Jako pierwsi w Polsce prezentujemy Wam recenzję nowego filmu
Davida Finchera pt.
"Dziewczyna z tatuażem". Jest to ekranizacja bestsellerowego kryminału Stiega Larssona.
Reżyser przypomina pająka wciągającego widza w sieć skomplikowanych intryg. Każda najdrobniejsza nitka (scena, dialog, a nawet gest) wydaje się niezbędna dla konstrukcji pajęczyny. W jej centrum znajdują się dziennikarz Mikael Blomkvist i hakerka Lisbeth Salander. On stracił właśnie oszczędności życia, po tym jak sąd skazał go w procesie o zniesławienie. Ona znajduje się pod stałą opieką kuratora sądowego, który uczynił z niej seksualną niewolnicę. Grający Blomkvista
Daniel Craig jest świetny – ma spsiałą, zmęczoną twarz faceta przed pięćdziesiątką zbliżającego się powoli do smugi cienia. Jego ekranowa partnerka
Rooney Mara gra, niestety, w niższej lidze – przypomina raczej zbuntowaną nastolatkę niż zakolczykowaną bombę z opóźnionym zapłonem, którą znamy z powieściowego oryginału. Zajęty głównym wątkiem śledztwa w sprawie zabójstwa sprzed czterdziestu lat
Fincher zrezygnował z pogłębienia wewnętrznych portretów bohaterów oraz skomplikowanych relacji między nimi. Trochę szkoda, bo różnica pokoleń i charakterów w połączeniu z erotyczną fascynacją tworzy wybuchową jak nitrogliceryna mieszankę.
CZYTAJ DALEJ "Dziewczyna z tatuażem" trafi do naszych kin 13 stycznia.