Camerimage: Blaski i cienie aktorskich duetów

Filmweb / autor: /
https://www.filmweb.pl/news/Camerimage%3A+Blaski+i+cienie+aktorskich+duet%C3%B3w-39127
W Łodzi zapanowała prawdziwa zima. Śniegu co raz więcej, zrobiło się chłodna, prawie że świątecznie - tylko Świętych Mikołajów jeszcze brakuje. Jednak na salach festiwalowych atmosfera gorąca, a to za sprawą kolejnych interesujących filmów.

Dzisiejszą relację zaczynam nietypowo, bo od filmu pozakonkursowego, ale za to wyczekiwanego przez wielu. Chodzi oczywiście o najnowszy obraz Ridleya Scotta z Russellem Crowem i Denzelem Washingtonem w rolach głównych. Film nosi tytuł "American Gangster" i opowiada prawdziwą historię Franka Lucasa, czarnoskórego gangstera, który na przełomie lat 60-tych i 70-tych dokonał rzeczy niewyobrażalnej - posiadał większą władzę nad światem przestępczym niż sama włoska mafia.

Lata 60-te to czasy, kiedy podział na dobro i zło, prawo i bezprawie praktycznie nie istniał. Gangsterzy spotykają się z politykami, mafiozi z gwiazdami ekranu i sportu. Wszyscy biorą, wszyscy dają, wszyscy mają coś na sumieniu. W Wietnamie trwa wojna, w Stanach w siłę rośnie kontrkultura. Lucas zna ten świat znakomicie, gdyż pracował dla szefa przestępczej organizacji trzymającej w garści cały Harlem. Po jego śmierci Lucas postanowi rozpocząć własną działalność. Dzięki swoim kontaktom w wojsku zaczyna sprowadzać z Azji heroinę tak czystą jak żadna dostępna na rynku w cenie o połowę niższej od konkurencji. Jego potęga szybko rośnie.

Z drugiej strony barykady jest Richie Roberts - dziwadło, jakich mało było w tamtym czasie w Nowym Jorku: policjant, który nie jest skorumpowany. Niestety jego zachowanie, wychodzenie przed szereg, nie podoba się jego kolegom po fachu, co przyniesie mu szereg problemów zawodowych. Jednak zwróci również uwagę szefów, którzy na mocy decyzji prezydenta mają za zadanie powołać agencję zajmującą zwalczaniem przemytu narkotyków na masową skalę. Roberts zostaje jej szefem. Nowa, czysta heroina szybko przykuwa ich uwagę. Powoli, krok po kroku zaczynają rozplątywać zagmatwaną sieć powiązań podziemnego świata i w końcu trafiają na ślad najnowszego bossa.

"American Gangster" to klasyczne kino gangsterskie opowiadające o zabawie w kotka i myszkę pomiędzy 'dobrymi' i 'złymi' bohaterami'. Jednak film ten wcale nie czuć Ridleyem Scottem. To raczej połączenie Tony'ego Scotta z Michaelem Mannem ("Gorączka" kłania się w co najmniej kilku momentach). Fani takiego kina poczują się usatysfakcjonowani. Obraz jest mięsisty, z odpowiednią atmosferą i sprawną realizacją. Tempo narracji zostało utrzymane w zasadzie przez cały czas trwania filmu, co oczywiście oznacza, że mało kto będzie się nudził. Crowe,,Russel Crowe daje solidne przedstawienie, lecz nie powala na kolana. Podobnie jest zresztą z Washingtonem, który jednak w ostatnich latach nie miał zbyt wiele ról będących dowodem na jego aktorski talent. Tym razem w końcu mu się udało. Co więcej w pojedynku aktorskim z Crowe'em,,Russel Crowe to właśnie Denzel Washington wypada lepiej.

Jednak to nie duet Crowe,,Russel Crowe-Washington okazał się przebojem wieczoru. Zapierający dech w piersiach gry aktorskiej dali Jude Law i Michael Caine w wyreżyserowanym przez Kennetha Branagha filmie "Sleuth". Ci, którzy znają oryginalną sztuką laureata literackiego Nobla Harolda Pintera bądź też kinową wersję przygotowaną 35 lat temu przez Mankiewicza mogą być mocno zaskoczeni tym, co zobaczą na ekranie. "Sleuth" został drastycznie przekształcony, a jednak nie stracił nic ze swej mocy.

Law i Caine angażują się pełne pasji tango na śmierć i życie. Caine gra bogatego, pewnego siebie pisarza, który nie potrafi znieść zdrady żony. Zaprasza kochanka (Law) do swej posiadłości, gdzie wprowadza w życie swój diaboliczny plan mający dać młodemu przystojniakowi nauczkę, jakiej nigdy nie zapomni. Ku jego zaskoczeniu okazuje się, że mężczyzna podejmuje wyzwanie, co prowadzi do niezwykłych konsekwencji.

Dwójka aktorów to w zasadzie cała obsada obrazu Branagha. I to wystarczy, by całkowicie przykuć uwagę widza i zahipnotyzować ich historią. Law i Caine chyba bardzo dobrze czuli się w swoim towarzystwie i widać, że cieszą się każdą sceną. Między nimi aż skrzy się od napięcia, owej magicznej 'chemii', która w przypadku jej braku może położyć nawet najlepszy scenariusz. Na tle fantasmagorycznej scenografii bohaterowie prowadzą zmysłowy taniec, którego stawką jest bogactwo, seks, a nawet samo życie. Nie jestem pewien, czy "Sleuth" ma wystarczająco dobre zdjęcia, by wygrać konkurs. Jak dla mnie jest to jednak póki co najlepszy film festiwalu.

We wtorek miałem również okazję obejrzeć najgorszy jak na razie obraz Plus Camerimage 2007 - Janosa Szasza "Opium". Na każdym innym festiwalu zakwalifikowanie do konkursu głównego tego filmu byłoby poważną kompromitacją. Tu ma to swoje uzasadnienie, gdyż zdjęcia autorstwa Tibora Mathe to w zasadzie jedyny element pozytywnie wyróżniający się w tym filmie.

"Opium" to bardzo prościutka opowieść psychoanalityczna o mężczyźnie, nowym lekarzu w ośrodku psychiatrycznym. Jest on pisarzem aktualnie zmagającym się z niemocą twórczą. Jest również morfinistą i seksoholikiem. Żadna z tych trzech rzeczy nie przynosi mu ukojenia, ale z żadnej też nie potrafi zrezygnować. W nowym szpitalu natyka się na atrakcyjną pacjentkę. Ma ona liczne objawy schizofrenii, lecz nie to tak intryguje lekarza a raczej jej niespożyta siła twórcza i równie wielki (choć nie zaspokojony) apetyt seksualny. Oczywiście bohater zostaje jej lekarzem, co prowadzi do komplikacji i narastającego napięcia między bohaterami.

Zdaje się, że "Opium" miało być studium szaleństwa i twórczości. Ostateczny obraz to jednak nabrzmiała od bzdurnych i w gruncie rzeczy prymitywnych pomysłów na temat szaleństwa. Niczym ropa z zakażonej rany, z ekranu i głośników sączą się strugi grafomańskiego zacięcia artystycznego, które sprowadza się do jęków, gołych kobiet i okazjonalnych monologów. Dodatkowo dwójka głównych aktorów to obcokrajowcy, którzy nie znają węgierskiego. Ich kwestie zostały zatem zdubbingowane po węgiersku, co prowadzi do kuriozalnych sytuacji zwłaszcza w przypadku aktorki podkładającej głos Stubo. Nie rozumiem po co angażować do filmu aktorów, których później nie wykorzystuje się w pełni w filmie.

Jednak zdjęcia Mathe robią wrażenia. Od strony wizualnej "Opium" prezentuje się naprawdę solidnie. Mamy tu trzy rodzaje zdjęć. Ciepłe ujęcia w kolorze złota zarezerwowano dla sytuacji pełnych skrywanego napięcia i namiętności. Wypłowiałe zdjęcia oddają ponurą atmosferę ośrodka psychiatrycznego, zaś chłodne sceny w kolorze bieli i jasnego błękitu zarezerwowano dla kilku chwil przewrotnego szaleństwa bohaterki. Piękne, fascynujące obrazy odwracają częściowo uwagę od mielizn reżysersko-scenariuszowych, lecz nie bronią filmu przed miernotą.

Dużym, ale za to pozytywnym zaskoczeniem, był dla mnie nowy film Roberta Glińskiego "Benek". Obraz został pokazany w konkursie polskim Plus Camerimage. Reżyser dokonał w nim rzeczy, która zdawała mi się niemożliwa do realizacji w Polsce: nakręcił na wskroś amerykański obraz, a jednocześnie zachował lokalny klimat.

"Benek" to 'feel good movie' opowiadający o współczesnym Śląsku i borykających się z problemami górnikach. Jednym z nich jest tytułowy Benek, który haruje czasem i na dwie zmiany, a nie ma z tego żadnych godziwych. Postanawia zatem 'zdradzić' górniczą brać, wziąć odprawę i pożegnać się z zawodem na zawsze. Ma marzenia o wspaniałej przyszłości, zakupuje mieszkanie i przejada posiadane pieniądze. A tymczasem mimo wielu wakatów, nie potrafi zdobyć pracy. Nikt nie chce przyjąć byłego górnika. Jedyną szansą może być dla niego prywatna kopalnia węgla, którą zakłada wraz z drugim zdesperowanym byłym górnikiem.

Gliński dotyka w "Benku",,Benek wszystkich współczesnych problemów górników. By całość uczynić jeszcze bardziej naturalną i wiarygodną, w rolach głównych obsadził naturszczyków, a całość dialogów opracowano gwarą. Jednak "Benek" nie jest dramatem, lecz produkcją opowiadającą o nadziei i możliwości osiągnięcia wszystkiego, jeśli jest się tylko pracowitym, nie boi się ryzyka i potrafi zaangażować innych do swego przedsięwzięcia. Amerykanie uwielbiają takie filmy, bo odpowiada to protestanckiej filozofii życia. U nas obrazy tego typu powstają rzadko, a kiedy już się tak dzieje, to są raczej mało atrakcyjne.

"Benek" tymczasem jest lekki, przyjemny, zabawny. To kino rozrywkowe, które ma szansę spodobać się szerszej widowni. Sympatyczni bohaterowie, życiowe problemy i naiwne lecz kojące zakończenie czyni z obrazu Glińskiego wartościową pozycję w repertuarze polskiej kinematografii ostatnich lat. Jednak nie sądzę, by zdjęcia Jana Budzowskiego miały jakąkolwiek szansę na zwycięstwo. Nic ich nie wyróżnia na plus, a konkurencja jest spora.

I na zakończenie słów kilka o "Sztuczkach,Sztuczki" Andrzeja Jakimowskiego. Zdobywca Złotych Lwów w Gdyni oraz dwóch wyróżnień w Wenecji bierze udział w konkursie głównym i konkursie polskim Plus Camerimage 2007. W tym ostatnim jest oczywiście faworytem, gdyż operator Adam Bajerski zdobył za zdjęcia nagrodę w Gdyni. O filmie wielokrotnie już pisaliśmy, zainteresowani mogą przeczytać także naszą recenzję. Teraz chciałem dodać zaledwie słów kilka na temat zdjęć.

Bajerski z Jakimowskim stworzyli zdjęcia tchnące optymizmem i magią. Wałbrzych widziany okiem kamery okazuje się miejscem pięknym, fascynującym i malowniczym. Zrujnowane kamieniczki stają się architektonicznymi atrakcjami, które po obejrzeniu "Sztuczek" ma się ochotę zobaczyć na żywo.

Po seansie, operator spotkał się z dziennikarzami na konferencji prasowej. Na niej opowiadał o swojej długoletniej współpracy z Jakimowskim i systemie pracy. Można się było dowiedzieć, że Bajerski uważa polską pogodę za nieprzewidywalną, co utrudnia realizację zdjęć. Najtrudniejszą sceną do nakręcenia okazała się sekwencja 'zatrzymywania' pociągu przez chłopca, która realizowana przez kilka wieczorów. Bajerski opowiedział również o tym, iż początkowo fabuła "Sztuczek" miała wyglądać nieco inaczej, a rozgrywać się miała w sceneriach przypominających te z poprzedniego filmu "Zmruż oczy". Było też więcej wątków pobocznych, które zostały usunięte w procesie montowania całości. Operator wydaje się być perfekcjonistą, gdyż pomimo licznych pochwał i nagród dla "Sztuczek", sam Bajerski nie ze wszystkich scen jest całkowicie zadowolony.

Środa należeć będzie do studentów. Głównym punktem programu będzie bowiem prezentacja filmów biorących udział w konkursie studenckim. W konkursie głównym pokazane zostaną "Ulzhan" i "Obsługiwałem angielskiego króla".

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones