Łotra 1", choć LucasFilm odsunęło go od projektu po zakończeniu zdjęć, a jego miejsce zajął
Tony Gilroy. W tym roku, już po nakręceniu większości materiału, z
"Hanem Solo" musieli rozstać się
Phil Lord i
Christopher Miller. Ich miejsce zajął
Ron Howard.
O tym, że źle się dzieje na linii
Trevorrow –
Kathleen Kennedy, mówiło się już w okolicach premiery niskobudżetowego filmu reżysera
"The Book of Henry". Fakt, że obraz nie zyskał uznania krytyki i widzów, tylko dolał oliwy do ognia. W zasadzie można powiedzieć, że
Trevorrow miał ten sam problem z szefową LucasFilm, co wcześniej reżyserzy
"Hana Solo". Każda jego propozycja fabularna była torpedowana. Scenariusz stał się kością niezgody. Nie pomogło zaangażowanie w sierpniu
Jacka Thorne'a, który miał nanieść poprawki w tekście. Ostatecznie sytuacja stała się nie do zniesienia i
Kennedy postanowiła pozbyć się sprawiającego problemy reżysera.
Na razie następca
Trevorrowa nie został wybrany. Portal Deadline twierdzi jednak, że największe szanse na angaż ma
Rian Johnson, który wyreżyserował dla studia widowisko
"Gwiezdne wojny: Ostatni Jedi". Byłby to powrót do oryginalnej koncepcji. Pierwotnie bowiem
Johnson miał nakręcić i ósmą i dziewiątą część nowego cyklu. Innym faworytem jest
J.J. Abrams, który
"Przebudzeniem Mocy" udowodnił, że świetnie rozumie intencje artystyczne szefowej LucasFilm.