Mam wrażenie, że oglądaliście jakiś inny film. Skala ma filmweb'ie ma 10 punktów nie bez powodu. Jeśli jego rola ma średnią 8,1 to nie jest to błąd statystyczny a żart. Okropny, przerysowany, z nie swojej bajki.
Pierwszą większą rolą był dla niego Creed (2015), już wtedy zapaliła mi się czerwona lampka. Brakuje mu tego aktorskiego sznytu wynoszonego ze szkółki aktorskiej, czy naturalnego uroku. "Buduje" wszystkie postaci (bez wyjątków) w ten sam schematyczny sposób, a mianowicie. Wykorzystuje prostą pewność siebie swojej osoby aby przekuć ją na wręcz bufonadę, arogancję granej postaci. Dalej jest z górki. I jeszcze ten nerwowy tik mimiki gdy wypowiada kwestię, czyli unoszenie brody w geście wyższości. Jak "kolesie" z rapowych teledysków. Utwierdziłem się w tym po obejrzeniu 451° Fahrenheita (2018). Dzielą go lata świetlne od chociażby Meryl Streep.
Wiadomo że nie ma startu do Meryl Streep ;) - Ale doświadczenie aktorskie jest tutaj kolosalnie nieporównywalne, co do Michaela to w filmie ''Creed'' jego postać akurat był arogancka i wywyższającą się - I uważam że idealnie do takiej postaci pasował .
To co udało się w Creed zostało przez niego powielane wcześniej i później. Nie potrafi się dostosować do roli. Miałki warsztat. Ostatnimi czasy mamy wysyp wręcz topornej gry czarnoskórych aktorów i wszyscy twierdzą, że jest ok. Ja i Jeffrey Lebowski jesteśmy z drugiej strony tego marksistowskiego muru i krzyczymy : "Yeah, well that's just your opinion man".