Recenzja filmu

Łowca androidów (1982)
Ridley Scott
Harrison Ford
Rutger Hauer

"Widziałem rzeczy, o których wam - ludziom się nie śniło..."

UWAGA, RECENZJA ZAWIERA SPOILERY. 
UWAGA, RECENZJA ZAWIERA SPOILERY. 
"Łowca androidów" jest przykładem klasyka, docenionego przez widownię i krytykę dopiero po kilku latach od swojej premiery. W 1982 roku, kiedy film wchodził na ekrany kin w oryginalnej wersji, nie wywołał zachwytu, a wręcz przeciwnie, otrzymał od krytyków niskie noty. Dopiero ponad 10 lat później przygotowano reżyserską wersję obrazu, która zachwyciła wszystkich wielbicieli kina, przede wszystkim fabułą i efektami specjalnymi. Warto zaznaczyć, że "Łowca androidów" powstał w latach osiemdziesiątych, a więc jako film science-fiction musiał rywalizować z "Gwiezdnymi wojnami" George'a Lucasa. Sądząc po ekipie filmowej, dzieło było z góry skazane na sukces kasowy. Reżyserią zajął się Ridley Scott, a główną rolę powierzono Harrisonowi Fordowi, wówczas popularnemu aktorowi, choć znanemu głównie z "Gwiezdnych wojen". Ford jednak, angażując się w projekt, usiłował zerwać z wizerunkiem bohatera. W pierwotnej wersji scenariusza był ubrany w płaszcz i posiadał różne gadżety, więc do złudzenia przypominał Indianę. W ostatecznej wersji dzieła grany przez Harrisona Deckard nie różnił się od przeciętnego człowieka. Dziś obraz Scotta uważany jest za arcydzieło gatunku, zajął 1. miejsce w ankiecie przeprowadzonej przez magazyn "WIRED" na najlepszy film science-fiction wszech czasów, a od wielu krytyków zyskał miano najlepszego obrazu w reżyserskim dorobku Scotta. Akcja filmu rozgrywa się w Los Angeles w 2019 roku. Ludzie dzięki rozwojowi technologii i nauki zaprojektowali androidy - roboty zewnętrznie nieróżniące się od człowieka, jednak dużo sprawniejsze i silniejsze fizycznie, z inteligencją zbliżoną do ludzi. Naukowcy stworzyli owe maszyny tylko po to, by zaspokajać osobiste potrzeby ludzi oraz dla własnych korzyści. Androidy są wykorzystywane jako niewolnicy na koloniach okołoziemskich. Po nieudanym buncie wyzwoleńczym roboty otrzymały dożywotni zakaz wstępu na Ziemię. Ktokolwiek z nich złamie przepisy, zostanie bezwzględnie usunięty przez tzw. łowców androidów. Replikanty żyją maksymalnie 4 lata, ale podczas tego czasu mogą nauczyć się ludzkich uczuć. Oto krótki zarys fabuły tego wspaniałego filmu. Bo oto właśnie w tak widowiskowym dziele fabuła odgrywa znaczącą rolę. Dzieło Scotta stawia przed widzem pytanie o granicę człowieczeństwa i moralności. Obraz powstał na podstawie wspaniałej książki Philipa K.Dicka pt. "Czy androidy marzą o elektrycznych owcach?". Tak więc już w tytule źródła obrazu zauważamy słowo: "marzą". Jest to uczucie zarezerwowane tylko dla człowieka, nie posiadają go ani zwierzęta, ani rośliny. Tak więc można by zadać pytanie: Czy androidy mają uczucia? Myślę, że cały film Ridleya Scotta stara się odpowiedzieć na to pytanie. Główny bohater grany przez Harrisona Forda, Rick Deckard, to tytułowy łowca androidów. Nie jest on jednak typowym bohaterem znanym z tego typu filmów. Nie nosi żadnego kostiumu, nie wygląda na kogoś, kto mógłby w pojedynkę pokonać kilku przeciwników, nie jest szlachetny, a wręcz przeciwnie, uparty i bezwzględny w wykonywaniu swojej pracy. Wyglądem także się nie wyróżnia, sprawia wrażenie przeciętnego człowieka. Jednakże to właśnie on, jako najlepszy łowca, zostaje przydzielony do zadania, polegającego na zlikwidowaniu grupki zbuntowanych replikantów. Podczas swojej pracy poznaje miłość swojego życia oraz odkrywa prawdę, której dotychczas chciał zaprzeczyć: roboty czują, kochają i chcą być kochane. Walczą tylko z pragnienia wolności, usiłując uwolnić się spod niewoli ludzi. Postać łowcy jest tak ciekawa dzięki bardzo dobrej grze aktorskiej Harrisona Forda. Bardzo ważna dla zrozumienia głębi i przesłania filmu jest postać Roya Batty'ego, kapitalnie zagrana przez Rutgera Hauera. Roy w obrazie Scotta jest przywódcą grupy zbuntowanych replikantów, która przybywa na Ziemię. Choć jest on momentami bardzo brutalny i bezwzględny, posiada skłonności filozoficzne. Pragnie się dowiedzieć czegoś więcej o swojej osobie, długości życia itp. Nie chce jedynie być głupią maszyną, ale dąży do uzyskania praw do życia i równości dla androidów. Do historii kina przeszedł jego wzruszający monolog w ostatniej chwili "życia": "Widziałem rzeczy, o których wam, ludziom, się nie śniło. Wszystkie te chwile przepadną w czasie jak łzy w deszczu... Pora umierać". To raz jeszcze uświadamia widzom, jak wielka była nawet w maszynach chęć do życia. Moim zdaniem warto zwrócić szczególną uwagę także na niezwykle barwną postać J.F. Sebastiana (genialny William Sanderson), projektanta genetycznego. Mogę śmiało stwierdzić, iż właśnie ta osoba (nawet bardziej niż Roy) jest w dziele postacią tragiczną. Sebastian cierpi na nieuleczalną chorobę gruczołów skóry, przez co jego skóra bardzo szybko się starzeje (mężczyzna, mając 25 lat, wygląda jakieś 20 lat starzej). J.F. to przede wszystkim człowiek samotny i smutny. Nie ma przyjaciół, jedynym towarzystwem są dla niego zabawki, które sam zaprojektował. Myślę, że ta postać także powoduje pozytywne odczucia u widza poprzez swoją niezwykłą życzliwość w stosunku do androidów, a nawet próbę zrozumienia ich losu. Niestety, nawet tak pozytywną osobowość w "Łowcy androidów" spotyka okrutna śmierć z ręki Batty'ego, któremu szczerze starał się pomóc. Ogromnym plusem obrazu jest strona wizualna filmu. Efekty specjalne i scenografia wprost szokują swą doskonałością. Biorąc pod uwagę fakt, że obraz pochodzi z 1982 roku (ma więc już 26 lat!), jest genialny wizualnie. Sądzę, że do dziś w niewielu filmach zastosowano lepsze efekty komputerowe, dźwiękowe, specjalne. Film ten jest bardzo aktualny także we współczesnym świecie. Przestrzega ludzkość przed zbytnim postępem technologii, zabawą człowieka w Stwórcę. Jego przesłanie o tolerancji i szacunku do człowieka jest wciąż aktualna do dnia dzisiejszego. Dzieło Scotta jest − w moim przekonaniu − wołaniem o uszanowaniem godności drugiej osoby oraz ochrony życia, prawa do życia wszystkich istot. W obrazie androidy są bezwzględnie zabijane przez łowców. Zabójstwo w świecie przedstawionym przez Ridleya Scotta nie nazywa się egzekucją, lecz dymisją. Nagle okazuje się, że roboty podobnie jak ludzie posiadają uczucia i chcą żyć. Jak zaznacza Roy w rozmowie z J. F. Sebastianem: "Nie jesteśmy komputerami...". Zwieńczeniem wspaniałości arcydzieła jest jego wybitne zakończenie (mówię o wersji reżyserskiej). Sugeruje ono, że Deckard także był androidem, tyle że o tym nie wiedział. Świadczy o tym następujący cytat jednego z łowców: "Szkoda, że ona (mowa tu o replikantce Rachael) długo nie pożyje. Ale kto z nas żyje...?". Więc być może wszyscy filmowi bohaterzy są robotami, bo ludzkość w postępie technologii i zabawie w Stwórcę zagubiła drogę życia i godności. W szczególny sposób pragnę polecić oglądanie "Łowcy androidów", jednego z najlepszych filmów, jakie widziałem!
1 10
Moja ocena:
10
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
O "Łowcy androidów", najwybitniejszej adaptacji prozy Philipa K. Dicka, napisano do dzisiaj tomy... czytaj więcej
Są dzieła kinematografii, które wypalają się na siatkówce oka tak głęboko, że pod zamkniętymi powiekami... czytaj więcej
W roku 1968 genialny pisarz Philip K. Dick opowiedział nam o robotach, które zachowują się jak ludzie, i... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones