Graliśmy w "Overwatch"

autor: /
https://www.filmweb.pl/news/Grali%C5%9Bmy+w+%22Overwatch%22-116943
"OverwatchBlizzarda na pierwszy rzut oka kojarzy się z inną grą o dość kreskówkowej oprawie i grupowych walkach – "Battleborn". Różnice wychodzą jednak na wierzch od razu, gdy zasiądziemy przy konsoli (lub pececie). Produkcja Blizzard nie ma nic wspólnego z ambicjami a la MOBA, którymi charakteryzuje się "Battleborn". "Overwatch" to raczej bardzo lekkostrawna wersja sieciowego shootera, w którym realizm nie istnieje, ale w zamian producent chce nam dostarczyć masę absurdalnej zabawy.


Przez około dwie godziny testów rozegraliśmy kilkanaście meczów 5 na 5. Przegraliśmy tylko jeden, więc redakcyjny honor został uratowany, ale nie obyło się bez kilku klątw. Zacznę jednak od pozytywnych stron gry.

W "Overwatch" mamy do wyboru sporo przedziwnych bohaterów. Wszystkie postacie, a jest ich 21, podzielone są na cztery grupy: ataku, obrony, wsparcia i tankowania. Każda osoba ma swój unikalny wygląd, styl walki, broń oraz kilka zdolności. Dwie podstawowe odpalamy stosunkowo często, a trzecia (przypisana do trójkąta na padzie) to nasz ostateczny argument w walce. Umiejętności jest multum: zasypywanie pola walki dziesiątką rakiet, zamiana w czołg, stawianie obrony, małych wieżyczek, leczenie, zatruwanie, słowem: arsenał różnorodnych środków zagłady.

Gdy już rozegramy kilka partyjek, będziemy wiedzieli, jaki styl gry najbardziej nam pasuje. Co ciekawe, podczas meczu po każdej śmierci można zmieniać bohatera albo bohaterkę. Odbywa się to na takich samych zasadach jak np. żonglowanie klasami postaci w "Call of Duty".

 

Niestety takie rozwiązanie wprowadza czasem zamieszanie, zdarza się na przykład, że misternie zbalansowana drużyna się sypie, gdy po kilku skuchach na polu walki pojawią się same tanki… Ale muszę przyznać, że takie żonglowanie postaciami jest w grze potrzebne. Warunki na polu bitwy ciągle się zmieniają; jeśli jakaś kombinacja bohaterów spuszcza nam trzeci raz z rzędu srogie manto, warto zastanowić się nad zmianą klasy. Oczywiście podczas sparingu dziennikarskiego jakiekolwiek dogadywanie się nie wchodziło w grę, ale gdy będziemy już grać po sieci, modyfikowanie drużyny w locie stanie się kwestią podstawową.

Postacie są bardzo zróżnicowane. Na znalezienie tych ulubionych, które będziemy wybierali w odpowiednich sytuacjach, jest jednak niewiele czasu. A w kluczowych momentach przydaje się dynamiczne przełączanie pomiędzy bohaterami. Np. w klasycznej obronie Częstochowy przydadzą się dwie osoby: jedna bierze tanka, który stawia osłonę, druga – robota zamieniającego się w stacjonarne działko. A jeśli zechcemy odsapnąć i zdejmować wrogów broniących punktu na mapie, wystarczy wziąć Czarną Wdowę, by dzięki niej kosić przeciwników ze snajperki. Kombinacji jest bardzo dużo.


"Overwatch" może jednak irytować z dwóch, połączonych ze sobą, powodów – dlatego, że jest powolne i kładzie nacisk na zręcznościowy styl. Powolne jest zarówno tempo poruszania się postaci, jak i czas ich odradzania. Jeśli mamy jakąś umiejętność, która pozwoli nam na teleport czy szybki sprint, to dobrze, ale większość bohaterów leniwie się wlecze; w dodatku – gdy zginiemy, odradzamy się z reguły na początku mapy. Przeszkadza to np. wtedy, gdy nasza drużyna pokonała wraz z ochranianą ciężarówką trzy czwarte pola walki, a my tracimy czas na dojście do miejsca, w którym toczy się walka. Przeładowanie zręcznościówką polega zaś na tym, że niespecjalnie czuje się daną giwerę, nie da się biegać i często mamy wrażenie, jakbyśmy grali w starą platformówkę pokroju "Croca", tyle że z fruwającymi wszędzie rakietami.

Małym zawodem są tryby gry. Blizzard ujawnił dwa i na razie nie zanosi się na kolejne. Jeden to klasyczna dominacja, w której przejmujemy bądź pilnujemy punktów strategicznych rozmieszczonych na mapie, drugi polega na eskortowaniu ciężarówki przez jakiś teren. Po jednej rundzie gracze zamieniają się miejscami. Nie są to wyżyny kreatywności, ale wydaje się, że tryby są tylko wymówką do radosnej naparzanki, w której biorą udział mocno odjechane postacie. 


To samo dotyczy zresztą map. O ile same punkty, w których dzieje się sporo, od razu rozgrzewają się do czerwoności, o tyle sama konstrukcja map nie jest szczególnie porywająca. Być może mieliśmy za mało czasu, by dokładnie zapoznać się z różnymi miejscami, z których można np. przeprowadzać zasadzki. Nietrudno jednak było zauważyć, że gracze po prostu parli całą bandą na jakąś arenę jak, nie przymierzając, bohaterowie zwiastuna do nowego "Kapitana Ameryki".

Po każdym meczu mogliśmy zobaczyć zalążek rozwoju postaci. Na koniec rozgrywki odbywa się bowiem głosowanie i gracze wybierają te osoby, które ich zdaniem popisały się na polu walki. Wiąże się to z obecnym w pełnej grze rozwojem konta, zdobywaniem nowych przedmiotów estetycznych dla postaci, fragmentów skórek czy medali. System ten, jak przyznaje Blizzard, jest w fazie testów, więc do premiery co nieco może się jeszcze zmienić.


Wizualnie "Overwatch" zachwyca. Nie ze względu na dokonania silnika, to raczej wynikiem szlifu w stylu studia Pixar. Ten kreskówkowy sztafaż sprawia przy okazji, że gra raczej za szybko się nie zestarzeje. Do zwariowanej stylistyki dopasowano odpowiednio pokręconą oprawę audio i głosy, które została całkowicie przełożone na język polski. Mógłbym mieć zastrzeżenia do drewnianego i pompatycznego dubbingu, ale Blizzard dość zgrabnie odwołuje się do kanonu cyfrowej animacji Pixara.

Interesującą wiadomością jest model sprzedaży. Blizzard projektował "Overwatch" jako grę F2P (free to play), a jednak będzie sprzedawać ją w normalnym segmencie 60 dolarów. To najlepsza decyzja, jaką mogła podjąć firma, gdyż załatwia ewentualne problemy z balansem postaci oraz poczuciem, że musimy wydawać góry pieniędzy na doskoczenie do poziomu tych, którzy płacą. Wszyscy będą bowiem startować z tego samego poziomu.

 

"Overwatchzadebiutuje 24 maja. Wygląda na to, że będzie to najpoważniejsza i przede wszystkim lżejsza konkurencja dla nadchodzącego "Battleborn".

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones