Recenzja filmu

Human Traffic (1999)
Justin Kerrigan
John Simm
Lorraine Pilkington

48 godzin ostrej jazdy bez trzymanki

"Human Traffic" to pełnometrażowy debiut młodego walijskiego reżysera Justina Kerrigana. Film opowiada o pięciorgu przyjaciół z miasteczka Cardiff, których życie, w dużym uproszczeniu, sprowadza
"Human Traffic" to pełnometrażowy debiut młodego walijskiego reżysera Justina Kerrigana. Film opowiada o pięciorgu przyjaciół z miasteczka Cardiff, których życie, w dużym uproszczeniu, sprowadza się do dwóch rzeczy: pracy (której większość z nich nie lubi) oraz weekendowych wizyt w klubach tanecznych, gdzie oddają się szalonej zabawie. Fabuła nie jest zatem skomplikowana. Bohaterowie mają swoje osobiste problemy, ale wszystkie one są raczej dodatkiem do treści niż jej podstawą. Najważniejszą rzeczą w tym filmie jest bowiem dzika, okraszona narkotykami weekendowa zabawa w klubie. Jip (John Simm), Lulu (Lorraine Pilkington), Koop (Shaun Parkes), Nina (Nicola Reynolds) oraz Moff (Danny Dyer) to właśnie jej podporządkowują całe swoje życie. Do pracy chodzą jedynie po to by zarobić pieniądze niezbędne na bilet do dyskoteki i kilka tabletek Ecstasy oraz parę gramów marihuany. Od tej chwili są tylko kluby, dragi, puby i imprezy. 48 godzin ostrej jazdy bez trzymanki. Kompletny odjazd, zabawa na maksa – mówi jeden z bohaterów na początku weekendowego szaleństwa. Wbrew pozorom, mimo szczątkowej fabuły "Human Traffic" tworzy spójną całość, którą na dodatek bardzo dobrze się ogląda. Poszczególne sceny aż kipią od pomysłów i widz cały czas jest nimi zaskakiwany. Zmieniają się zdjęcia, konwencje, a nawet taśma filmowa. Aktorzy zwracają się wprost do kamery i wygłaszają kwestie skierowane do kinowych widzów. Wiele wydarzeń jest komentowanych przez dowcipne scenki, które są nie tylko oryginalne, ale przede wszystkim nieodparcie śmieszne. Oglądając "Human Traffic" nie mogłem się oprzeć wrażeniu, że Kerrigan całymi garściami czerpał z "Annie Hall" Woody Allena. Mamy tu zarówno scenkę, w której osoba wypowiada jedną kwestię a jednocześnie napisy pokazują, iż myśli ona co innego, jak i również retrospekcję, podczas której Jip przenosi się z Lulu w przeszłość i z boku ogląda (oraz komentuje) swoje nieudane podboje miłosne. Te wszystkie elementy, wraz ze wspomnianym wcześniej zwracaniem się aktorów wprost do kamery, znamy już z filmu Allena. Zabiegi te sprawdziły się u niego i z powodzeniem zdały egzamin również u Kerrigana. Dzięki nim obraz staje się jeszcze żywszy i bardziej przypomina teledysk, czy program rodem z MTV niż tradycyjną komedię obyczajową. Jednak "Human Traffic" nie jest doskonały. Mimo sprawnej realizacji i niekiedy genialnych dialogów (np. rozmowa o narkotycznych podtekstach "Gwiezdnych Wojen") film po jakimś czasie zaczyna nużyć. Bohaterowie cały czas ćpają, tańczą i wygłaszają "naczesane" kwestie zatem po godzinie przestaje to nas powoli bawić i skupiamy się jedynie na technicznej stronie filmu. Od czasu do czasu pada niezły żart, ale widać wyraźnie, że albo Kerriganowi zabrakło pomysłów, albo chciał w ten sposób pokazać zmęczenie i nadchodzącego kaca swoich bohaterów. Moim zdaniem bardziej prawdopodobne jest pierwsze wytłumaczenie. Drugą rzeczą, która w "Human Traffic" nie przypadła mi do gustu to podejście twórców do tematu narkotyków. W tym momencie naturalnym staje się porównanie obrazu debiutującego Walijczyka do filmu "Trainspotting" Danny'ego Boyle. I tu i tu bohaterowie ćpają, jak najęci, ale o ile u Boyle'a końcowa wymowa obrazu jest taka, iż narkotyki niszczą człowieka, o tyle u Kerrigana są jedynie częścią zabawy, a ich zażywanie nie niesie ze sobą żadnych konsekwencji (poza kacem). Co prawda pod koniec filmu Moff mówi, że postanawia przestać "brać", ale po krótkiej chwili obraca to wszystko w żart i możemy oczekiwać, że za tydzień odbędzie się kolejna szalona noc w dyskotece. Takie podejście do kwestii narkotyków sprawiło, że Kerrigan miał spore problemy ze zdobyciem funduszy na realizację swojego obrazu. Wiele instytucji obawiało się finansować film, który otwarcie pokazywał, że zażywanie narkotyków to czysta i bezpieczna przyjemność. Zgadzam się z nimi. W dzisiejszych czasach, kiedy tyle mówi się o narkomanii wśród dzieci i młodzieży, robienie filmu będącego niemalże afirmacją "dragów" wydaje mi się błędem. "Human Traffic" to obraz skierowany przede wszystkim do ludzi młodych i to oni oglądając go odbiorą wrażenie, że narkotyki są w porządku i należy je traktować jedynie jako część dobrej zabawy. Wrażenie to będzie jeszcze mocniejsze, ponieważ główni bohaterowie to w większości rówieśnicy potencjalnych widzów. W tym miejscy należałoby napisać kilka słów na temat gry aktorów występujących w "Human Traffic". Są to artyści młodzi i, co więcej, sami zetknęli się już wcześniej z kultura klubową. Dzięki temu ich gra jest niezwykle naturalna, spontaniczna i oczywiście wiarygodna. Oglądając ich na ekranie ani przez chwilę nie wątpimy, że historia opowiedziana w filmie mogła wydarzyć się naprawdę. Realizm potęguje doskonała muzyka, która nie tylko ilustruje omawiany obraz, ale przede wszystkim jest jego integralną częścią. Ponieważ większa część akcji rozgrywa się na imprezach i w klubie, stąd też rytmy techno stają się w pewnym momencie jednym z odgłosów otoczenia i przestajemy odbierać je jedynie jako dodatek do obrazu. Lista zespołów, które udostępniły swoje nagrania dla potrzeb filmu jest naprawdę imponująca i obejmuje 30 pozycji, w tym takie sławy jak Fatboy Slim, Public Enemy czy Orbital. "Human Traffic" to niezły film, ale przeznaczony głównie dla młodszej części widowni. Jeżeli podobało Ci się "Trainspotting", to w ciemno możesz udać się na "Human Traffic" – na pewno nie będziesz zawiedziony. Jeżeli jednak nie lubisz filmów, w których bohaterowie ćpają, klną i słuchają głośnej muzyki, lepiej zostań w domu.
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones