Recenzja filmu

Frantz (2016)
François Ozon
Pierre Niney
Paula Beer

Życie nie jest czarno-białe

Ozon udowadnia, że wojna zbiera ofiary z obu stron barykady. Obie strony konfliktu mają grzechy na sumieniu. Reżyser próbuje w swoim filmie jednoznacznie dzielić bohaterów na ofiary i agresorów
W sierpniu, w Polsce do kin weszły dwa filmy Françoisa Ozona – "Frantz" oraz "Podwójny kochanek". Jak możliwe by w tak krótkim czasie reżyser nakręcił dwa tak odmienne od siebie filmy? Takiej rzeczy mógł dokonać tylko Ozon. Nie chodzi tylko o epoki (różnica między czasem akcji wynosi prawie 100 lat), w których oba filmy się rozgrywają, o tonację w jakich są utrzymane (w przeciwieństwie do "Frantza" ten drugi jest całkowicie w kolorze) czy ilość scen erotycznych, ale także o problematykę. Celem "Podwójnego kochanka" jest szokowanie i dostarczanie widzowi rozrywki, "Frantz" ma za zadanie po seansie pozostawić widza z moralnymi dylematami. Reżyser kwestionuje nasze poglądy na temat wojny, zabijania czy kłamstwa. Udowadnia, że w przeciwieństwie do kolorystyki filmu w życiu nic nie jest czarno-białe. Czy przemilczenie istotnych faktów jest jednoznaczne z oszustwem? Co jeśli kierują nami dobre intencje? Uważamy, że brak pewnej wiedzy uchroni bliskie nam osoby przed cierpieniem? 

Anna, odgrywana przez mało znaną, ale bardzo utalentowaną aktorkę, Paulę Beer, staje przed ciężkim wyborem. Zdaje sobie sprawę, że z sytuacji, w której się znalazła, nie ma dobrego wyjścia i może ona tylko wybrać mniejsze zło. Dotychczasowo niewinna młoda dziewczyna pod wpływem straty ukochanego Frantza, praktycznie rezygnuje z życia w społeczności. Odziewa się w czerń i zamiast chodzić wraz z rówieśnikami na tańce, wybiera samotne odwiedziny cmentarza i spędzanie czasu z pogrążonymi w żałobie rodzicami jej ukochanego. To właśnie w tym miejscu pozna człowieka, który diametralnie zmieni jej życie.


Stolica Francji w filmie Ozona jest inna od tej, którą znamy z "O północy w Paryżu", ''Amelii" czy choćby "Nieba nad Paryżem". Brakuje w nim radości, spontaniczności, uśmiechu i magicznej atmosfery. To miasto smutne, mieszkają w nim ludzie, z których każde nie mogło pogodzić sobie z wojenną traumą. Widać to nie tylko w szpitalu dla weteranów, ale także na ulicach i w kawiarniach. Francuzi, tak samo jak przed wojną chodzą do opery czy Luwru, jednak gdy intonują "Marsyliankę" wkładają w jej wykonanie ból, strach i tęsknotę, które zrodziły się w wyniku wojny.

Ozon udowadnia, że wojna zbiera ofiary z obu stron barykady. Obie strony konfliktu mają swoje grzechy na sumieniu. Reżyser próbuje w swoim filmie jednoznacznie dzielić bohaterów na ofiary i agresorów jak ma to miejsce w innych obrazach dotykających tematu wojny. Mimo że sam jest Francuzem ani razu nie skręca w nacjonalistyczną narrację, chcąc ukazać, jak wiele wycierpieli jego rodacy z powodu wywołanej przez Niemców I wojny światowej. Decyduje się pokazać prawdę – obywatele jednego i drugiego kraju zabijali i ginęli. Wielu z nich było niewinnych, odwoływali się do idei pacyfistycznych w swoim życiu, a na front wyruszyli pod wpływem nacisku rodziców. Niezwykle emocjonalna jest scena, w której doktor Hoffmeister (Ernst Stötzner) tłumaczy się swoim przyjaciołom, że to właśnie ojcowie są winni śmierci swoich dzieci. Wkładając do ich głów chorobliwe ambicje i nienawiść doprowadzili do ich zguby, a także zniszczenia wielu miast, narodzin wzajemnej wrogości.


Cały film przez większość czasu jest utrzymany w czarno-białej tonacji, która jest przerywana na chwilę w kilku scenach. Zabieg ten ma symbolizować poprawę nastoju Adriena Rivoire'a (Pierre Niney), podkreślać momenty, w których był tak naprawdę szczęśliwy. Jest to ciekawy zabieg, bo mimo że kolory powracają wydają się one wyblakłe i poszczególne kadry sprawiają wrażenie pokolorowanych. Podobnie jak w "Artyście" gdzie pod koniec seansu niemego filmu możemy usłyszeć dźwięk, tak samo twórcy "Frantza" decydują się połączyć klimat dawnego kina wraz z osiągnięciami technologii, tak by wzmocnić przekaz swoich dzieł. 
Film Françoisa Ozona nie jest w całości czarno-biały, tak samo jak nasze życie. Czy kłamstwo możemy zawsze tak łatwo definiować? Czy ono zawsze jest złe? Niezależnie od epoki, w której żyjemy, naszego wieku czy statusu, możemy zostać postawieni przed moralnym dylematem. Czy zachowamy się wtedy jak Anna? 
1 10
Moja ocena:
7
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Zawsze wychodziłam z założenia, że kłamstwo jest złe i nie ma co go usprawiedliwiać i racjonalizować. Ten... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones