Recenzja filmu

Lady Bird (2017)
Greta Gerwig
Saoirse Ronan
Laurie Metcalf

Angry Bird

Precyzyjnie napisany scenariusz, przy nieocenionej pracy aktorów, tworzy doskonale spójną całość. Saoirse Ronan, która kilka lat wcześniej pokazała klasę w  "Brooklynie", potrafi uchwycić
"Lady Bird" zyskało za granicą miano niemal arcydzieła. Oficjalna premiera w Polsce dopiero 2 marca, a wysyp nagród i zachwyty krytyków już teraz budują niezdrowy hype. Widzowie, którzy oczekują, że film Grety Gerwig odmieni ich życie i otworzy oczy na "ważne kwestie", mogą poczuć się zawiedzeni zawartą w nim "prymitywną tematyką" dorastającej nastolatki. Warto zatem zachować szczególną ostrożność, aby pompowany do niebotycznych rozmiarów balonik w końcu nie pękł.

Tytułowa bohaterka to dorastająca dziewczyna, uczęszczająca do katolickiego liceum; typowa zbuntowana nastolatka – nienawidzi swojego prawdziwego imienia (Christine), często kłóci się z matką, prowokuje na zajęciach ludzi z konserwatywnym podejściem do życia. Obserwujemy jej dojrzewanie – chęć wyrwania się z małego miasteczka Sacramento w Kalifornii, pierwsze miłosne uniesienia i rozczarowania, przyjaźń i wspólne wygłupy z przyjaciółką Julie.

"Lady Bird" to kino coming-of-age w najlepszym wydaniu. Reżyserka i scenarzystka – Greta Gerwig – zaskakuje w nim niezwykłą, jak na samodzielny debiut (wcześniej nakręciła wraz z Joeyem Swanbergiem "Noce i weekendy"), naturalnością dialogów i wiarygodnością bohaterów. Precyzyjnie napisany scenariusz, przy nieocenionej pracy aktorów, tworzy doskonale spójną całość. Saoirse Ronan, która kilka lat wcześniej pokazała klasę w "Brooklynie", potrafi uchwycić bezpretensjonalność swojej postaci, oddać cały wachlarz emocjonalny buntującej się nastolatki. Wygrane są tu poszczególne relacje z najbliższymi ludźmi z jej otoczenia - permanentny konflikt z matką (równie znakomita kreacja Laurie Metcalf), przepychanki słowne z bratem Miguelem, beztroskie zabawy z przyjaciółką Julie, miłosne podchody z chłopakami.

Wzloty i upadki okresu dojrzewania od razu przywołują skojarzenia z filmem "BoyhoodRicharda Linklatera. Punktów wspólnych między Gretą Gerwig a twórcą "Przed wschodem słońca" wydaje się znacznie więcej niż tylko sam motyw przewodni. Świadczy o tym nie tylko wspomniane wcześniej ucho do dialogów, ale przede wszystkim dbałość o szczegółowe oddanie sposobu myślenia ludzi sprzed ery smartfonów.

Można oczywiście zarzucać "Lady Bird", że nie jest niczym odkrywczym w temacie dorastania, a podejmowane w nim problemy to jedynie błahostki, wyolbrzymione przez rozhisteryzowaną nastolatkę. Wystarczy jednak na chwilę zastanowić się, jak wyglądało/wygląda ono z naszej perspektywy. Kiedy rodzice mówili innym, niezrozumiałym dla nas językiem, rozstania z chłopakiem/dziewczyną stanowiły małe końce świata, a najdrobniejszy sukces wydawał się złotym medalem na Igrzyskach Olimpijskich. Greta Gerwig pozwoliła przedstawicielom jej pokolenia na nostalgiczną wędrówkę do własnych młodzieńczych lat (mimo, że większość poruszanych kwestii mogło ich bezpośrednio nie dotyczyć), młodszym widzom natomiast - dać próbkę tego, co może ich w przyszłości czekać.

"Lady Bird" to filmowy powiew świeżości. Szczery, lekki, a przy tym uporządkowany i samoświadomy. Pozostaje mieć nadzieję, że reżyserskie zapędy aktorki nie były wyłącznie jednorazowym kaprysem i w przyszłości zaowocują pokaźną i wartościową filmografią.
1 10
Moja ocena:
8
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
[left]Zaledwie dwa lata temu Saoirse Ronan grała pierwszoplanową rolę w „Brooklynie”. Jej postać była... czytaj więcej
Wielkimi krokami zbliża się czas filmowych podsumowań minionego roku. Złote Globy zostały rozdane,... czytaj więcej
"Lady Bird" ukazuje losy niepokornej Christine McPherson, uczennicy katolickiego liceum. W rolę tę wciela... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones