Recenzja filmu

Szatan kazał tańczyć (2016)
Katarzyna Rosłaniec
Magdalena Berus
Łukasz Simlat

Ładne obrazki nie wystarczą

Filmowy kadr przypomina formatem zdjęcia z Instagrama albo nagranie z komórki. Rosłaniec nakręciła film dla pokolenia Snapchata, dla świata natychmiastowej produkcji i konsumpcji wizualnej. Gdzie
Dawno żaden film nie wzbudził we mnie tak mieszanych uczuć co "Szatan kazał tańczyć". Z jednej strony, pod wieloma względami robi wrażenie: rytm, forma, obraz, próba sportretowania świata bardzo młodych bohaterów z konsekwentnie dziewczyńskiego punktu widzenia. Z drugiej – jakkolwiek życzliwie bym na ten film patrzył – nie da się ukryć, że z ekranu wprost wylewa się na widzów potok pretensji i głupoty. 



Zacznijmy od mocnych stron filmu. Katarzyna Rosłaniec z pewnością czuje kino i współczesną kulturę audiowizualną. "Szatan kazał tańczyć" to  dzieło bardzo przemyślane formalnie. Składa się z serii scen-fragmentów z życia bohaterki. Sceny te w małym stopniu układają się w narrację; w zasadzie można by je potasować i ułożyć w dowolnej kolejności. Wielu kluczowych wydarzeń w ogóle tutaj nie ma albo są jedynie sugerowane, pozostawione domysłowi widzów.

Filmowy kadr przypomina formatem zdjęcia z Instagrama albo nagranie z komórki. Rosłaniec nakręciła film dla pokolenia Snapchata, dla świata natychmiastowej produkcji i konsumpcji wizualnej. Gdzie obrazy nie mają tak naprawdę czasu, by stać się obrazami, zlewają się z rzeczywistością, nie są się w stanie ułożyć w opowieść.

"Szatan..." udanie poddaje ten świat artystycznej obróbce, czerpie z niego inspiracje dla filmowej wizji. Świat przedstawiony wygląda na ekranie naprawdę dobrze, w czym wielka zasługa zaprojektowanych przez samą Rosłaniec kostiumów i zdjęć Virginie Surdej. Warszawa wygląda jak podrasowany Berlin, wiele scen ma wielką filmową siłę – np. nakręcony w jednym ujęciu, koszmarny rodzinny obiad albo wizyta bohaterki w koszmarnej jadłodajni w centrum handlowym.



Niestety wszystko się sypie, załamuje pod ciężarem pretensji, jakie autorka włożyła w film. Bohaterka jest pisarką, której powieść odnosi międzynarodowy sukces; dziewczyna jeździ ją promować nawet na Tajwan (!), gdzie wybitnie popowa telewizja zachwyca się "powieścią, wywołującą oburzenie w katolickiej Polsce". Cały ten pisarski wątek jest, mówiąc wprost, idiotyczny i zupełnie niewiarygodny. Nie tak działa globalny system literatury. Młode pisarki tworzące w słabo znanym języku z Europy Wschodniej raczej nie zostają międzynarodowymi gwiazdami. Tajwańska telewizja niekoniecznie musi sobie zdawać sprawę z tego, że coś takiego jak "katolicka Polska" w ogóle istnieje. Być może wątek pisarskiej kariery to tylko fantazja bohaterki, ale jeśli tak jest, to Rosłaniec nie udało się tego zasygnalizować.



Bohaterka nie tylko pisze, ale jest też współczesną "poetką przeklętą". Spala się w narkotykach, imprezach, seksie, związkach – z fotografem, muzykiem i innymi przedstawicielami przemysłów kreatywnych. W dodatku choruje na serce. Co chwile słyszymy odniesienia do "klubu 27", mitologii bohemy i rock and rolla. W pewnym momencie mamy tak duży przesyt, że film mimowolnie staje się irytujący i śmieszny. Reżyserka pokazuje pretensjonalną postać i jej świat, ale nie potrafi tych pretensji sproblematyzować, przez co nieznośnie pretensjonalny staje się sam film, a historia bohaterki wydaje się nam wyłącznie wydumana. 

Gdyby reżyserka opowiedziała historię dziewczyny z dobrego domu z Warszawy, która imprezuje, szuka miejsca w życiu, żyje za mocno, próbuje wyrazić się artystycznie, coś pisze, a nawet publikuje – mógłby powstać naprawdę dobry film. To, co widzimy, jest zbyt niewiarygodne, by zaangażować się w tę opowieść.

Na pewno Rosłaniec powinna kręcić filmy, ale dla dobra jej kariery i polskiego kina niech zatrudni do następnego scenarzystę! Pisanie nie idzie jej bowiem najlepiej. Nie wystarczy czuć filmową formę, trzeba jeszcze coś wiedzieć o świecie. Kino to nie Instagram – ładne obrazki nie wystarczą. 
1 10
Moja ocena:
5
Filmoznawca, politolog, eseista. Pisze o filmie, sztukach wizualnych, literaturze, komentuje polityczną bieżączkę. Członek zespołu Krytyki Politycznej. Współautor i redaktor wielu książek filmowych,... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones