DOGRYWKA: "Duke Nukem 3D Megaton Edition" na PS Vita

autor: /
https://www.filmweb.pl/news/DOGRYWKA%3A+%22Duke+Nukem+3D+Megaton+Edition%22+na+PS+Vita-109685
Co to jest "Duke Nukem 3D Megaton Edition"? To taki "Far Cry 3: Blood Dragon", tyle że naprawdę. Za pomocą PS Vita przenosimy się w przeszłość, a konkretnie do roku 1996. Świat był wtedy znacznie prostszy: zamiast zgryzoty kredytowej przepełniała mnie jedynie ciekawość, czy po lekcji informatyki zdołam spuścić manto kolegom w "Duke'a".



Odbiór rekompilacji "DN3D" wypuszczonej na Vitę zależy głównie od wieku. Taka to przykra prawda. Gra jest już pełnoletnia i jeśli nie pykaliśmy w "Duke'a" w czasach ośmioklasowej podstawówki czy nieco później, w liceum, ciężko będzie zrozumieć fenomen tego tytułu. Legendy z reguły porastają szlachetną patyną, ale dobrze wyglądają wyłącznie z daleka. Gdy bez nostalgii z tyłu głowy spróbujemy zagrać w "DN3D", będzie to doświadczenie lekko irytujące.

"Megaton Edition" (wydana wcześniej na Steam) uświadamia nam, jak bardzo zmieniła się filozofia projektowania poziomów. Jasne, znamy obrazki z internetu, gdzie porównuje się stare shootery do nowości – na zdecydowaną niekorzyść tych drugich. Leciwe już pierwszoosobowe strzelanki to gry skomplikowane, poruszaliśmy się na sporych przestrzeniach i łatwo było się zgubić. To akurat nie jest mityczne. "DN3D" to faktycznie dość wymagająca gra, zwłaszcza wedle dzisiejszych standardów. Mało tego, z reguły większość graczy pamięta raptem jeden epizod, gdyż "DN3D" wydawana była w formacie tzw. shareware – pierwszą porcję misji mieliśmy za darmo, zaś odblokowanie reszty gry wiązało się z zapłatą. Znacznie łatwiej przypomnieć sobie, co się robiło w pierwszym pakiecie misji, niż w czwartym.

Dziś, mimo oczywistej pikselozy silnika Build, można wzdychać z zachwytu nad projektami niektórych poziomów w "DN3D". Większość świetnych map znajdziemy, nie dziwota, w epizodzie "L.A. Meltdown", czyli w pierwszej partii gry. W sumie rozegrać można cztery epizody oficjalnej kampanii (czwarty, czyli "The Birth", wchodził w skład tzw. Atomic Edition). Oprócz tego dostajemy do rąk też trzy uznane oficjalnie zestawy misji. Od razu widać niestety różnice w przykładaniu się do zaprojektowania map. O ile jeszcze "Duke Carribean: Life's a Beach" to niezła przejażdżka i dość ciekawe mapki, o tyle takie "Duke It Out in D.C." jest znacznie słabsze. 

  

Nawet jeśli nie porwą nas te dodatkowe zestawy misji, czteroodcinkowa kampania to dobre kilkanaście godzin strzelaniny, suchych i szowinistycznych dowcipów oraz... śmierci i biegania jak idiota w poszukiwaniu jakiegoś przycisku. "DN3D" boleśnie przypomina nam, że istniały kiedyś czasy bez wielkich strzałek pokazujących nam cel misji. Niejednokrotnie zdarzało mi się zaciąć w jakimś momencie i spędzić kwadrans na lizaniu każdej ściany. Dlaczego? Przez nieuwagę, a tej "DN3D" nie wybacza. Ominiemy przypadkiem jakieś drzwi? No to do widzenia – gdy obejrzymy pozostałe obszary danego etapu, będziemy biegać w kółko jak kurczak z oberżniętą głową. Nie jest to oczywiście wada, raczej relikt pewnych czasów. Każdy etap sprowadzał się przecież – poza rzeźnią – do rozwiązania kilku prostych zagadek związanych z przełącznikami i do znalezienia trzech kart dostępu.

Arsenał Duke'a jest potężny. Startujemy z pistoletem, ale szybko do plecaka pakujemy również strzelbę, karabin maszynowy, RPG, bomby czy fenomenalnego, zwłaszcza w multiplayerze, Devastatora. Do tego zmniejszacz, powiększacz i broń zamrażająca wrogów... Pozostaje pytanie: jak to wszystko ogarniemy na konsoli? I tu leży pies pogrzebany. O ile na pececie ekwilibrystyka paluszkami po klawiszach 1-10 to betka, o tyle na konsoli broń zmieniamy pacnięciem w lewą lub prawą stronę ekranu. Oznacza to, że nie możemy automatycznie przeskoczyć np. ze strzelby (nr 3) na Devastatora (nr 8), tylko jak kretyni musimy pomiziać kilka razy ekran dotykowy Vity. Można się przyzwyczaić, ale – zwłaszcza podczas walk z bossami – jest to dość kłopotliwe.

Bardzo miłym dodatkiem jest rozwiązanie problemu częstych (i czasem idiotycznych) śmierci. Otóż wzorem gier wyścigowych w stylu "Forzy", gdy umoczymy, przenosimy się na ekran "replay" i za pomocą suwaka możemy zadecydować, od jakiego momentu chcemy podjąć ponowną próbę przejścia danego etapu. Świetna sprawa. 



"DN3D" oferuje także tryb multiplayer. Chciałbym coś napisać na jego temat, ale niestety ustawienie za pomocą Vity jakiegokolwiek meczu szybko okazało się niemożliwe. Albo czekałem w nieskończoność, by kopać tyłki i żreć balonówkę, albo – gdy udało się połączyć – mierzyłem się z lagiem potężniejszym niż ostatni boss w grze... Szkoda, bo akurat tryb multi z oryginału wspominam bardzo ciepło.

"DN3D Megaton Edition" nie jest niestety portem idealnym. Chciałbym, by tak było, bo Duke to jedna z tych gier, na których się chowałem. Wersja na Vitę jest niestety nieco zbugowana. Zdarza się, że opcja replay postanawia się zbuntować i wypluwa nas na początek danego etapu. To jednak rzadkość, znacznie częstsze są... spadki wydajności. Nie wiem, jakim cudem można sprawić, że gra sprzed prawie dwudziestu lat skacze, ale Abstraction Games dokonało niemożliwego. Bardzo często podczas zupełnie losowego łażenia po mapie, niezależnie od tego, czy prujemy ze wszystkiego, co mamy do Battlelorda, czy też idziemy przez pusty korytarz, gra zamiera na kilka sekund, a potem – niczym w "Kac Vegas" – pojawiamy się znikąd w innym miejscu, z reguły parę metrów dalej. Jest to główna przyczyna zupełnie bezsensownych i irytujących śmierci. Najgorsze jest to, że "zamrażanie" gry nie ma nic wspólnego z liczbą obiektów na ekranie czy intensywną akcją. Po prostu – tak jak z podatkami i śmiercią – trzeba się z tym pogodzić. 



"DN3D Megaton Edition" ucieszy każdego, kto w dzieciństwie zabijał szare komórki uroczo głupimi tekstami Duke'a, kochał błyskotliwe nawiązania do ówczesnej popkultury i wreszcie – nie bał się bardzo staroszkolnego FPS-a. Gracze, którzy zaczęli przygodę ze strzelankami w erze "Call of Duty", mogą być nieco zawiedzeni i poirytowani tym, że w zasadzie nikt nie prowadzi nas za rączkę, mało tego – odnosimy wrażenie, że gra złośliwie utrudnia nam życie. W dodatku raz na jakiś czas dostaje czkawki, co znacząco obniża przyjemność z pykania w komunikacji miejskiej. Znacznie większą przyjemność, bo podkręconą za pomocą nostalgii, będzie miał każdy gracz, który zna "DN3D" z czasów premiery. W takich okolicznościach gra będzie cudowną przejażdżką po pewnym etapie w historii gier, który – niestety – raczej już w nowych szatach nie wróci.

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones