Graliśmy w "Team Sonic Racing"

autor: /
https://www.filmweb.pl/news/Grali%C5%9Bmy+w+%22Team+Sonic+Racing%22-132849
Po kilkugodzinnej sesji z "Team Sonic Racing" miałem okazję zapytać Takashiego Iizukę – który szefuje ekipie odpowiedzialnej za gry z niebieskim jeżem jeszcze od epoki pamiętnych konsolowych wojen Segi z Nintendo, które ostatecznie wygrało Sony – czemu gracz mający do wyboru wyścigi z Crashem, Mario albo kolczastą ekipą miałby wybrać tych ostatnich. Iizuka od razu wypalił, że chodzi o rozwinięty tryb kooperacyjny, który nie jest tu jedynie opcjonalny, ale konieczny dla odniesienia zwycięstwa. "Team Sonic Racing" nie dopuszcza bowiem indywidualnej wygranej; znaczy można być najlepszym, ale jeśli gra się z patałachami, to i tak spada się z podium.


Lecz to spojrzenie przesadne, cokolwiek pesymistyczne i zmanipulowane chęcią zabłyśnięcia niezbyt błyskotliwą (sic!) elokwencją, bo myśl przyświecająca Sumo Digital, studiu pracującemu pod auspicjami Segi od piętnastu już lat, była następująca: "Team Sonic Racing" nie miało podcinać skrzydeł najlepszym, ale zachęcić do lotu tych słabszych. I faktycznie rozgrywka promuje zachowania drużynowe, a nie szybkość. Ona również jest istotna, a jakże, ale jeśli nie będziemy sobie na torze pomagać, to niewiele zdziałamy. Londyńską sesję hands-on rozpoczęliśmy od dwugodzinnej rozgrywki indywidualnej, czyli z AI u boku. Po jednym wyścigu odpuściłem sobie normalny, czyli śmiesznie łatwy, poziom trudności i od razu przeszedłem na najtrudniejszy dostępny (ekspercki pojawia się dopiero po pokonaniu kawałka gry), gdzie z kolei zauważyłem dziwną prawidłowość. Gdy ja cieniowałem, wtedy moi kumple i koleżanki z drużyny również dojeżdżali do mety na końcu, a gdy szedłem jak taran, wtedy byli tuż za mną. Tyle jeśli chodzi o aspekt drużynowy single playera. Tryb gry jednoosobowej należy traktować chyba tylko jako poligon ćwiczebny, do poznania tras i przygotowania się do sieciowego multiplayera (choć będzie można grać też lokalnie). Dopiero wtedy zaczyna się prawdziwa zabawa. A ta bywa przednia.

 

Nieprzypadkowo napisałem, że bywa, bo "Team Sonic Racing" jest tylko tak dobre, jak dobrzy są partnerujący nam zawodnicy, ale to zapewne truizm. Ogólnie rzecz biorąc, jest głośno, kolorowo i dynamicznie i już dawno nie miałem do czynienia z tak odprężającym tytułem, który nie wymagał ode mnie zaangażowania, że tak powiem, stresowego (bo odpowiedzialność za wynik rozłożona jest po równo na trzech graczy z teamu). Choć nie kryję, że pozostaję rozżalony, gdy po awarii netu odebrano mojej drużynie dwa niekwestionowane zwycięstwa. Powracając jednak do samej rozgrywki, do dyspozycji dostajemy kilkunastu graczy podzielonych na trzy kategorie: ślizgaczy (tu mamy Sonica), spryciarzy (jak Tails) i tarany (a pośród nich Knuckles), czyli ci pierwsi są szybsi niż reszta, drudzy nie tracą prędkości na przeszkodach terenowych, a trzeci sterują wytrzymalszymi pojazdami. Każdą furę można jeszcze podrasować przy pomocy zdobycznych części i jazda. Zasada jest taka, że lider ekipy prowadzi resztę. Za kołami tego, kto z ekipy jedzie na przodzie, malują się piękne złote łuki, jadąc którymi drugi z teamu nabiera prędkości, a pod koniec dostaje kopa, jakby wystrzelono go z procy. Korzystanie z owego szlaczka to klucz do zwycięstwa, bo da się dzięki temu stworzyć swoisty ciąg dopalaczy, kiedy jeden wyprzedza drugiego i na zmianę. Ale to nie jedyny trik oferowany przez grę. Na drodze porozrzucane są rozmaite kolorowe niespodzianki, ofensywne i defensywne, a jest ich całkiem sporo, dlatego zanim spamiętałem, do czego który służy, nieraz wywaliłem cały arsenał na próżno. Prócz standardowych rakiet czy bomb znajdziemy też ducha zabierającego sprzęt innym czy dopalacze, ale najfajniejsze jest to, że można przekazywać swoje rzeczy członkom drużyny, a także prosić ich o jakieś fanty, gdy to nas przyciśnie potrzeba. Jak na mój gust gra trochę za bardzo polega na tych fajerwerkach, bo element przypadkowości bywa zniechęcający, gdy człowiek jedzie bezbłędnie, dostanie dwoma rakietami po zadzie i kończy ostatni, ale cóż, taki już urok tej gry. Czasem trzeba się poświęcić dla przyjaciół.


Szkoda, że samej przyjemności z jazdy nie dorównują mało urozmaicone trasy, które tylko udają bogactwo, a tak naprawdę nie oferują nic poza polami przyśpieszenia i skoczniami, z których można machnąć jakiś trik, żeby zyskać dopalacz przy lądowaniu. Mam nadzieję, że Sega szybko udostępni graczom odpowiednie narzędzia i pozwoli im tworzyć swoje tory, bo to poważny mankament "Team Sonic Racing" i jeśli tak się nie stanie, firma może mieć problem. I to poważniejszy niż kolejna żywiołowa dyskusja na temat tego, po co w ogóle Sonikowi samochód.

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones