Na przypale albo wcale. Graliśmy w „The Crew Motorfest”

autor: /
https://www.filmweb.pl/news/Pierwsze+wra%C5%BCenia+z+%22The+Crew+Motorfest%22+-+grali%C5%9Bmy+w+nowy+tytu%C5%82+Ubisoftu-151496
Na przypale albo wcale. Graliśmy w „The Crew Motorfest”
Nie da się jeździć szybko i jednocześnie bezpiecznie, ale tego tutaj akurat nikt od nas nie wymaga. Mało tego, nawet dano nam dopalacz nitro, żebyśmy przypadkiem nie zwolnili na zbyt długo. Bo tu nie liczy się żadne tam grzebanie pod maską czy opracowywanie strategii na kolejny wyśrubowany rajd, ani taktyczne kalkulacje, tylko czysta frajda. I, zupełnie szczerze, nie zdziwiłoby mnie ani trochę, gdyby z czasem Ubisoft jako DLC wprowadził power-upy umożliwiające naparzanie do rywali kolorowymi piorunami, z których sypią się fantazyjne iskry.



Ale na pierwszy rzut oka "The Crew Motorfest" to jak najbardziej poważne arcade, gdzie z dbałością o techniczne i historyczne detale oddaje nam się do dyspozycji faktycznie istniejące pojazdy jeżdżące, pływające i latające z epoki tej i dawnej, a nawet i pędzące po asfalcie bolidy formuły pierwszej, którym będziemy musieli zmieniać opony, aby nie stracić przyczepności. Tyle że sam gameplay ma charakter typowo rozrywkowy, może aż za bardzo, bo praktycznie wszystkie auta prowadzi się tak samo – co nie znaczy, że nieprzyjemnie, bynajmniej. Lecz z owej różnorodności zostaje niewiele. Ma to rzecz jasna swoje dobre strony, bo możemy od kopa wybrać dowolny tor i pojazd i z miejsca poczuć się jak u siebie. Ogółem samochody (to jednak na nie położony jest nacisk) prowadzą się lepiej niż w "The Crew 2". Szczęśliwie zadbano o multum atrakcji, a prezentacja gry, jaką zorganizowano dla dziennikarzy, jako żywo przypominała fiestę.



Zwykle eventy typu hands-on, kiedy można przetestować dany tytuł przedpremierowo, dają dostęp do wybranego levelu i tyle. Tutaj wszystko zmontowano tak, żebyśmy mogli przeskakiwać płynnie z trybu do trybu, z auta do auta i przy aksamitnej narracji z offu poznawali wszystkie dostępne opcje. Tych jest mnóstwo, ale "The Crew Motorfest" wymagało od prasy sporego kredytu zaufania, bo po kolejnych pokonanych przez nas odcinkach ów głos opowiadał, co nas jeszcze czeka. Nie mam podstawy, żeby mu nie ufać, ale jednak, z racji wykonywanego przez siebie zawodu, pozostaję niewiernym Tomaszem. Na pierwszy rzut poszedł skąpany neonowym blaskiem tor w odległej Japonii, który miał zapewne za zadanie zaprezentować wizualną stronę gry. A tej wiele zarzucić się nie da, bo nowa produkcja Ubisoftu wygląda pięknie, może nawet aż za bardzo, bo trudno było mi się pozbyć uczucia pewnej plastikowej sterylności. Lepiej czułem się na kolejnym torze, offroadowym, gdzie można było wybrać dogodną drogę do celu; samo otoczenie również jest ciekawsze. Była to swoista zapowiedź udostępionego nam później kawałka otwartego świata, służącego za swoisty hub, z którego rozpoczynamy kolejne wyścigi. Dalej pośmigałem bolidami na zlanym deszczem torze (kolejny udany segment), sportowymi designerskimi autami za grube miliony (niełatwo będzie je odblokować), a zwieńczeniem prezentacji była jazda zabytkowymi furami marki Porsche, które, co znamiennie, nie miały nitro.



Po owej efekciarskiej części oddano nam stery. Mimo że "The Crew Motorfest" nie ucieka od swojego rodowodu, zdaje się, że poprawiono to, co najważniejsze, czyli model jazdy, bo nareszcie pojazdy nie pływają po drodze, jakby się nad nią jedynie unosiły, ale są cięższe, czuć, że istotnie sterujemy toną żelastwa. Ładnie wchodzi się w zakręty, to doświadczenie nieporównywalnie bardziej satysfakcjonujące niż poprzednio, można je ścinać albo – lepiej – wejść driftem i tuż przed uderzeniem o barierkę docisnąć pedał gazu i odpalić nitro. Ewentualne uderzenie o okalające tor przeszkody oczywiście nas spowalnia, ale, jeśli nie chcemy tracić progresu, możemy cofnąć się o kilka sekund i skorygować błąd. Mniejsze i cieńsze rzeczy po prostu taranujemy, co jest deczko rozczarowujące, bo tym samym system kolizji pozostawia sporo do życzenia. Spychane przez nas auta również nie stosują się do obowiązujących zasad fizyki. Ale jednak nie ma się co czepiać, bo mówimy przecież o bezpretensjonalnej, dynamicznej, rozrywkowej arcade’ówce.



Tory, zadania (nie zawsze musimy ukończyć wyścig na pierwszym miejscu, żeby zaliczyć dany etap) i dostępne na ich okoliczność pojazdy podzielone są na playlisty, z których każda ma dopisany kontekst fabularny (oraz inne utwory na ścieżce dźwiękowej), ale nie spodziewajcie się zbyt dużo po dolepionych do zmagań opowieściach. Zdążyłem zahaczyć o retro wyścigi, o rajdy nowymi furami na ulicach miast nocą oraz, co podobało mi się zdecydowanie najbardziej, hawajskie bezdroża. To zaledwie niewielki wycinek "The Crew Motorfest", ale to, co pokazano nam do tej pory, pozwala być nastawionym optymistycznie, bo już na tym etapie można stwierdzić, że to najlepsza gra z serii. Ale czy lepsza od konkurencyjnej "Forzy Horizon"? Tytuł ten nie pada przypadkowo, bo nie da się ukryć, za kim goni i na kim się wzoruje Ubisoft, ale na to pytanie odpowiemy sobie 14 września tego roku, kiedy gra wyjdzie na PC, Playstation i Xboxy.

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones