Łyżka miodu

Chociaż olimpiada to w tym przypadku fabularny strzał w dziesiątkę, "Maja" ma niestety marne szanse, by przegonić faworytów z Hollywood. Spowalnia ją nie tylko odtwórczy tekst oraz mało efektowna
Stylowy, pasiasty wzór, całun złotych włosów, grymas mądralińskiej, która przechytrzyła właśnie cały świat – jaka Maja jest, każdy widzi. I choć jej zakorzenione w popkulturze oblicze, związane nieodmiennie z analogowymi technikami animacji, zostało w nowej wersji całkowicie rozmyte, bohaterka wciąż sprawdza się jako rzeczniczka wykluczonych oraz nauczycielka empatii. Tym razem Maja, niewielki trybik w potężnej pszczelej monarchii, staje do rywalizacji w owadzich Igrzyskach Ulimpijskich. Stawka jest wysoka: jeśli bohaterce oraz jej druhowi Guciowi nie uda się wylądować na najwyższym miejscu podium, cały letni miód zostanie zagarnięty przez bezlitosną królową z bogatej stolicy. Żuki ostrzą rogi, mszyce ćwiczą formacje bojowe, w programie między innymi wyścigi na przerażonych ważkach, bitwa na ubity pyłek oraz wspinaczka po zdradzieckich łodygach. Czas, start!


"Pszczółka Maja: Miodowe igrzyska" to klasyczna sportowa opowieść o bandzie fajtłap, którzy brak bożej iskry nadrabiają solidarnością i ciężką pracą. Maja i Gucio, sprowadzeni do roli arbitrów w kruchym sojuszu pomiędzy wyrzutkami, oddają pole znacznie fajniejszym postaciom: jest wśród nich neurotyczna pajęczyca z depresją, owładnięty strachem przed zarazkami karaluch, a także czarny charakter z prawdziwego zdarzenia, czyli pszczółka tresowana przez ojca na bezwzględną mistrzynię. To barwna zgraja i zarazem ciekawy przegląd postaw wobec bliźniego, w sam raz dla dzieciaków odpoczywających pomiędzy kolejnymi scenami akcji.

Nawet jeśli nasz charakter jest skutkiem wychowawczych błędów, wciąż ponosimy pełną odpowiedzialność za swoje czyny – przekonują twórcy bajki i starsi widzowie zapewne pokiwają głową z uznaniem. Ciekawych wątków jest tutaj zresztą więcej, z opowieścią o cnocie tolerancji, zaletach matriarchalnego społeczeństwa oraz wyjątkowej roli prowincji na czele. Postać wymyślona przez niemieckiego pisarza, unieśmiertelniona w austriacko-japońskiej animacji oraz zestrojona w naszej świadomości z polskim szlagierem Zbigniewa Wodeckiego, jak mało kto nadaje się na międzynarodowy symbol obywatelskich cnót.


Chociaż olimpiada to w tym przypadku fabularny strzał w dziesiątkę, "Maja" ma niestety marne szanse, by przegonić faworytów z Hollywood. Spowalnia ją nie tylko odtwórczy tekst oraz mało efektowna komputerowa animacja (za sprawą ubogiej mimiki i sterylnych teł życia brakuje zarówno bohaterom, jak i cyfrowemu światu), ale też nieco zbyt mdły jak na mój gust humor. Ani to slapstick, ani komedia sytuacyjna, a jak na tak dziki świat, mało tu również absurdu oraz ironii. Może za cztery lata będzie złoto. Póki co – jak mawiał Przemysław Babiarz – doskonałe, jedenaste miejsce. 
1 10
Moja ocena:
6
Dziennikarz filmowy, redaktor naczelny portalu Filmweb.pl. Absolwent filmoznawstwa UAM, zwycięzca Konkursu im. Krzysztofa Mętraka (2008), laureat dwóch nagród Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Kontynuacja znakomitego filmu z 2014 roku, niestety już nie tak udana. Zacząć należy od tego, że... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones